poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 42

7 miesięcy później...25 czerwiec 1990r.


Dużo rzeczy się zmieniło. 
Właściwie wszystko.
To co kiedyś, znaczyło dla nas tak wiele..zupełnie się zmieniło.
Izzy i Keira mają dwumiesięczną córeczkę, Blue. Wyprowadzili się jako pierwsi. Steven nareszcie znalazł dziewczynę, w której się naprawdę zakochał. Ma na imię Elly. Wyprowadził się jako drugi. Ślub Rain i Duffa odbędzie się za tydzień, a ich wyprowadzka tuż po nim. Rose rozwiódł się z Effy i wyprowadził się zaraz po Stevenie.Mieszka sam i chyba nie ma zamiaru z nikim się wiązać. Przez jego willę w Beverly Hills przewijają się kobiety, ale żadna nie znaczy dla niego tyle co kiedyś jego żona. Bach i Effy mają już dwójkę dzieci.Bliźniaki. Emily i Castor. Zajebiste dzieciaki. Pogodzili się z McKaganami, ale wyprowadzili się z  Los Angeles i zamieszkali w innej części Kaliforni. A ja? Otóż ja, Slash zostałem sam. Zupełnie sam. Od dwóch miesięcy próbuje rzucić nałóg. I gówno. Nic. Cały czas ćpam. Już nawet nie myślę o tym, co się ze mną dzieje. Od kiedy kupiłem dom i zamieszkałem w niej sam wszystko jest inne. Nasz zespół..przestał istnieć w formie takiej, jakiej był dotychczas. Nie nagraliśmy płyty i nawet nie myślimy o tym, by cokolwiek skleić. Co prawda daliśmy kilka koncertów..ale to już nie to samo. Wszyscy chyba dorośli i powoli zdaję sobie z tego sprawę. Do dzisiaj, żałuję że zerwałem z Michelle. Chyba mnie zupełnie pojebało. Ale teraz? Michelle, moja Michelle jest w związku małżeńskim z jebanym Jamesem Hetfieldem. Pogodziłem się z tym już dawno, choć było trudno. 
Siedząc na kanapie w moim domu i grając kolejne partie Sweet Child O' Mine, usłyszałem że ktoś podjeżdża na usypany kamieniami podjazd. Wstałem z miejsca i odłożyłem gitarę na stojak. Podszedłem do dużego okna i wyjrzałem przez nie. Przed domem stał czarny Ford, z którego wysiadła znana mi kobieca postać. Zmrużyłem oczy i zamarłem. Wysiadła z niego Michelle. Ta sama. Zerwałem się z miejsca i pobiegłem do drzwi. Gwałtownie otworzyłem je i zobaczyłem w nich ją. Nic się nie zmieniła. Urosły jej tylko włosy. sięgały teraz do pasa. Twarz była bardziej delikatniejsza. Właśnie miała pukać. Gdy tylko mnie zobaczyła, zamarła i cofnęła rękę.
- Witaj..Slash...- powiedziała cicho. Ściągnęła okulary i założyła je na głowę. Spojrzałem w jej oczy i nie wiedząc co powiedzieć.
- Ee..Michelle?- delikatny powiew wiatru musnął jej policzki i rozwiał włosy i ramoneskę. Zamarłem. Pod kurtką, zobaczyłem duży ciążowy brzuch.
- Chciałam z tobą..chciałam..ci coś powiedzieć..- zaczęła mówić, nerwowo zasłaniając się klapą ramoneski.
- To..to może wejdziesz?
- Nie..James na mnie czeka..- wyminąłem ją spojrzeniem i rzeczywiście. W aucie, w ciemnych okularach siedział Hetfield mierząc nas wzrokiem. Chyba czegoś słuchał, bo stukał palcami o kierownice.
Wróciłem do niej spojrzeniem i odgarnąłem sobie włosy z twarzy.
- J-jesteś..w ciąży?- spytałem nie pewnie. Spuściła wzrok i przegryzła wargę.
- Tak..i chodzi o to..że..ja..ja..nie wiem czyje jest to dziecko...-szepnęła.- To znaczy wiem..ale..ale..
Popatrzyłem na nią, nie wiedząc co powiedzieć.
- Co..to z-znaczy?
- To znaczy..że..to dziecko..-popatrzyła na swój brzuch.- Nie jest Jamesa..Slash..to dziecko jest twoje...
Zamarłem, próbując zrozumieć co mi własnie powiedziała.
- C-co?
Podniosła wzrok i zderzyła się z moim spojrzeniem.
- James zrobił test dna..i ono nie jest zgodne z dna dziecka...nie spałam z nikim innym...a ciąże wykryto w drugim miesiącu ciąży, Slash...gdy ze mną zerwałeś..byłam w pierwszym miesiącu..
Podtrzymałem się ramy drzwi i otworzyłem szeroko oczy.
- To znaczy..że..że..jesteś ze mną w ciąży?
- T-tak..to dziewiąty miesiąc..termin mam za trzy tygodnie..- szepnęła.- To dziewczynka...
Wypuściłem powietrze z ust i przetwarzałem każde słowo , które do mnie wypowiedziała. W ciąży? Ze mną? Ja mam być ojcem? Mam..mieć córkę?
- A-ale..to nie możliwie..
- Też tak myślałam..
- A on..wie?- spojrzałem na Jamesa.
- Wie...sam kazał mi tu przyjechać..Slash..ja niczego od ciebie nie chcę..uważam..że powinieneś wiedzieć..dziecko będzie się wychowywać ze mną..i z Jamesem..ale będziesz mógł się z nią widywać...
- Robisz mi łaskę?- powiedziałem, przerażony narastającą we mnie wściekłością.
Otworzyła szerzej oczy.
- Słucham?
- Pytam się czy robisz mi łaskę, tym że mogę spotykać się z własną córką..- powiedziałem.
- Slash...- nie wiedziała co powiedzieć.
- Moja córka..będzie się wychowywać z nim, tak?- przełknąłem ślinę i uspokoiłem się trochę.- Przepraszam..po prostu staram się to wszystko..jakoś..ogarnąć..
- Wiem...sam zdecyduj..kiedy i w jaki sposób będzie to wyglądać..- powiedziała cicho.
- Przepraszam..Michelle..- szepnąłem, ale przerwała mi, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Wiem..- nachyliła się i pocałowała mnie w policzek po czym gwałtownie odwróciła się. Gdy wsiadała do auta powiedziała jeszcze..
- Będziemy w kontakcie..- i wsiadła do samochodu. Patrzyłem na oddalający się samochód gdy w końcu zupełnie zniknął za zakretem. Wszedłem z powrotem do domu i zamknąwszy za sobą drzwi oparłem się o nie całym ciałem. Co to kurwa było? Tylko jedna osoba może mi pomóc. Coś poradzić. Poszedłem do kuchni i usiadłem przy stole, nalewając sobie do szklanki Jim'a Beam'a. Chwyciłem telefon i wykręciłem numer. Po długim oczekiwaniu, po drugiej stronie odezwał się głos.
- No..co tam..- powiedział zdyszany Duff. Przez moment przeszło mi przez głowę , że może przeszkodziłem im w czymś..ale..zdałem sobie sprawę z tego, że na pewno biegł do telefonu..chociaż może..
- Cześć stary, jest Rain?- spytałem słabym głosem.- Chciałbym żeby tu przyjechała...poprosisz ją do telefonu?
- No..a po co ci Rain?
- Chciałbym z nią po prostu pogadać..
- No dobra...zaraz ją poproszę..ale jest mój ojciec na obiedzie i Mandy z  Mickeyem..więc..trochę to potrwa..
- Nie ma sprawy..poczekam..
Po chwili usłyszałem głosy po drugiej stronie słuchawki.
- Kto to?- jej głos.
- Slash..chce żebyś przyjechała..
- Coś się stało?
- No nie wiem..masz tu telefon..
Po chwili usłyszałem jej głos bezpośrednio ze słuchawki.
- Slash? Co się dzieje?
Wziąłem głęboki oddech.
- Rain...Michelle tu była..- zacząłem mówić.
- Michelle?- zdziwiła się.
- Tak..ona..ona..jest ze mną w ciąży..możesz do mnie przyjechać?- spytałem.
Długo nic nie mówiła.
- Zaraz będę...ee Slash? Duff też ma być?
- Macie obiad..nie chcę..
- Nie pierdol..to zaraz będziemy..czekaj na nas..- i rozłączyła się. Opadłem na krzesło i zamknąłem oczy.

