sobota, 23 lutego 2013

Rozdział XXXVIII

Las Vegas, w stanie Navada 1990 rok


Z góry przepraszam za..okropne słownictwo..ale..to przecież nie ja to wymyśliłam :D


- Rain, budzimy się..- usłyszałam głos, gdzieś w oddali. Otworzyłam oczy, czując okropny ból głowy. Dosłownie miażdżył mi czaszkę.
- J-jezu...- jęknęłam ledwo słyszalnie. Przyłożyłam dłonie do gorącego czoła. Siedział koło mnie Axl i Steven, popijając świeżo zaczęte piwo.
- Jezus ci nie pomoże, mała..chcesz piwo?- uśmiechnął się Axl. Nie mogłam się nawet ruszyć. Każda część mojego ciała odmawiała mi posłuszeństwa.
- P-pojebało..cię? Gdzie są wszyscy?- spytałam, próbując podnieść głowę z nad podłogi.
- Rzygają po kiblach..mam wrażenie, że tylko ja umiem w tym towarzystwie pić..
- O, przepraszam i jeszcze ja!- odezwał się głośno Steven.
- Shh..- szepnęłam, przyciskając dłoń bardziej do czoła. - A gdzie Duff?
- Duff? Poszedł ze Slashem i z Rachelem do baru..opijają wasz ślub..- odpowiedział.
Powoli wstałam i szurając nogami powłóczyłam się do szafki nocnej.
- T-tak..w ogóle..to..to chyba nie jest mój pokój, prawda?
- Nie.
- A k-kogo?
- Ja tam nie wiem, ale w sumie..to jedno i to samo..- odpowiedział Axl. Pokiwałam głową i udałam się w stronę wyjścia.
- Bar jest otwarty..więc jak chcesz możesz tam iść..- krzyknął za mną Rose.- Ale..szczerze nie radzę..
- Spierdalaj..- powiedziałam raczej do siebie bo już zamknęłam za sobą drzwi.
Szłam wzdłuż długich, korytarzy szukając w pamięci obrazów z wczorajszego dnia. Nic. zupełna pusta. Po głowie krążyła mi tylko świadomość, że wczoraj wzięłam nieprawny ślub. Przeszłam przez duże drzwi i o moje nozdrza obił się zapach alkoholu. Natychmiast poczułam napływ pulsującego bólu w skroniach. Obeszłam całą, pustą salę i udałam się w stronę dochodzących mnie krzyków i śmiechów. Stanęłam za ścianą, nadsłuchując by sprawdzić czy to na pewno oni. To oni. Wychyliłam, się nie pewnie wcześniej odgarniając włosy z twarzy. Moim oczom ukazał się duży okrągły stół przy którym, rzeczywiście siedziała trójka ale obok nich trzy nieznane mi kobiety. Na kolanach, pijanego Slasha siedziała ciemna brunetka obejmując go za szyję. Koło Rachela, także siedziała jedna dziewczyna. Mój wzrok zatrzymał się na Duffie. Na którego kolanach siedziała , wysoka blondynka. Zamarłam. Bolan, który siedział naprzeciwko mnie przestał się uśmiechać i spojrzał gwałtownie w moją stronę. Duff, obejmował w pasie dziewczynę, trzymając między palcami papierosa. Rachel kiwnął na mnie głową . Blondyn, spojrzał na niego i natychmiast odwrócił głowę w moją stronę. Szybko odwróciłam się i odeszłam od tego miejsca uderzając gołymi stopami o posadzkę. Zakryłam sobie ręką usta i szybko wyszłam w sali. Słyszałam podniesione głosy i kroki.
- Rain!- darł się za mną basista. - Czekaj..no..przecież..Rain..
Po jego głosie można było poznać, że jest naprawdę pijany.
Odwróciłam się,  gwałtownie się zatrzymując, przed drzwiami od naszego pokoju.
 - Co to było?- próbowałam, stłumić okropny ból głowy.
Duff dobiegł do mnie, głośno dysząc. Chwycił mnie za ramiona, ale szybko się wyrwałam. Spojrzał na mnie niepewnie. Zmarszczyłam brwi.
- Ćpałeś?- szepnęłam, patrząc w jego oczy.
Cofnął się o krok i próbował złapać równowagę.
- N-nie..nic..- odpowiedział, próbując odwrócić wzrok.
- No..przecież widzę..- podniosłam jego głowę, dłońmi. Przyjrzałam się jego twarzy.- Co to była za dziewczyna?
- Ż-żadna..ona..sama się przysiadła i jakoś tak wyszło..przecież, wiesz że nigdy w życiu bym cię nie zdradził..- zaczął mówić.
- No właśnie, nie wiem..ćpałeś..mogłeś zrobić wszystko..dobra, wiesz co? Mam cię w dupie, jeśli wolisz towarzystwo tamtych lasek..to nie mam nic przeciwko ja idę spać... - otworzyłam drzwi od pokoju. Chciał coś powiedzieć, ale zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
- Rain..no przepraszam..k-kurwa..wpuść mnie..-walił w drzwi.
- Powiedziałam, coś..- odezwałam się siadając na łóżku.
- No nic, z nią nie robiłem..przecież siedziała tylko na moich kolanach..przestań robić aferę..o byle gówno..
Szybko wstałam i nie zważając na ból głowy otworzyłam z impetem drzwi, także z całej siły wpadł do pokoju przewracając się.
- K-kurwa..- jęknął , łapiąc się za głowę.
- Jezu..przepraszam..uderzyłeś się?- zamarłam. Mocno jebnął głową o kant ściany. Uklękłam przed nim i odgarnęłam mu włosy z twarzy.
- Moja głowa..- szepnął, uderzając nią teatralnie o podłogę.
Usiadłam na podłodze, opierając plecy o zimną ścianę.
-Rain?- spytał, otwierając jedna oko.
- Czego, chcesz ty pasztetowy pajacu?- uśmiechnęłam się do niego i delikatnie kopnęłam go w nogę.
- Wcale, nie chciałem tam iść..Slash mnie namówił..chciałem być z tobą..- już nic nie usiał mówić.
- Dobra..już nie chcę o tym słyszeć..dalej , idziemy spać..przecież dzisiaj jedziemy w trasę..- wstałam  i ściągnęłam z siebie bluzkę.
- O-och..-jęknął, patrząc na mnie z dołu.
- Do spania..- zakryłam się rękami i mrugnęłam do niego, podchodząc do łóżka . Dosłownie w ciągu paru sekund , poczułam że jego ręce obejmują mnie od tyłu.
- Obiecaj, że już więcej nie zrobisz takich numerów..- szepnęłam, drgając pod jego dotykiem. Całował mnie po szyi, rękami gładząc mój brzuch.
- Nigdy..więcej..-odpowiedział. Odwróciłam się gwałtownie i zaczęłam go całować. Jedną ręką ściągnęłam jego koszulkę, rzucając ją gdzieś w kąt.
- Za to ty..obiecaj..że ..jak wrócimy ..kupujemy dom..- mówił, męcząc się ze swoimi spodniami.
- N-napewno..nie..- jęknęłam, popychając go na łóżku. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam całować każdy centymert jego skóry.
- No..ale..proszę..-jęknął i ściągnął moje szorty. 

