niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 60

Jeeezu jak mnie tu dawno nie było!
No więc trochę ciężko, nie powiem...weny nie było, brak pomysłów...ale stwierdziłam że mam za duży sentyment i MUSZĘ skończyć to opowiadanie do końca ! Także jeszcze kilka rozdziałów epilog i zaczynamy na nowo !
Troche głupio tylko , że tak dużo blogerów odchodzi...ale ja jak na razie nie odchodzę :3 NIGDZIE SIE KOCHANE NIE WYBIERAM (jesli ktoś oczywiście tu jest jeszcze i chce moje gunwa czytać :c)


Nowy Jork, 
24 kwietnia 1991
***


Siedząc na tylnym siedzeniu, żółtej, charakterystycznej taksówki przejeżdżając właśnie przez most brookliński, patrzyłam na unoszące się białe chmury nad East River i właściwie nie mogłam pojąć gdzie tak tak na prawdę jadę. Pogoda jest piękna, jak na Nowy Jork pod koniec kwietnia. Odkąd tu jestem jeszcze nigdy nie świeciło tak mocno. Mam dziwne wrażenie, że to jego cholerna złośliwość. Pojutrze minie piąty miesiąc odkąd przeprowadziłam się z Los Angeles. Tęsknię. Bardzo tęsknie. Tutaj nie jest mój dom i na pewno nigdy nie będzie. Czasem gdy już położę Grace spać i siedzę sama, wyglądam przez duże, szklane okno z widokiem na północną część Central Parku i wyobrażam sobie że nie widzę zielonych, starych drzew, tylko rozgrzane słońcem palmy, które kołyszą się delikatnie pod wpływem wiatru Santa Ana. Lecz, najbardziej...i chyba...powiem to pierwszy raz od tego roku, tęsknię za nim.
Separacja. 
Separacja.
Kurwa mać.
Czy ja jestem jakoś ograniczona? Nie wiem...brakuje mi jakiejś klepki, coś?
Po co sobie wmawiam, że ta separacja to moja wina? Przecież to jego wina. Jego...nie no..to NASZA wina. Oboje zgubiliśmy siebie i tyle.Jejku...tyle tego wszystkiego. Tyle niewypowiedzianych słów, schowanych głęboko uczuć...tak bardzo za nim tęsknię.
- Dwadzieścia dolców.- taksówkarz odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem.
- W porządku, dzięki.- podałam mu banknot i wyszłam z samochodu, na róg 76 ulicy. Zostało mi jakieś piętnaście minut drogi do wieżowca w którym mieszkała Effy, więc rozpięłam płaszcz i idąc szybkim krokiem zmieszałam się z nowojorskim tłumem. W głowie układałam sobie chore wizje...tego że nagle spotykam go na ulicy, albo tego jak widzę go z jakąś inną kobietą na ulicy...tęsknota się nasila. Z każdym dniem.
Weszłam do windy i wdusiłam guzik na dwunaste piętro. Po chwili stałam pod dębowymi drzwiami słysząc już głosy dzieci. 
- Cześć Emily.- powiedziałam do jej córki. Spojrzała na mnie znad swoich lalek i uśmiechnęła się słodko.
- Cześć  ciociu, wiesz że położyłam Grace spać? I nauczyłam jej takiej piosenki z przedszkola!
- Cieszę się kochanie.- odparłam, rozglądając się po mieszkaniu.- Eff?
Nikt mi nie odpowiedział. 
- Emily gdzie jest twoja mama?-spytałam, wieszając płaszcz na wieszaku i ściagając buty.
- Tu jestem, Rain!- usłyszałam jej głos. 
Poszłam w jej stronę i zobaczyłam ją siedzącą w sypialni na łóżku. Przy uchu trzymała słuchawkę. Rozmiawiała z kimś.
- Właśnie tu przyszła...tak...-jej twarz była strasznie zatroskana.- Dać ci ją do telefonu?
- Co się stało? Z kim rozmawiasz?- usiadłam obok niej i przyjrzałam się jej czujnie. Przyłożyła słuchawkę do piersi, by rozmówca nie słyszał co do mnie mówi.