***


- W ciąży?- otworzył szeroko oczy i włożył wysuszony talerz do szafy. 
- Tak..- powiedziałam, ogłupiona. - Czaisz? 
- Jak on to zrobił?- spytał, podciągając sobie spodnie i biorąc  Mickeya na ręce. 
- Nie mam pojęcia..zaraz musimy tam jechać..Mandy?- zawołałam siostrę Duffa do kuchni.
- Tak?
- Musimy na chwile jechać, do Slasha...zostaniesz?
- No pewnie..to może...ja popakuję jakieś pudła, co ? Żebyście mieli łatwiej?
- Nie! Nic nie pakuj, oszalałaś?- podeszłam do krzesła i założyłam na ramiona sweter. Chwyciłam ze stołu kluczyki i pokiwałam mu nimi Duffowi.
- Ty prowadzisz..- rzuciłam mu je i zwinnie złapał je wolną ręką.
- Widzisz, mały? Tylko nas wykorzystują...- pocałował go w główkę i postawił go na ziemię.
Uśmiechnęłam się do niego i pokręciłam głową. Podszedł do mnie i przyciągnął do siebie mocno.
- Jeszcze tydzień..i..wtedy ja będę cie wykorzystywał..kochanie..do niecnych..celów..-zamruczał mi do ucha i jedną ręką uszczypnął mnie w pośladek. Pisnęłam ze śmiechem i wyrwałam się z jego uścisku.
- Mickey..nie bierz przykładu..z wuja..- powiedziałam i odwróciłam się na pięcie. Po chwili siedzieliśmy już w aucie.
- Kurwa..to ten pierwszy czy drugi skręt?- powiedział.
- Duff..jesteś tu co dwa dni..a ty się pytasz, który to skręt?- jęknęłam, skupiając się na swoich paznokciach. 
- No zapominam..tobie też się to zdarza..- skręcił w właściwą uliczkę i po chwili zaparkowaliśmy pod jego domem. Gdy szliśmy kamienistą ścieżką, objął mnie ramieniem i pocałował w głowę.
- Tylko żebyś..się nie rozkleiła..- szepnął mi do ucha.
- Kto się rozklei, ten się rozklei kochanie..- odpowiedziała z przekąsem i nacisnęła dzwonek. Długo nikt nie otwierał. Duff wyrzucił wypalonego papierosa w doniczki z kwiatami.
- Podnieś to..- pisnęłam.
- Pojebał..- zaczął mówić, ale uderzyłam go torbą w ramię.
- Ciekawe jakby on ci wrzucił peta, w nowe doniczki..- pokręciłam głową.
- No już..już..- uniósł ręce w obronnym geście i podniósł papierosa, po prostu rzucając go dalej. Zaśmiał sie pod nosem i spojrzał na mnie. 
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo w drzwiach stanął Slash.
- Cześć wam..- powiedział i odchrząknął chrypę.- Wchodźcie..
Gdy się odwrócił, wymieniłam spojrzenie z Duffem i weszliśmy do wnętrza jego willi. Zaprowadził nas do kuchni i usiedliśmy przy stole. Nalał nam do szklanek Beam'a, ale ja swoją oddałam Duffowi.
- No i co się stało, mów..- powiedziałam, gdy w końcu usiadł.
- No..będę miał córkę..- powiedział.
Zapadła cisza.
- Ee..Slash..cy na miejscu jest to, że teraz ci pogratuluje?- palnął Duff.Kopnęłam go w nogę pod stołem, ale nie zareagował.
- Ch-chyba nie..ale co tam..- zaśmiał się i odłożył szklankę na stół. Obydwoje wstali i podeszli do siebie. Patrzyłam jak ściskając się do siebie z uśmiechami na twarzach. Nie pozostało mi nic innego jak podejście do nich.
- Dasz radę, Slashy..wszystko będzie dobrze...pomożemy ci...- powiedziałam mu na ucho, kiedy przytulał mnie do siebie mocno.
- Wiem...ale..najbardziej..- mówił, gdy już siadał z powrotem przy stole. - Boje się, że ta mała..no..wiesz..nie będzie mnie pamiętać..większość czasu będzie przecież spędzać z Jamesem...
- Ale zawsze to ty będziesz jej tatą..nie on..- powiedziałam i poczułam, że Duff obejmuje mnie od tyłu ręką. Popatrzyłam na niego i wstałam, siadając mu na kolanach. Objęłam jego szyję rękami.
- No tak..ale jednak..boje się..czy podołam temu wszystkiemu...- popatrzył na nas i oparł się plecami o krzesło. Zapalił papierosa i zmrużył oczy.
- Baz też nie wiedział jak się kurwa zmienia pieluchę..a jednak..dał radę..z dwójką dzieciaków..- odezwał się Duff, wolną ręką sięgając po szklankę z trunkiem.
- Pamiętasz, jak do nas dzwonił?- wybuchnął śmiechem.
- Ta..Jezu..Jezu..co mam robić..- naśladował go Duff, cały czas się śmiejąc.
- Przestańcie pierdolić, bo sami nie wiedzieliście jak to się robi..dzwoniliście po Effy..
- No kurwa..zostawiła biedaka sama z dwumiesięcznymi dziećmi w domu..co się dziwisz, że dzwonił do nas..
- Nie zostawiła, bo sam ją wysłał na wakacje..na które pojechałam tam z nią..więc..wiem co się działo..- powiedziałam.
 Popatrzyłam na zegar na ścianie. 
- Duff..już prawie szesnasta..trzeba wracać..- powiedziałam i popatrzyłam na niego z boku.Spojrzałam też na Slasha i wpadłam na pewien pomysł.
- Saul? Chodź do nas..nie będziesz tu siedział sam..- powiedziałam. Spojrzał na mnie niepewnie a potem przeniósł wzrok na Duffa. On pokiwał tylko energicznie głową i dopalił papierosa, zgniatając go w popielniczce.
- Nie..jest u was rodzina...macie przeprowadzkę..- zaczął mówić.
- Nie pierdol..trzeba się pożegnać z tym naszym domem...robimy pożegnalną parapetówę!- ożywiłam się i wstałam z kolan Duffa.- Zbierajcie..się..Slash..pozamykaj dom..dzisiaj już tu nie wracasz..
Natychmiast wstali z miejsca. Po chwili siedzieliśmy w aucie. Slash , który siedział na tylnym siedzeniu cały czas gadał kogo możemy zaprosić.
- Bolan? Siedzi w Paryżu z nowa laską..a reszta robi materiał na nową płytę..
- No to po staremu..sami Gunsi..- uśmiechnęłam się. 
- A z kim zostawią dzieci?- spytał, chyba jedyny poważny Slash.
Oboje ze Slashem spojrzeliśmy na niego wilkiem.
- Nie pierdol , Duff..są opiekunki...i w ogóle..trzeba się zabawić..ten ostatni raz!- powiedziałam. Zaparkowaliśmy przed domem i gdy tylko do niego weszliśmy chwyciłam za telefon.
- Effy? Impreza jest..zbierajcie dupy i przyjeżdżać..nie! Żadne ale! Są opiekunki..no..ja mam nadzieje..kocham was..tak..cokolwiek..wódka może być..tak..to do zobaczenia..co mówi?- westchnęłam.- Kurwa..no to bierzcie dzieci..położymy ich w byłym pokoju Axla..tam jest jeszcze łóżko..tak..cześć- rozłączyłam się i zdałam sobie sprawę z tego , że jej dzieci będą spać w jej i jej byłego męża łóżku. Nie ma co, łeb to ja mam.
- Duff! Powiedz Mandy, że w górnej szafce są te przyprawy..- powiedziałam do niego.
Po drugiej stronie pokoju, przez drugi telefon rozmawiał Slash.
- Izzy..nie pierdol..bierz opiekunkę..tak..wódkę bierzcie..tak..no to do zobaczenia..- rozłączył się.- Steven i Elly będą, Stradlinowie też..bez Blue..ci to chociaż mają jakąś normalną nianie..
Uśmiechnęłam się do niego i już wybierałam następny numer. 
- Odbierz Axl..odbierz..Zbieraj się! I zapraszamy..parapetówa jest..i żadnych wykrętów..co? Nie! Masz tu być..będzie..Jezu Axl, przecież minęło tyle czasu..widziałeś się już z nią..tak..no tak..no to zajebiście..wódkę, Axl ! Wódkę..i wiesz..chciałabym ci kogoś przedstawić..no kobieta..nie kurwa facet..tak..cześć- rozłączyłam się i opadłam na kanapkę.
- I co ?- spytał Duff i usiadł na oparciu kanapy.
- Będą wszyscy..ale Baz będzie z bliźniakami..- powiedziałam.- Dobra..idźcie do sklepu..Duff tylko proszę cie..wróćcie jeszcze trzeźwi..
Spojrzał znacząco na Slasha i natychmiast wstali i wyszli. Westchnęłam pod nosem i weszłam do kuchni, gdzie gotowała Mandy. Podeszłam do stołu i pogłaskałam po głowie siedzącego przy nim Mickeya.
- Będziesz miał towarzystwo, kochanie...- powiedziałam. 
- Ciociu, ale będę mógł z wami posiedzieć? Wuja Slash mówił że będzie..dużo..chlania..co to znaczy?- spytał. Wymieniłam spojrzenie z Mandy i zaśmiałam się, podchodząc do niej.
- Wuja Slash, czasem gada głupie rzeczy, wiesz? Mama?-zwróciłam się do Mandy.- Będzie mógł z nami posiedzieć?