- No..ale..niby gdzie? Na Westwood?- nie przerywałam pocałunków.
- Nie..może..Laurel Canyon..?- szepnął, patrząc mi w oczy. Zatrzymałam się gwałtownie.
- Pojebało cię, wiesz ile tam kosztują domy? - zaśmiałam się.
- No, ale przecież stać nas..Rain proszę..pozwól mi wybrać ten dom..tylko dom..ty będziesz mogła go urządzać..proszę..kochanie..-zaczął mnie mnie mocniej całować. Nie mogłam wydusić z siebie słowa i chyba właśnie o to u chodziło. Jednym ruchem obrócił mnie tak, że rękami opierał się o ramę łóżka. Rozsunął moje nogi i wszedł we mnie gwałtownym ruchem. Miarowo poruszał biodrami, wywołując moje jęki. Za każdym razem gdy próbowałam coś powiedzieć, zatykał mi usta językiem.
- N-no..d-dobra..ale..n-nie przesadzaj..- zdołałam jeszcze powiedzieć kilka słów , po czym poczułam rosnącą przyjemność. 
Wybuchnął śmiechem i zaczął co raz szybciej się poruszać. W końcu doszliśmy, oboje w tym samym czasie. Duff odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy.
- Tylko, jak będziesz urządzać..nie zapomnij..o z-zajebistej sypialni..- powiedział, szybko oddychając. 
Nie mogłam dojść do siebie, po takiej dawce przyjemności więc nic nie odpowiedziałam tylko oparłam głowę o ramę łóżka.
Otworzył oczy i spojrzał na mnie. 
- Jesteś taka piękna..- szepnął i pogłaskał mnie po policzku. 
- Co ty pieprzysz..- jęknęłam i chwyciłam się za głowę po znowu poczułam silny, pulsujący ból.
- Ciebie, pieprzę aktualnie, pani McKagan..- zbliżył się do moich ust i musnął je delikatnie. Uśmiechnęłam się pod nosem i przyciągnęłam go bliżej do siebie. Włożyłam palce w jego włosy i zaczęłam delikatnie  masować jego głowę.
Czułam słodki smak jego ciepłych ust. Ust, które były tylko moje nikogo więcej. Które, tylko ja mogłam całować.
- Zupełnie jak kiedyś, huh? - położył się koło mnie. Oparłam głowę o jego ramię i przymknęłam oczy wdychając jego zapach.
Zamruczał mi do ucha, przegryzając jego płatek. 
- Gdzie teraz jedziemy?- spytałam, po długim milczeniu.
- Teraz? Chyba do Paryża..- szepnął, chwytając z stolika nocnego paczkę fajek.
- Paryża?- szepnęłam, czując że moży mnie sen.
- Śpij, kochanie..obudzę cię jak będziemy jechać..spakuję wszystko..- pocałował mnie w skroń i poczekał aż zasnę.