- Nie uwierzysz z kim właśnie rozmawiam.- szepnęła.- Dzwoni Axl.
Otworzyłam usta i nie wiedziałam co powiedzieć. 
- On ci wszystko powie...
Podała mi powoli słuchawkę. Co?! Axl?! Co tu sie kurwa dzieje?!
Przyłożyłam ją powoli do ucha i zapomniałam jak się mówi. Przecież nie rozmawiałam z Axlem dobry rok. 
- H-halo?- wydukałam niepewnie.
- Cześć Rain, tu Axl.- usłyszałam ten jego gruby, gardłowy głos. Głos który słyszałam kiedyś prawie codziennie. Głos który czasem kochałam a czasem nienawidziłam. 
- Co się stało że dzwonisz?-spytałam, patrząc nieobecnym wzrokiem na twarz Effy. 
- Potrzebuję twojej pomocy, odnośnie Duffa.
Chyba sobie żartujesz. 
- Axl może nie wiesz, ale...ja i Duff...
- Tak, wiem...i dlatego dzwonię.- powiedział.- Rain, nie widziałem go już dwa miesiące. Mu tu mamy nową płyte, wielki projekt a naszego basisty jak nie ma tak nie ma. 
Myślałam że...właściwie to nie wiem co.
- Ee...i..i c-co w związku z tym ?
- Czy masz z nim jakikolwiek kontakt?
Zamilkłam na chwilę nie wiedząc co mówić.
- Od prawie pół roku żadnego...tak ustaliliśmy.- powiedziałam przez zaciśnięte gardło.
Długo nic nie mówił.
- A-aha.
- Także chyba nie mogę ci pomóc, Axl.
- A wiesz gdzie chociaż może być?
- Nie mam pojęcia.- szepnęłam.- Chyba nie mogę ci pomóc, cześć.
Oddałam szybko słuchawkę Effy, rozłączając się i wstałam, podchodząc do łóżeczka w którym spała moja córka. Podniosłam ją, biorąc na ręce.
- Rain...spotkałam go dzisiaj.- szepnęła Effy. Odwróciłam się i wbiłam spojrzenie w jej twarz. Jejku, jak ona się zestarzała. Nie że jestem chamska,ale...widzę w jej twarzy upływ czasu. Czy ja też się tak zmieniłam? Pamiętam nas latem, 82 roku...byłyśmy młode, ćpałyśmy crack i latałyśmy po polu z flagą usa na plecach...takie wolne i niczego nieświadome.Zaraz...co? 
- Spotkałam go jak wychodziłam z pracy, był...był z jakąś kobietą.
Stałam na środku pokoju z Grace na rękach, ściskając ją mocno. Moją pierwszą myślą było to, że moje serce nie zniesie już więcej bólu. Takiego bólu. Z kobietą. Boże...co on robi w Nowym Jorku? Przecież po to wyjechałam, by ułatwić nam to rozstanie. By mi je ułatwić. Bym nie musiała cierpieć , widząc ulice i miejsca w których razem byliśmy.Podeszłam bezszelestnie do łóżka i tyłem opadłam na nie, patrząc nieprzytomnie na ścianę naprzeciwko mnie.
- Zobaczył mnie.
Gracey poruszyła się, ale nadal spała. Zazdroszczę temu dziecku.
- Odwróciłam się najszybciej jak mogłam i uciekłam do taksówki.
Effy...błagam cię już więcej nic nie mów.
- Nie powiedziałam nic Axlowi...niech sam go szuka.- powiedziała. Nic nie mówiłam. Wstała i podeszła, klękając przede mną.
- Powiedz coś.
- Jak wyglądał?- mój szept wyrywał się ledwo słyszalnie z zaciśniętego gardła, drażniąc przy tym załzawione oczy.Jesteś pojebana.
- Tak jak zawsze, tylko ma dłuższe włosy...i schudł.- powiedziała przyglądając się mojej twarzy.- Co nie zmienia faktu, że tym bardziej powinnaś wziąść ten rozwód...był z jakąś laską, Rain. Ona nie wyglądała na jego koleżankę po fachu.
Wzięłam głęboki oddech i już powoli zaczynałam się ogarniać.
- Nie chcę o tym znowu gadać, Eff...pójdę już do siebie ok? Jakby Axl jeszcze czegoś chciał to po prostu powiedz, że ma sie odpierdolić i tyle.
Wstałam z miejsca i podeszłam do łóżeczka córki, szykując ją do wyjścia.