- Zjedz kolacje, to się zastanowię..- odwróciła się do niego, cały czas mieszając w garnkach. Wyciągnęłam talerze z górnej półki.
- Mandy?- spytałam ciszej, wycierając je ręcznikiem.- Bo wiesz..będzie Axl..chciałabym, żebyś go w końcu poznała..
Otworzyła szeroko oczy i zakryła garnek pokrywką. Oparła się o blat.
- Boje się..tu będzie ta jego była żona..- zaczęła mówić.
- Przestań..oni się pogodzili..z resztą będzie tu jej mąż..i dzieci..
- A on..będzie chciał ze mną rozmawiać?- spytała.Spojrzała w dół.- Jezu..a ja tak wyglądam..
Popatrzyłam na nią i w jednej chwili pociągnęłam ja na górę.
- Mickey..poczekaj tu na nas..i nie dotykaj nic przy maszynce..
Weszłyśmy do mojego pokoju i stanęłyśmy przed szafą. Wybrałam dla niej najlepsze ciuchy jakie miałam. Gdy je zobaczyła, popatrzyła na mnie jak na idiotkę.
- Rain..to mnie przetnie na pół..- jęknęła.
- Przestań..masz taki sam rozmiar jak ja..dalej..idź się przebierz..a ja przygotuję kosmetyki..- poszła do łazienki. Ja w tym czasie także się przebrałam i naszykowałam na łóżku różnego rodzaju gówna, które powodują że kobieta czuje się piękniejsza.
- Spójrz..-usłyszałam szept, za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą Mandy.
Z wrażenia usiadłam na łóżku.
- Wyglądasz..pięknie..- powiedziałam.
Zmierzyła się w lustrze i nie pewnie podeszła do mnie. Wstałam i zaczęłam ją malować. Po chwili, gdy nakładałam jej na rzęsy czarną maskarę, do pokoju wszedł Mickey.
- Wujki już przyszli...są bardzo weseli..- usiadł na łózku i spojrzał na swoją mamę.- Co masz na twarzy?
Zaśmiałyśmy się o bydwie.
- To jest takie coś, co powoduje że jesteśmy piękniejsze..- powiedziała Mandy.
- Ale ty jesteś piekna, mamo..- powiedział. 
Uśmiechnęłam się rozczulona, cały czas podkręcając jej rzęsy.
- Mickey..delikatnie..synku..bo ciocia mi wjedzie tym w oko..- jęknęła, gdy chłopiec przytulał się do niej mocno.
- Rain!- z dołu zawołał mnie Duff. 
- Na górze!
Po chwili stanął w drzwiach i zmierzył nas wzrokiem.
- Mandy..wyglądasz..ślicznie..- powiedział z uznaniem, obejmując mnie od tyłu i opierając podbródek o moje ramię.
- Duff..nie ruszaj mnie..bo ją rozmaże..- powiedziałam w skupieniu.
Nie zmienił pozycji ani na sekundę, jeszcze mocniej mnie obejmując.
- Slash bawi się w kucharza i zaczął mieszać wam w tych garnkach..- powiedział.
- Powiedz mu , że ma tego nie ruszać..to ma stać..jak ma być gotowe za kilkanaście minut..
- Slash ! Zostaw to i chodź tu..- krzyknął Duff. Po chwili tez zjawił się w pokoju i usiadł na łóżku tuż obok Mickeya.
- Mały, umiesz grać?
- Tylko to co uczył mnie wujek Duff..ale to w sumie tak jak nic..- powiedział , a my zaśmialiśmy się. Duff wstrzymał oddech.
- O ty..
- Ale taka prawda, wuja! Ty uczyłeś mnie tylko na basie..a ja bym chciał grać tak jak Slash!- obronił się. W jednej chwili usiadł Slashowi na kolanach, co rozczuliło nas zupełnie. 
- No to chodź..gdzie masz te gitary swoje?- zwrócił się do Duffa.
- W dawnym pokoju Izziego..-odpowiedział urażonym tonem. Zaśmiałam się, a oni wyszli z pokoju. 
- To on będzie miał córkę? Syn by bardziej pasował..- powiedziała Mandy.
- Ale do mnie córka..!- odezwał się Duff, całując mnie w szyję.
Zaśmialiśmy się i odsunęłam się od niej, gdy skończyłam swoją pracę. Wygląda przepięknie.
- Rose się zakocha..nie ma bata, Rain..- powiedział.- Jezu..Axl moim szwagrem?
Dałam mu kuksańca w żebra i uśmiechnęłam się do niego.
Nagle na dole rozległ się dzwonek. Wszyscy zerwaliśmy się z miejsca. Zeszliśmy na dół, ale Mandy jeszcze została, by zawołać Slasha.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Stała przede mną Keira, a tuż za nią Izzy trzymając w ręku dwie butelki wódki. 
- Miała być wódka, to jest..- powiedział, potrząsając nimi delikatnie.
Uściskałam mocno Keire, a potem Izziego a ci podeszli do Duffa. Po schodach zszedł Slash, trzymając w ramionach Mickeya.Także przywitał się z nimi i przeszli do salonu. Zaraz znowu zadzwonił dzwonek i stanął przede mną Axl. Spojrzał na mnie nie pewnie i uśmiechnął się. Pod kurtką trzymał butelkę wódki i małe pudełeczko z napisem " Własnej Roboty" No to się ujaramy..Wszedł do domu i uścisnął mnie mocno. Nagle ze schodów zeszła Mandy. Axl odwrócił się i z otwartą gębą popatrzył na nią. 
- Axl..to jest właśnie Mandy..młodsza siostra Duffa..- powiedziałam i oddaliłam się o krok. Przyjrzałam sie im z boku. Podeszła do niego i podała mu rękę.
- Mandy..
- Axl..- powiedział słabo i pocałował ją w rękę, co wywołało moje parsknięcie a także Keiry stojącej za mną.
Odwróciłam się od nich i popatrzyłam na Keirę.
- Jezu!- znowu się na nią rzuciłam.- Jak ja cię dawno nie widziałam..
- Tęskniłam..nawet nie wiesz, jak Izzy się ucieszył jak zadzwoniliście...- powiedziała mi na ucho. Przeszliśmy do salonu i rozsiedliśmy się na kanapach. Na jednej usiadł Slash z Mickeyem na kolanach, a obok nich Axl z Mandy. Potem Izzy i Keira. Duff stał w kuchni i nakładał na talerze jedzenie. Podeszłam do niego.
- Widziałeś Rose?- zaśmiałam się, podkładając mu talerz.
- Ta..już się zakochał..- powiedział i popatrzył na nich. Nagle znowu zadzwonił dzwonek. Wytarłam dłonie o spodnie.
- Pójdę otworzyć..- podeszłam do drzwi i zamarłam. Stali przede mnę i Bachowie i Adlerowie. Wszyscy razem. Gdy mnie tylko zobaczyli, zrobił się ogromny lament bo wszyscy wstali żeby się z nimi przywitać.
Baz jak, to Baz..przyniósł chyba pięć butelek wódki, w jednej ręce a w drugiej trzymając małego Castora, który patrzył na nas dużymi oczami. Potem stała Effy, trzymając za rączkę malutką Emily która uśmiechała się słodko.Uścisnęłam się z nimi , a potem podeszłam do Stevena który obejmował uśmiechniętą Elly. Miała torbę całą wypchaną wałówką. Wszyscy weszliśmy do salonu. Ukradkiem spojrzałam na Axla, który kiwnął głową w stronę Bacha. Podszedł do Effy i nieśmiało przytulił ją. Do ich dzieci, jednak podszedł z uśmiechem i przytulił je do siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem i poczułam, że Duff przytula mnie do siebie. Odwróciłam się do niego i pocałowałam go w czoło.
- Już niedługo, kochanie...- szepnęłam mu do ucha.
- Cocia!- usłyszałam cieniutki głosik Emily. Oderwałam się od Duffa i schyliłam się. Maleńka dziewczynka rączkami objęła moją nogę.
- Maleńka..-szepnęłam i podniosłam ją na ręce. Oparłam się o Duffa i spojrzałam na uśmiechnięte dziecko.
Zaśmiała się uroczo patrząc na nas, brązowymi oczkami.
- Jezu..cały Bach...- jęknął Duff i dotknął opuszkiem palca jej policzka.
- Prawda?- przyznałam mu rację i cały czas trzymając ją na rekach pocałowałam go w jego ciepłe usta.
- Zróbmy sobie taką, Rain..- popatrzył na nią i objął mnie z tyłu.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Emily małą piąstką dotknęła moją pierś, na wysokości serca. 
- Odstawiam tabletki..niech się dzieje co chce..- szepnęłam. Popatrzył na mnie i nagle wielce romantyczną chwilę przerwał nam Steven.
- No dalej laski ! Lejcie tą wódkę...
Oderwaliśmy się od siebie i podeszłam do Effy, podając jej Emily. 
W końcu wszyscy usiedliśmy na kanapach, z pełnymi kieliszkami.
- No..to..za nas,dziękuję że jesteście..to wiele dla mnie znaczy..- powiedział Axl i pierwszy wypił zawartość kieliszka.
Wszyscy powtórzyliśmy jego czynność.