***


- Cicho bądź i ciesz się, że w ogóle mogłeś tu wejść ..- szepnąłem do Slasha, by był ciszej.
- No przecież śpi..-odpowiedział, nachylając się nad moją żoną. Matko.."Moją żoną.." To takie nieprawdopodobne. Jeszcze kilka lat temu nie pomyślał bym, że ona jednak będzie ze mną.
- Był gnój, za tą Jessicę?- spytał, siadając na rogu łózka i obserwując moje ruchy. w ręku trzymałem jej torbę i pakowałem jej ciuchy. Chwyciłem z głębi szafy jej bieliznę i kiwnąłem mu nią Hudsonowi przed nosem szyderczo się śmiejąc.
- Pojebany..j-jesteś McKagan..- powiedział, bekając. Otworzył piwo i wypił na raz połowę.- Tak właściwie..to co teraz zrobicie? Będzie drugi ślub?
- Będzie..po trasie..chyba w Pheonix...ale nie wiem czy będzie chciała, w każdej chwili może się tam pojawić jej siostra..i w ogóle..-odpowiedziałem, pakując do walizki spodnie.
- A państwo "Nie daj się" ?- wybuchnął miechem. Zawtórowałem mu i popukałem się w czoło.
- Wiesz ,ja nie jestem wkurwiony na nich..skoro się oboje kochali? Ale Rain..powiedziała..że nie chce jej znać..
- Myślisz, że to prawda? No sory, Duff..ale tak nagle nie zapomina się o swoich przyjaciołach..równie dobrze to ty dla mnie mógłbyś nie istnieć..w końcu..no wiesz..- powiedział, zaciągając się dymem.
- No ,ale z nami to trochę inna sprawa...Rain powiedziała ,że najbardziej boli ją to..że ona..nigdy jej nie powiedziała że kocha Baz'a..
- A ty wiedziałeś?
- Domyślałem się, to była tylko kwestia czasu kiedy w końcu dojdzie między nimi do jakiegoś..wiesz..no..zbliżenia..- zapiąłem walizkę i usiadłem na podłodze na przeciwko niego.
- Ale numer..nigdy bym nie pomyślał, że to wszystko tak się potoczy...- nagle do pokoju wtargnął Izzy.
- Kurwa, włączcie telewizor..jebniecie na ryj..- powiedział, rozgorączkowany. Szybko włączyłem telewizor.
Moim oczom ukazał się jakiś marny, satelitarny program w którym wywiadu udzielał..Sebastian Bach.
- Nie teraz..aktualnie wracamy do Pheonix a potem wracamy do Los Angeles..kupiłem dom..moja..moja..żona jak już z jest w ciąży, więc nie możemy za bardzo się przemęczać.- mówił. Wszyscy siedzieliśmy, wgapieni w telewizor, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- Sebastian, a co ze Skid Row?- spytała go dziennikarka. 
- Nie mam pojęcia..ale teraz najważniejsze jest dla mnie zdrowie mojej kobiety..- drzwi do pokoju ponownie otworzyły i stanął w nich uśmiechnięty Axl.
- Kurwa..oglądacie to?- usiadł pomiędzy Slashem a Izzym.- Ciota pierdolona..nazywa ją swoją żoną..
Wszyscy spojrzeliśmy na niego.
- I na dodatek jest w ciąży..- odezwał się Slash, dopijając piwo.
- W ciąży?- zamarł. Zapadła głucha cisza i głos Bacha z telewizora.
- N-no..mówił..-zaczął się tłumaczyć.
- Powiedziała mi..że nie..może mieć..dzieci...- szepnął. Popatrzyłem na jego twarz. 
- Dziwka..nie przejmuj, się Rose..znajdziemy ci nową..- odezwał się Slash. 
Gwałtownie wstał i podszedł do stolika. Chwycił kartkę i zaczął coś pisać. Spojrzeliśmy wszyscy po sobie. 
Już wiedzieliśmy o co chodzi.
-  Wypad po gitary..- powiedziałem do nich cicho. Wybiegli z pokoju i zostawili nas samych. Wiedziałem, że zaraz się najebiemy więc trzeba gdzieś przenieść Rain. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem ją do drugiego pokoju. Przykryłem ją kołdrą i zamknąłem za sobą drzwi. Chłppcy już siedzieli na podłodze.
- Moje..serce..jest pełne..miłości..do ciebie..- mówił do siebie Axl, stukając ołówkiem w blat stołu. - Przynieście mi wódkę..
Szybko wstałem i wyciągnąłem z barku dwie wódki. Nalałem do szklanek i wszyscy wypili jednym haustem.
- Chcę znaleść się obok ciebie..-mówił dalej, pisząc.
Po półgodzinie, wypiliśmy już całą butelkę i dało nam nieźle po bani.
- Ona...jest..kimś..kto..- przerwał, Axl który prawie spadał z krzesła.- Jak się nazywa laska która..lubi od tylca?
- Kurwa..żeby było jeszcze bardziej chamsko..Bach zawsze mówił.."ta która łuska kukurydzę" - odezwałem się, brzdąkając w struny.
- No dobra..no to..moje serce jest pełne miłości do ciebie, chcę się znaleść obok ciebie..i co dalej?- podsumował Izzy.
- Może..Ona jest kimś kto łuska kukurydze..kto pieprzy się od tyłu..kto..- zaczął mówić Slash. Axl otworzył kolejną butelkę. No to koniec.