Dwa dni później...



Otworzyłam ciężkie drzwi od klatki wejściowej. W jednej ręce trzymałam siatkę z zakupami a w drugiej wiercącą się Grace i wchodziłam ciężko po schodach, piętro po piętrze. Mieszkamy na Brooklynie w małym, bloku koło sześćdziesiątej ulicy. Troche nieciekawa okolica, ale dawałam radę. Codziennie i tak byłyśmy na Manhatanie, bo ja musiałam być w pracy a Grace albo w żłobku albo u Effy. 

- Pani McKagan już od dwóch miesięcy nie płaci pani czynszu, ile razy mam to powtarzać?-kobieta u której wynajmowałam moje piękne dwa pokoje, wyszła z mieszkania i krzyknęła za mną. Nawet nie chciało mi się odwracać.
- Pojutrze dostaję wypłatę, luz.- powiedziałam, chociaż tak by usłyszała. Weszłam do swojego mieszkania i od raz przywitał nas Hazer. Odłożyłam Grace do łóżeczka i nawet się nie obejrzałam był już wieczór. Zaczął padać deszcz, więc otworzyłam okno na oścież i stanęłam obok niego, obejmując ramiona i wdychając do nosa, deszczowe powietrze. Z głośników, tęsknie śpiewała Ella Fitzgerald, a ja przymknęłam oczy i starałam się nie rozpłakać. Tęsknię. Tak bardzo za nim tęsknie. I znowu sięgnęłam pamięcią do wydarzeń sprzed tych kilku miesięcy. Znowu byłam w domu, kłócąc się z nim, wytykając sobie nawzajem błędy...znowu tkwiłam w tym samym punkcie. Boże...
Rozmyślenia przerwał mi telefon. Nie chcąc obudzić Grace, która spała w swoim pokoju szybko odebrałam telefon.
- Halo?
- Dzień Dobry, czy mam przyjemność rozmawiać z panią Rain McKagan?
Mimowolnie, poczułam tą samą dumę co zawsze, na dźwięk mojego nazwiska.
- Tak, przy telefonie...a co co chodzi?
- Nazywam się Leah O'Connor i jestem psychologiem, a także właścicielką własnej agencji prowadzącej terapie małżeńskie, dzwonię bo...
- Eee...przepraszam, co?
Jaka kurwa terapia małżeńska?
- Wiem, że może być pani zaskoczona i niestety przez telefon wiele pani nie, wytłumaczę,czy możemy umówić się na spotkanie? 
- Spotkanie? Ale..ale w jakiej sprawie i w ogóle...o co tak właściwie chodzi?
Przez kilka sekund nic nie mówiła, usłyszałam tylko jakieś ściszone głosy. 
Rozejrzałam się po pokoju, zastanawiając się czemu tak po prostu się nie rozłączę. 
- Nie, nie jestem w stanie z nią teraz porozmawiać...nie dam rady...
O kurwa. Głos Duffa odbił się w moich uszach tak wyraźnie i boleśnie, że aż musiałam oddalić na chwilę słuchawkę od ucha. Terapia małżeńska? Duff? Terapia? 
Usiadłam na kanapie i nie wiedziałam co zrobić z myślami.
- Pani McKagan?- kobieta odezwała się.
- T-tak?
- Ktoś chce z panią porozmawiać, więc jeśli...
- Nie.- przerwałam jej.
- Słucham?
- Nie chcę z nim teraz rozmawiać, dobrze, przyjdę na to spotkanie. Kiedy możemy się umówić?
Głos ściszyłam do granic możliwości, byłam pewna że kobieta ledwo mnie słyszy, a znając życie, włączyła głośnik więc Duff też mnie słyszał.
- Jutro, w moim gabinecie na Atlantic Ave, budynek obok hotelu Champion, czy godzina 10 pani odpowiada?
- W porządku, do widzenia. - rozłączyłam się prawie rzucając słuchawką z powrotem. Hazer podszedł do mnie machając ogonem i otarł pysk o moje kolano. Spuściłam rękę i poklepałam go głowie, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Oparłam się o oparcie, zamknęłam oczy i zasnęłam szybciej niż kiedykolwiek.