***


- Baz..trzeba położyć dzieci...- powiedziała Effy, wpółprzytomnemu Bachowi.
- K-kochanie..nie ..j-jestem w stanie..
- Natychmiast..zobacz..Emily śpi..już w ramionach Duffa..a Castor u Elly..- powiedziała mocnym tonem. 
- Nie..Eff..mi to nie przeszkadza..- przerwałem jej. Było mi tak dobrze, trzymając tą maleńką dziewczynkę. 
Jej oddech w jakiś sposób mnie uspokajał. Powodował, że w ogóle nie chciało mi się pić. Siedziałem rozwalony na kanapie, obok mnie Slash cały czas rozmawiając z Mickeyem. Na przeciwko siedziała Rain, cały czas mi się przyglądając. Atmosfera była senna, bo wszyscy albo byli pijani...tak jak na przykład Steven, Baz i Izzy, albo rozmawiali. Axl przez cały wieczór nie oderwał się od Mandy. Czułem się dziwnie, patrząc jak moją własną siostrę podrywa ten idiota. Niech tylko spróbuje jej coś zrobić. 
- Stary...jak byłem w twoim wieku..to w ogóle..nie myślałem o gitarze..- bełkotał Slash, do wpatrzonego w niego Mickeya.
- Mickey..proszę iść spać..Baz, weźmiesz go też?- przerwała rozmowę i spojrzała na niego.
- O, to ja z wami pójdę..- powiedział Hudson. Popatrzyłem  na nich.
- Ja pierdole..jaka patologia..- jęknąłem pod nosem i zamknąłem oczy, opierając głowę o oparcie.
Spojrzałem na Rain i uśmiechnąłem się do niej delikatnie. Odwzajemniła go i odwróciła się z powrotem do Elly.
- D-Duff..idziesz z nami?- spytał Slash ze schodów.Wstałem, mocniej przytulając do siebie Emily. Jedną ręką chwyciłem jej głowę i przycisnąłem do klatki piersiowej. 
- Pilnuj ich..- powiedziała i jeszcze Effy i poszedłem za nimi na schody. Poszliśmy do pokoju i położyliśmy dzieci obok siebie na łóżku.
- Mickey! Jesteś facetem i jesteś tu najstarszy..pilnuj !- powiedziałem, nachylając się nad nim i przykrywając go bardziej kołdrą.
- Wiecie co, wujkowie?- powiedział, uśmiechając się.- Jesteś..zajembiści..
Cała nasza trójka spojrzała po sobie z uśmiechem.
- Słyszysz, Hudson? Jestes zajembisty!- krzyknął Baz, o mało co budząc Castora.
- Tak! Jestem zajembisty..
- Śpij już..zajembisty..- zaśmiałem się i pacnąłem go delikatnie w głowę. Zaśmiał się i odwrócił się na drugi bok, obejmując jedną ręką Emily.
Gdy oni wyszli już z pokoju, zgasiłem światło i jeszcze raz spojrzałem na dzieci.
- Jakby coś się działo, to jesteśmy na dole..- szepnąłem jeszcze i zamknąłem drzwi. Zszedłem po schodach i poszedłem do kuchni po piwo.
Gdy je wziąłem udałem się z powrotem do salonu i usiadłem tym razem koło Rain i Elly.
- Cześć laski..- powiedziałem, wzdychając.
- A ty co, tylko piwo?- spytała Elly, śmiejąc się do mnie.
- Coś mi nie wchodzi ta wódka..- jęknąłem. Usiadłem na środku, więc Rain, siedząca po mojej lewej prawej stronie przytuliła się do mnie, kładąc głowę na moje ramię.
- Ślicznie wyglądaliście w towarzystwie dzieci..będziecie dobrymi tatusiami..-zamruczała mi do ucha.
- Wiadomo..- uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w usta.
Wkrótce zaczęliśmy rozmawiać i zapanował gwar.
I wszyscy..no prawie wszyscy skończyliśmy najebani.


No to kolejny rozdział, mam nadzieję że wam się spodoba!
No wiecie..ZBLIŻAMY SIĘ DO KOŃCA tego opowiadania..więc..
Przepraszam za błędy i miłego czytania.
Chciałam podziękować MMcKagan, za to że po prostu jest.
Że zawsze mogę na nią liczyć. I w życiu i tutaj, na blogu.
Kocham cię i dziękuję za wszystko.
No i jeszcze RockedFrąt...za wszystko. Bo wiesz...nie było by tutaj nic. Gdyby nie ty.
No..i jeszcze wszystkim którzy to czytają..gdziekolwiek..cokolwiek..<3









czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 41

    Tak więc mam dla was informację. 
Fantastyczny i niepowtarzalny blogger usunął jeden rozdział. Ten w którym Rain i Duff brali ten pseudo ślub. 
Jak ktoś nie ogarnął, no to trudno. 
Przepraszam za błędy, bo napewno się pojawią. 
Jest długo i romantycznie. 
Chujowo jak nie wiem. 
Ale co tam.
Kocham Was i enjoy <3


Phoenix w stanie Arizona, 1990r.


- Ile dni minęło od ślubu ?- spytała tęga kobieta za biurkiem. Mocniej ścisnąłem jej dłoń, pod stołem i popatrzyłem na Effy z boku.
- Odbył się 13 grudnia 1989 roku...niech sobie pani policzy...-odpowiedziała i spojrzała w bok, na duże okno.
Urzędniczka odchrząknęła pod nosem i wróciła do papierów.
- Czyli chce pani anulować małżeństwo..bez drugiego świadka?
- Co to znaczy świadka?
- Męża..-odpowiedziała, parząc na nią niepewnie.
- Tak, już mówiłam...
- W takim razie, będzie pani musiała wezwać tu do nas świadków ślubu...- powiedziała, zsuwając na nos okulary. Effy wzdrygnęła się i popatrzyła na mnie przerażonym wzrokiem.
- To jest konieczne?- spytała cicho.
- Proszę pani...- podniosła głos, zniecierpliwionym tonem.- Chce pani rozwieść się z mężem bez jego obecności...potem pyta mi się pani, czy konieczne jest wezwanie świadków..
- Dobrze, rozumiem...-przerwała jej i popatrzyła w dół na nasze dłonie.
Zapadła cisza, przerywana , odgłosem piszącego długopisu.
- W takim razie proszę podać dane...- popatrzyłem na nią nie pewnie.
- Rain Rodriguez...-odrzekła.
- I Izzy Stradlin...-dodałem i ścisnąłem jej rękę. Uśmiechnęła się do mnie niepewnie. Popatrzyłem się na jej bardzo zaokrąglony brzuch i zacząłem rozważać w myślach, podczas gdy ona podawała szczegółowe dane. Nie jesteśmy do końca fer, w stosunku do Axla. Ja bym tak tego nie rozegrał, chociaż wiem ile to Effy kosztuje.
- Dobrze, wyślemy listy do ich domów i niedługo skontaktujemy się z państwem...dziękuję..-wstała szybko, jakby chciała nas wygonić. Podała nam rękę i wyszliśmy po woli z pokoju.
- Kurwa...ona tu nie przyjedzie..co ja mam zrobić?- spytała, łamiącym się głosem siedząc w samochodzie.
- Spróbuj do niej zadzwonić..może..albo do Izziego...- próbowałem ją jakoś pocieszyć.
- Ja nawet nie wiem, gdzie oni są..może wyjechali w trasę...przeczytają to a miesiąc..wtedy nie będę mogła już anulować tylko trzeba się będzie targać po sądach..- no i się popłakała. Zatrzymałem samochód na poboczu i przyciągnąłem ją do siebie.
- Effy..kochanie...nie płacz..będzie dobrze...jeszcze zobaczysz..będziemy mieli dzieci..wszystko się ułoży..- głaskałem ją po włosach, próbując uspokoić.
- Boje się, że on będzie chciał się zemścić...zrobi coś..-zaczęła mówić.
- Nie zemści się..on..za bardzo..cię..kochał, niestety taka prawda..- powiedziałem.
- Baz..czy to źle, że chce być z człowiekiem którego kocham?- spytała, ocierając z policzków łzy.
- To nie jest złe i właśnie dlatego tu teraz jesteśmy..właśnie dlatego jesteś ze mną w ciąży..i cieszę się, że zaszłaś w nią nie w sylwestra tylko wtedy..na waszym weselu..dopiero wtedy, dowiedziałem się że cały czas mnie kochałaś..
- Wiesz, ja na początku miałam okropne wyrzuty sumienia..on nawet nie wiedział, że ty tam byłeś..potem ta podróż..już wiedziałam, że jestem w ciąży..wiesz jak było trudno to wszystko ukrywać? Przed nim, przed..przed Rain?- mówiła, trzymając się za brzuch.
- Wiem, dlatego właśnie tak bardzo cię kocham...i...i..nie płacz już..chodź wracamy do domu, trzeba dokończyć malowanie pokoju dla dziecka..
Uśmiechnęła się do nie i pocałowała mnie w usta.


***



- K-kwiaty..masz?- spytał Izzy, poprawiając nerwowo krawat.
- T-tak..gdzieś tam mam...- opowiedziałem.
- Kurwa czuję się jak jakiś jebany przedszkolak..albo jakbym znowu miał się jej oświadczyć..- jęknął, wychylając się przez drzwi.
- Ja tak samo...-wybuchnąłem śmiechem i oparłem się o framugę drzwi. 
Odjebany pomysł z tą restauracją na pół. Ja i Rain mamy jedną salę, a on z Keirą drugą. Nigdy bym na to nie wpadł. 
Popatrzył nerwowo na zegarek i spojrzał na mnie niepewnie.
- Na chwilę powinny być...to ja już idę,ok? - spytał.
- N-no..idź idź...to ten kelner je tu przyprowadzi, tak?
- No niby tak..ale ja tam wolę sam po nią iść..
- No to może razem..kurwa..chodź jeszcze zapalić, co?- popatrzyłem na niego błagalnie.
- Dobra..masz ogień?- spytał, wkładając papierosa do ust. 
Podałem mu zapalniczkę i sam zapaliłem. 
Kłęby dymu unosiły się nad nami.
- To kiedy rodzi ?- spytałem, zaciągając się.
- Za dwa miechy..jak dobrze pójdzie..- uśmiechnął się do siebie i strzepnął popiół z papierosa.
Popatrzyłem na niego, mrużąc oczy.
- I potem już na swoje?
- Swoje, swoje...wiesz..kurwa..nigdy bym nie pomyślał, że to wszystko się tak potoczy..wiesz..będę miał żonę, dziecko..nowy dom..
- Też bym chciał..- uśmiechnąłem się do niego.
- No przecież zaraz będziesz miał, dzieciaka możesz zrobić w każdej chwili..i dom też..i małżeństwo też..
- No niby wiem, ale jakoś tak..nie widzę tego...
- Ja też nie widziałem, dopóki Keira nie zaszła w ciąże.- odpowiedział i uśmiechnął się.
- Nie wiem czy Rain..nie wiem..czy ona..- zacząłem mówić, ale mi przerwał.
- Przestań, przecież wiadomo że będzie chciała.
- Nie chce się zgodzić nawet kurwa na nowy dom, to co dopiero na dziecko...- rzuciłem i spojrzałem w sufit.
Staliśmy w przejściu między salą a korytarzem, gdzie zraz miały się pojawić dziewczyny. Wolę nawet nie myśleć, jak pięknie Rain będzie wyglądać. Ubrana w tą sukienkę? Boże..
- Kurwa..no to ją zmuś..albo kup sam nic jej nie mówiąc..- powiedział. Spaliłem papierosa i rzuciłem go za drzwi.
-Lać mi się chcę..- jęknąłem.
- No to idź..jak przyjdą to ci jebnę w drzwi..- zaśmiał się. 
- Dobra..-wyminąłem go i wszedłem po schodach na górę, wchodząc do pierwszych drzwi na prawo. Wszędzie w tym jebanym kiblu pachnidełek i innych gówien. Jedną to chyba wezmę do nas do domu. Paryż to jednak Paryż. Tu wszystko jest inne niż w LA.
- Oo..pan McKagan?- do kibla wszedł jakiś facet, stając obok mnie. Zapiąłem spodnie i popatrzyłem na niego z boku, podczas gdy o sikał.
- No to ja..-uśmiechnąłem się do niego.
- I jak tam trasa?- spytał.
- No w sumie to zajebiście...dopiero się zaczęła..- odparłem.
- Te wasze trasy..dwa lata temu byłem z Aerosmith..dbałem o jakieś tam duperele..wiesz Perry'emu chciało się lać...zaprowadzałem go do kibla..normalnie jak w przedszkolu..
- Serio? - zdziwiłem się i oparłem o ścianę, zupełnie zapominając o wszystkim.
-No tak, tak..wiesz..szczerze to na takich trasach więcej zejdzie na wódkę i dziwki niż na jakikolwiek kawał dobrej muzyki..Aerosmith się skończyło..i trzeba to wreszcie przyznać..
- Wiesz, każdy ma swoje zdanie..oni są dla mnie jak Bóg, albo i ktoś bardziej ważny..nigdy się nie skończą..
- Też tak uważałem..do czasu tej trasy..to co tam się działo..Duff..nie uwierzył byś..koka..była wszędzie..ile Tyler tego wciąga..
Oparłem się głową o ścianę i zacząłem go uważnie słuchać. 
- Niby jestem na niego wkurwiony..wiesz, takich rzeczy się nie robi..no bo jednak był moim kumplem..
Mówił i nagle mnie olśniło. KURWA. Rain. 
- O k-kurwa..przepraszam cię, stary..moja...czeka..
- Noo leć, bo ci jeszcze ucieknie...- zaśmiał się. Zerwałem się z miejsca i wypadłem z kibla.
Doszedłem do schodów i zobaczyłem ją. Zobaczyłem moją kobietę. Czas się zatrzymał. miałem wrażenie, że wręcz spływam po tych schodach, patrząc na nią. Stała na samym środku korytarza. Ubrana w tą samą sukienkę, którą jej kupiłem. Długie, pofalowane włosy opadały jej na plecy i ramiona sięgając pasa. Opalone i piękne nogi, na których miała czarne szpilki błyszczały się na niej, nie pozwalając oderwać wzroku. Zszedłem ze schodów, nie mogąc racjonalnie myśleć. Jest tak piękna. Najpiękniesza. Podniosła wzrok i już z daleka zobaczyłem jej oczy. Brązowe oczy wpatrywały się we mnie niepewnie, powodując że miałem ochotę rozebrać ją. Tu i teraz.
Podchodziłem co raz bliżej, wyraźnie widząc jej twarz. Miała na sobie delikatny makijaż. Długie rzęsy były jeszcze bardziej podkręcone i czarne. Stał przede mną anioł. W czystej postaci.
W końcu stanąłem przed nią. Dosłownie kilka centymetrów przed. Nadal nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- N-no..j-jesteś...-szepnęła nie pewnie. Na dźwięk jej głosu, przeszedł mnie dreszcz.
Wtedy moje oczy powędrowały w dół. Zmierzyłem jej ciało od stóp do głów, nie omijając jej pełnych piersi, ciasno opiętych w sukience. Wróciłem do jej oczu i zobaczyłem, że spuściła go rumieniąc się.
- J-jesteś..- próbowałem wydusić słowa.- W-wyglądasz..
- Ty też...- powiedziała, nieco mocniejszym tonem i zrobiła jeden krok. Poczułem jej pełne usta na moim policzku. Złożyła na nich krótki pocałunek. O nozdrza obił mi się zapach intensywnych perfum.
- To może..wejdziemy..do tej s-sali, co?- spytałem. Wtedy obdarzyła mnie najcudowniejszym uśmiechem, jaki widziałem w życiu. Nogi mi zmiękły. Kurwa, Duff opanuj się.
- Dobrze..- powiedziała. Przełknąłem ślinę i chwyciłem ją mocno w talii, przyciągając do siebie.
- Jesteś piękna, Rain..-szepnąłem jej na ucho i otworzyłem przed nią drzwi. Znowu się zarumieniła.
Sala wyglądała obłędnie. Pojedyńczy stolik stał na środku, obity w czarny obrus. Na nim stała zastawa i włożony w wazon bukiet czerwonych róż. Wszędzie było ciemno, tylko świecznik oświetlał stół, powodując nieziemską atmosferę. Ze starego gramofonu, leciał Led Zeppelin. Same nastrojowe piosenki, takie które Rain kocha najbardziej. Poparzyłem na nią z boku. Miała otwarte usta i wpatrywała się  w pomieszczenie, co raz bardziej się uśmiechając. Podeszliśmy do stolika i odsunąłem przed nią krzesło. Usiadła i poczekała, aż  ja usiądę na przeciwko. Gdy to w końcu zrobiłem, zdałem sobie sprawę, że w tym świetle wygląda jeszcze cudowniej.
Podparłem się łokieć o stół i oparłem podbródek o dłoń, wlepiając w nią spojrzenie.
- Jezu..nie patrz tak na mnie..bo zaraz..się na ciebie rzucę..już dosyć jestem nakręcona ..- w końcu powiedziała. No w sumie racja..moje spojrzenie było jedno znaczne. Byłem tak napalony, że najchętniej wyruchał bym ją teraz. 
- Przepraszam..ale..wyglądasz..niesamowicie...-szepnąłem. Zaśmiała się i przystała w takiej samej pozycji jak ja.
- Już mówiłam, że ty też..- wyciągnęła rękę w moją stronę i dotknęła opuszkami palców mojego policzka.
Przymknąłem oczy, oddając się jej pieszczotom. 
- Dochodzisz?- parsknęła śmiechem i cofnęła rękę.
- Wiesz , że mam strefę erogenną na policzkach..
- Debilu, strefę erogenną mają kobiety..
- To ty gdzie masz tą całą strefę?- zaśmiałem się.
- Oj, ty już dobrze wiesz..-zamruczała i schyliła się nad stołem tak, żeby mój wzrok padł na jej biust.
Wziąłem głęboki oddech i mrugnąłem do niej.
- To jest szczyt..z tobą nie można iść do restauracji, bo jak tylko na ciebie spojrzę mam ochotę cię rozebrać..- jęknąłem, opierając czoło o dłoń.
- No to akurat nie moja wina..
- No a czyja?- wybuchnąłem. 
- Zawsze mogę sobie iść..-spojrzała na mnie smutno.
- Nie pierdol, przecież żartuję..dobra..to ..zamawiamy coś?- spytałem, ożywiając się. Wzięła menu i podała mi je.
- Ja nie chce..
- Rain..jęknąłem. - To jest kolacja, a jak jest kolacja, to znaczy jedzenie..
- Nie jestem głodna..- powiedziała, marszcząc brwi.
- Trudno masz coś zjeść..przecież ty wypiłaś tylko tą kawę rano..
- Nie, potem poszłyśmy z Keirą na lunch...chociaż w sumie..no..przeczytaj co tam jest..- uśmiechnęła się do mnie. Westchnąłem pod nosem i otworzyłem menu.
- Oczywiście nie chcesz nic francuskiego..
 -Nie, czemu? Właśnie chcę !
Zdziwiłem się i zacząłem czytać jej jakieś dania. Czułem na sobie jej spojrzenie i gdy w końcu podniosłem wzrok z nad menu i zderzyłem się z jej magnetyzującym spojrzeniem.
- Co, kochanie?- spytałem.
- Nic, kocham cię..- szepnęła. Uśmiechnąłem się i zamknąłem książkę. 
- Ja ciebie też..od zawsze..i na zawsze.. - powiedziałem. 
- To co nic nie zamawiasz?- spytała.
- Nie..ale wino chcemy, nie?
Potwierdziła mi uśmiechem. Zawołałem kelnera i po chwili przyniósł nam butelkę schłodzonego, czerwonego wina. Otworzyłem ją i nalałem do ogromnych kieliszków. Wzięła go , upiła łyk i przyłożyła do policzka.
Opadłem na krzesło i rozluźniłem się zupełnie. W oddali grało Ten years gone.
- Kogo zapraszamy na ślub?- padło z jej ust pytanie. Popatrzyłem na nią i wziąłem łyk wina.
- Nie wiem..kogo tylko chcesz..
Przymknęła oczy i pogłaskała się ręką po karku.
- A co z twoim rodzeństwem ?
- Mandy z Mickeyem i Kristen , na pewno..a reszta..mam wyjebane..- powiedziałem.
- Duff..-upomniała mnie.
- No co? To tak jakbym ja zmuszał cię do tego żebyś zaprosiła Carolinę..
Wstrzymała oddech.
- Przepraszam, Rain..ale..- zacząłem się tłumaczyć.
- Niee..masz rację..tyle że..ja..ja chciałabym, żeby Carolina była..-rzekła. Wytrzeszczyłem oczy.
- Chcesz?
- Tak, no w końcu siostra to siostra..a tak w ogóle to..chciałabym, żeby ten ślub..odbył się..w Phoenix...- powiedziała i spojrzała na mnie nie pewnie. Wypuściłem powietrze z ust.
- Tam? Ale gdzie?
- No w..twoim domu..masz ogromny ogród..weźmiemy jakiegoś pastora..i będzie..tak domowo..
- Nie no, pomysł zajebisty..
- No bo nie będziemy się tłuc po tych kościołach..- rzekła i upiła ryk z kieliszka.
- A co z Effy i Bachem?- spytałem nie pewnie. Przełknęła ślinę.
- Mimo wszystko, musimy ich zaprosić..znamy ich od zawsze..
Pokiwałem twierdząco głową i zapatrzyłem się w jej twarz. Przed oczami stanęły mi obrazy naszego wspólnego dzieciństwa. Gdy byliśmy zupełnie mali, potem starsi..i potem kiedy to wszystko się zaczęło...

Phoenix 1979r.

Dotknąłem opuszkami palców jej odkrytego uda i przejechałem wzdłuż niego, jak po niewidzialnej lini.
Drgnęła na mój dotyk, ale nie zareagowała. Moja ręka powędrowała wyżej, na jej talię. Obróciła głowę w moją stronę i przytknęła usta do mojej szyi. Delikatnie obróciłem ją w moją stronę i podparłem się łokciem, znajdując się nad nią. Muskałem jej usta, ci jakiś czas wsuwając w nie język. 
- Przepraszam..już więcej tego nie zrobię...-szepnąłem, cały czas ją całując.
Na chwilę zaprzestałem i popatrzyłem na jej twarz. Opuszkiem palców, starłem z jej policzków łzy.
- Było mi bardzo przykro, Duff...chcę, żebyś to wiedział..
- Wiem, ale..jak się naćpam to nie jestem sobą..- jęknąłem.
- W takim razie cały czas nie jesteś sobą? Przecież teraz też jesteś na haju..- powiedziała.
Zmarszczyłem brwi.
Delikatnie podniosła się i oparła głowę o ramę pojedynczego, wąskiego łóżka.
- Boje się, że kiedyś zrobisz mi krzywdę..że następnym razem się nie pohamujesz...- powiedziała i dotknęła dłonią mojego policzka.
- Przepraszam..
- Zawsze chcieliśmy, żeby to było coś niesamowitego..już jak byliśmy mali, tak? Więc nie chcę, żebyś mnie..żebyś..zrobił to naćpany..- szepnęła.
- Ale ja też nie chcę..
- Inaczej to czuję Duff..ty już to robiłeś..a ja? Nie..w dodatku boję się..że..że..nie będę w tym dobra..
Uniosłem brwi i chwyciłem jej podbródek unosząc do góry.
- Nie mów tak, przecież..wtedy..to ona mnie..była starsza..to zupełnie coś innego...- zacząłem mówić.
- Wybaczyłam ci to..jesteś chłopakiem..to normalne..ja nie chciałam więc..- spuściła wzrok. Gwałtownie wpiłem się w jej usta, zrywając się z miejsca. Już nic mnie nie obchodziło. Ani moja mama na dole, ani to że nie mam gumy. 
Podniosłem ją z łóżka tak, by przywarła do mnie całym ciałem. Odwzajemniła pocałunki, z zdwojoną siłą, powodując że brakowało nam oddechu. Usiadłem na łóżku, plecami opierając się o jego ramę. usiadła na mnie okrakiem. Chwyciła moją twarz w dłonie, nie przerywając pocałunków. Jednym ruchem, ściągnąłem jej koszulkę, rzucając ja na ziemię. Pozostała tylko w staniku, który opinał jej biust, powodując że jeszcze bardziej jej pragnąłem.Jej ręce powędrowały na mój brzuch. Włożyła ręce pod koszulkę. Nie odrywając się od niej, ściągnąłem ją i rzuciłem gdzieś w kąt. Chwyciłem Rain za biodra i posadziłem ją wyżej, tak że siedziała na moim przyjacielu który co raz bardziej dawał mi się we znaki.
- Co mam robić?- wydyszała, gdy ściągnęła swoje spodenki, zostając w samej bieliźnie. 
- Ja się wszystkim zajmę..tylko..kochanie, ja nie mam gumy..będę musiał..nie bój się..po prostu muszę skończyć wcześniej..
- Rozumiem..- jęknęła i z powrotem wpiła się w moje usta. Dłońmi gładziłem jej nagie plecy, gdy w końcu wyczułem ręką zapięcie jej stanika. Na chwilę się zatrzymała i mocniej zamknęła oczy. Skarciłem się w myślach i jeszcze raz oderwałem ręce. Włożyłem dłonie pod jej długie włosy i delikatnie całowałem jej szyję, zjeżdzając co raz niżej. W końcu najdelikatniej jak tylko potrafiłem, złożyłem pocałunek na jej piersi, cały czas krytej materiałem stanika. Przywarła do mnie, mocno. Czułem bicie jej serca. 
- Ściągnij go..-usłyszałem , stłumiony szept. Spojrzałem w jej rozpalone oczy. Posłuchałem i jedną ręką pociągnąłem za zapięcie. Stanik spadł na jej brzuch, więc zrzuciłem go szybko i zapatrzyłem się w jej piersi. Boże..jaka ona jest cudowna. wiem, że miała zamknięte oczy, więc starałem się być niesamowicie delikatny.
Opuszkami palców dotknąłem je i zacząłem kreślić różne kształty. Jęknęła mi cicho do ucha i poczułem , że jej ręcę wędrują po moim podbrzuszu, błądząc. Oderwałem ręce od jej biustu i rozpiąłem guzik od spodni. Podniosłem ja z siebie. Położyła się na plecach, czekając aż ściągnę spodnie. 
- K-kurwa..m-mać!!- wrzasnąłem, gdy jedna nogawka zaplątała się wokół mojej nogi. Rain wybuchnęła śmiechem i zasłoniła sobie twarz ręką. W końcu ściągnąłem je i zostałem w samych bokserkach. Położyłam się na niej, miażdżąc jej usta, pocałunkami. Włożyła język do moich ust i splotła je je ze sobą w namiętnym pocałunku. 
- Już..nie wytrzymam..- wysyczała i zmieniła pozycję. Usiadła na mnie okrakiem, próbując ściągnąć swoje majtki. Zapatrzyłem się na chwilę w nią. To ta sama mała Rain. Ta, którą tak bardzo lubiłem się opiekować. Która była dla mnie jak siostra. 
Została zupełnie naga. Była wręcz agresywna, w swoich ruchach. Podniosłem się do pozycji siedzącej i posadziłem ją sobie na udach. Ściągnąłem bokserki i zauważyłem , że zapatrzyła się na mojego przyjaciela.
- Jeden ruch, kochanie..mogę? Nie bój się..-szepnąłem jej do ucha. Oddychała szybko i głośno, opierając się o moje ciało.
- Możesz..- wymruczała. Chwyciłem ją mocno za biodra i wszedłem w nią delikatnie. Krzyknęła i oparła głowę i moje ramię.
- Shhh...tylko przez chwilę.będzie..boleć..shhh..-przez szeptanie jej do ucha tych słów, sam siebie starałem się uspokoić. Żeby to była dla niej jedyne, niesamowite i piękne. 
Poruszałem biodrami dość szybko, z każdym moim ruchem jęczała cicho powodując że jeszcze bardziej się nakręcałem. Jej włosy, łaskotały mnie po twarzy powodując przyjemne mrowienie.
- J-Jezu..-wydyszała, gdy przybrałem mocniejsze tępo.
W głowie krążyła mi myśl, że muszę to przerwać. Czy na pewno dam radę? Czy zdołam się powstrzymać?
Całowała mnie w usta, co raz głośniej krzycząc.
- Rain..muszę..go..wyj...muszę skończyć..- wydyszałem. Jeszcze gwałtowniej ruszyła się.- Proszę..zrobimy to drugi raz..ale nie teraz..zajdziesz..w..c-ciąże..
- Twoja..m-mama..dała..m-mi..jakieś tabletki..- próbowała złapać oddech.
Zdałem sobie sprawę z tego, że nie muszę nic przerywać. Jest moja, na całą noc. Gwałtownie ruszyłem się w niej, co spowodowało, że obydwoje krzyknęliśmy. Nasze ciała zlały się w jedność. 

***


- O czym myślisz, kochanie?- z transu wyrwał mnie jej głos. Otworzyłem oczy. Poczułem, że leży koło mnie wtulona w moje ciało. Odwróciłem głowę w jej stronę i zderzyłem się z jej cudownym spojrzeniem. 
- O n-nas...- szepnąłem. 
- Ja też...- powiedziała, jeszcze mocniej wtulając się w moją klatkę piersiową. Zniżyła się delikatnie. Przyłożyłem usta do jej głowy, całując jej pachnące włosy.
- Pięknie dzisiaj wyglądałaś...- szepnąłem.- Jesteś najcudowniejszą kobietą na ziemi, Rain...jestem szczęśliwi, że cię mam..że to właśnie ja mogę cię co noc dotykać..być przy tobie..cały czas..wyrządziłem ci tyle krzywd..a ty..nadal ze mną jesteś..
- Co ty mówisz..-szepnęła, kładąc stopy pod moje łydki. 
- Prawdę.. - jedną ręką, nakryłem ją bardziej kołdrą i pocałowałem w skroń.
- Czuję się tak bezpiecznie...-szepnęła, prawie zasypiając.- Jest cudownie..Duff..
Przyłożyłem z powrotem usta do jej skroni i nie odrywając ich, pozwoliłem by zasnęła. Trzymałem w ramionach , najcudwoniejszą kobietę na świecie. 


wtorek, 5 marca 2013

Rozdział 40 (bardzo krótko:<)

Przepraszam, że były rzymskie ale teraz te liczby wyglądały by co najmniej dziwnie więc dam te "normalne"...z reszta..nevermind...
Jeśli chodzi o Going to California..przepraszam, że tak długo nie ma tam prologu do Chicago,ale muszę go kurna dopracować.
No także tego.
Czytajcie, oceniajcie, komentujcie co tam wasza dusza zapragnie.
Kocham was :*

Ten rozdział jest dziwny, bo krótki i bardzo hmm..ROMANTYCZNY <3
Sory za błędy .



Paryż, Francja 1990rok


Wysiedliśmy na płycie lotniska, całkowicie zaspani. Czternaście godzin lotu, co prawda w pierwszej klasie ale jednak. Wszyscy byli wykończeni i zmarnowani. Męczyli nas potem z tymi odprawami , przez Bóg wie ile czasu. W końcu dojechaliśmy do hotelu Savoy, gdzie mieliśmy zostać na trzy dni. Koncert miał się odbyć w drugi dzień, na Stade de France jakimś zajebistym stadionie gdzie kilkanaście lat temu swoje utwory grali Led Zeppelin i Beatlesi.
- Duffy, wstajemy...-szepnęłam mu na ucho. Podciągnęłam biały materiał kołdry pod szyję i popatrzyłam na niego, leżąc na brzuchu.
- Już..-powiedział, stłumionym przez poduszkę głosem.
- Chodź...dzisiaj pozwiedzamy, co ?- pocałowałam go w odkryte ramię. Położyłam rękę na jego plecach i zaczęłam delikatnie jeździć palcami wzdłuż jego kręgosłupa.
- Paryż jest nudny, Rain...tu można tylko wpierdalać żaby i ruchać się w metrze...- powiedział i przekręcił głowę w moją stronę. Uśmiechnął się na mój widok, podniósł się i oparł głowę o rękę.
- No to zajebiście, nigdy nie robiliśmy tego w miejscu publicznym...- odpysknęłam mu i pocałowałam go szybko w usta. - Dalej, wstawaj...jestem głodna..
Zeszłam z łóżka i całkowicie naga..bo wiadomo co robiliśmy zaczęłam wybierać ciuchy z szafy.
- W co mam się ubrać?- spytałam Duffa, przewracając w bok wieszaki.
Odwrócił się i zmierzył mnie wzrokiem,
- Ja proponuję zostać tak...- powiedział. Szybko wstał i wyrwał mi z ręki spodnie które trzymałam, rzucając je na podłogę. Pocałował mnie gwałtownie w usta i przyciągnął do siebie.
Byliśmy zupełnie nadzy, więc chyba nie pozostało nam nic innego jak iść na całość. Całując się, cały czas się uśmiechaliśmy. W końcu nie odrywając się od siebie Duff przydusił mnie do szafy i oparł obie ręce na de mną.Chwyciłam dłonią jego nabrzmiałą męskość i uśmiechnęłam się kusząco. Odchylił głowę do tyłu głośno wzdychając. Całowałam jego klatkę piersiową całując coraz niżej, zjeżdząjąc do jego podbrzusza. W końcu musnęłam językiem jego przyjaciela i zrobiłam to co miałam.
- Mała...jesteś zajebista...-jęknął i popatrzył na mnie z góry. Wróciłam do jego ust, całując je łapczywie. Przycisnął mnie mocniej i chwycił moją nogę,  podkurczając ją na wysokość jego biodra. Wszedł we mnie szybkim ruchem, wywołując mój głośny jęk. Miarowo poruszaliśmy biodrami, uderzając moimi plecami o drzwi szafy.
W końcu poczułam rosnącą we mnie przyjemność. Duff ostatni raz poruszył się i oboje doszliśmy w tym samym czasie.
Oddychaliśmy szybko. Oparłam głowę o jego pierś i zaśmiałam się cicho.
Pocałował mnie w szyje i odwrócił mnie, otwierając drzwi szafy.
- Może...tą sukienkę,co? - spytał, szepcząc mi do ucha. Pokazał mi czarną sukienkę, która wisiała w szafie. Obejrzałam ją.
- Przecież to nie moja...- powiedziałam. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego pytająco.
- Już jest twoja, Rainy...-odpowiedział i pocałował mnie w usta.
Spojrzałam na metkę. Chanel. Otworzyłam ze zdziwienia oczy, ściągajac ja z wieszaka.
- Skąd ją masz?- pisnęłam jak dziecko. Przyłożyłam ją do swojego ciała i popatrzyłam na siebie w lustrze.
- Poszedłem wczoraj z Izzym do jakiegoś butiku...i wybrałem to dla ciebie...on  też kupił Keirze jakąś sukienkę...- powiedział i uśmiechnął się.
- Jest piękna. ..ile za nią dałeś? Przecież to jest Chanel...- powiedziałam.
- No bo...chciałbym...cie zaprosić...na kolacje, dziś wieczorem...- spytał, patrząc w moje oczy.
Uśmiechnęłam się promiennie i popatrzyłam na jego rozpalona twarz.
- Ale...coś chcesz mi powiedzieć, czy..tak po prostu...- spytałam.
- Chcę zabrać swoją żonę na kolację...czy to coś dziwnego, Rain? - spytał i znowu popchnął mnie na ścianę, mocno całując. Chwycił mnie za pośladki i podciągnął pod górę.  Oplotłam go nogami w pasie i popchnęłam w stronę łózka. Położyłam się na nim, całując go po całym ciele. Obrócił mnie gwałtownie i przejął inicjatywę. Muskał ustami moje piersi, doprowadzając mnie do cichych jęków.
Rozchylił moje nogi i przejechał dłonią po mojej kobiecości powodując, że zgięłam się w luk. W końcu nie ciągnął tego i wszedł we mnie gwałtownie. Podnieśliśmy się do pozycji siedzącej,  cały czas poruszając biodrami. 
Głośno wypuściłam powietrze z ust i oparłam czoło o jego. Nie przerywając czynności, oddychaliśmy co raz głośniej. W końcu doszliśmy. Duff odchylił głowę do tylu i zamknął oczy.
- No właśnie..t-tego..było..m-mi trzeba...- jęknęłam i opadłam na poduszkę, schodząc z niego.
Położył się kolo mnie i  oparł głowę o ramę łóżka.
- No teraz, to już tak na serio trzeba iść...Slash wpierdoli nam cale śniadanie...- szepnęłam mu na ucho i cmoknęłam go w policzek. Szybko wstałam i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć zamknęłam drzwi od łazienki. Przystanęłam kolo umywalki i umyłam twarz zimną wodą. Popatrzyłam w lustro. Boże...na prawdę jestem jego żoną. Jest tylko mój. Jedyny.Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że to wszystko się tak potoczy.
Jeszcze niedawno wydawał mi się tak odległy. Taki niedostępny. A teraz? Pieprzę się z nim na szafie w paryskim hotelu. Co za dziwna kolej losu.
Siedząc w wypełnionej po brzegi wannie , zastanawiałam się nad tym wszystkim.
- Przyniosłem śniadanie...- do łazienki wszedł ubrany już Duff z kubkiem w dłoni. Uklęknął koło wanny i podając mi kubek, podparł się ramionami o jej brzeg. Spuscił jedną rękę do wody i gładził opuszkami palców mój nagi brzuch, kreśląc na nim różne kształty. Oparłam ciepły kubek o policzek i wyciągnęłam dłoń spod wody. Dotknęłam jego policzka i uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję...-szepnęłam.
- Ale za co? Za śniadanie?- spytał odwzajemniając uśmiech.
- Za wszystko, Duffy...- powiedziałam i nachyliłam się dając mu buziaka. Wzięłam łyk kawy i oparłam głowę o kant wanny.- Ale mi dobrze...
- Było by ci jeszcze lepiej, jak bym wszedł tam do ciebie...- powiedział, zjerzdzając palcami niżej, na udo.
- Wszedł tam do mnie? Już dzisiaj wszedłeś...- zamruczałam, uśmiechając się. Miałam zamknięte oczy, ale czułam że mierzy mnie wzrokiem.
- Boże...jak ty mnie podniecasz...-jęknął i w jednej chwili wstał i ściągnął z siebie koszulkę, rzucając ją na płytki. Wybuchnęłam śmiechem i podkurczyłam nogi pod brzuch. Patrzyłam jak zwinnym ruchem ściąga swoje spodnie i bokserki. Wskoczył do wanny, wylewając całą jej zawartość na ziemię. 
- D-Duff!- pisnęłam. Podniósł mnie i oparł o zimną ścianę. Wszedł we mnie szybko i zaczął poruszać biodrami.  Krzyknęłam i oddałam mu się całkowicie. Wręcz uderzał nami o ścianę.
- K-kurwa...- jęknął, próbując złapać oddech.
- Sz-szybciej...- wysyczałam, opierając się jedną ręką o róg wanny.
Posłuchał mnie i w jednej chwili doszliśmy, oddychając głośno. 
- Moje plecy...-jęknęłam, zsuwając się po zimnej ścianie. Woda zdążyła już całkowicie wystygnąć. 
- Mój k-kutas...-zaśmiał się i pocałował mnie w szyję. 
- Jesteś erotomanem, kochanie...- szepnęłam mu na ucho i szybko wyszłam z wanny okrywając się ręcznikiem. Podążał za mną wzrokiem, co każdy mój krok. 
Przystanęłam koło lustra i spojrzałam w odbicie. Na twarzy miałam dziwne wypieki, które oblewały mi twarz ,a oczy było rozpalone jakby ktoś przed chwilą dosłownie je zapalił.
Nagle jego silne ręce objęły mnie od tyłu. Poczułam igiełki jego ciepłego oddechu na obojczykach. Przytknął usta do mojej szyi i zaczął ją delikatnie całować.
- Kocham cię, Rain...naprawdę bardzo mocno...- szepnął mi do ucha, wywołując dreszcz.
Obróciłam się i spojrzałam w jego oczy. Oczy pełne miłości. Pełne oddania i zaufania.
Wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową, rozkoszując się jego zapachem. 
Już nie musiałam nic mówić. Słowa nie były nam potrzebne. Nagle ktoś za ścianą włączył Still Loving You. Było ją słychać bardzo wyraźnie, tak jakby zupełnie nie przypadkiem. Zamknęłam oczy. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, napawając się każdą sekundą, każdą minutą razem. Tylko nas dwoje.