Cornshucker
A real buttfucker
Gonna stick my dick
Right up her ass

Gimme a dime
Gotta call my pimp
When I heard her ask
It made me go limp
Two weeks later
My sex life was drab
Instead of a wang
All I had was a scab
If you're sleazy
You better think I'm first
'Cause I've got a dick like liverwurst

She's a cornshucker
A real buttfucker
Gonna watch my dick
As I make her butt pucker



- P-przecież..to jest zajebiste..- bełkotał Izzy pod nosem.
- Pisz dalej..- próbował wydusić coś z siebie, Slash cały czas się śmiejąc.
- Mój...chuj..był..- śmiał się Axl, nie mogąc wsiąść oddechu.- Pełen..spermy..do ciebie..
- Chcę być w tobie głęboko..- dopowiedział Izzy.
- Jeszcze jeden raz!- krzyknąłem. 
- Końcówka musi być odjebana..może coś..takiego..co ją dobije..? - powiedział Izzy.
Długo milczeliśmy, myśląc.
- Kurwa..mam..A teraz..liż to..połknij to suko..podoba mi się sposób..w jaki..
- To nawilża twoje usta!- wybuchnęliśmy śmiechem. Długo jeszcze gadaliśmy o tej piosence. W końcu stwierdziliśmy, że bez przesady. Ta piosenka będzie tylko bonusem na koncertach. W sumie..to chyba dobrze. Zachowaliśmy się jak banda debili. Była nasza przyjaciółką a my tak po prostu pisaliśmy o tym, że ma pić naszą..no właśnie. Gdy w końcu doprowadziliśmy się do ładu i zaprowadziliśmy Izziego i Axla do ich pokoi , wróciliśmy do naszej dawnej czynności.
- Śpi? - spytał Slash, gdy wróciłem z drugiego pokoju.
- Tak..śpi..- odpowiedziałem, siadając obok niego na łóżku.
Popatrzył na mnie z boku, w milczeniu.
- Wyślesz im zaproszenia?- spytał.
Zapaliłem Marlboro.
- Chyba tak..w końcu..Bach, jest moim kumplem..znam go od dzieciaka..ale chyba jej tego nie powiem...nie chce psuć jej tego dnia..- odpowiedziałem.
Slash westchnął.
- K-kurwa..ale ci zazdroszczę.- jęknął.
Zaśmiałem się i popatrzyłem na niego z politowaniem.
- Niby dlaczego? 
- Masz ją..-szepnął.- A ja? Kurwa..tak naprawdę to zastanawiam się po co to wszystko robiłem..zostawiłem Michelle..tak z dnia..na dzień...ale przecież zrobiłem to dla jej dobra..naprawdę, Duff..- mówił. Wyczułem w jego głosie,że naprawdę chce się wygadać.
- No, ale co to znaczy dla jej dobra? 
- Ćpam, piję..a ona? Skończyła studia..miała rodzinę..dom..to wszystko czego ja teraz nie mam..nie chcę jej tego pozbawiać..- powiedział.
Odwróciłem się w jego stronę i przyjrzałem się jego twarzy.
- Kochasz ją, ale nie tak jak Rain prawda? - spytałem cicho. No i wyszło szydło z worka. Powiedziałem to, co leżało mi na sercu tyle miesięcy. 
Długo milczał. 
- To nie tak, Duff..-szepnął. - Rain..ona zawsze będzie dla mnie kimś więcej..traktowałem ją jak kobietę życia..wiesz..tak jak ty traktujesz ją teraz..ale widziałem jak się męczy, Duff naprawdę to widziałem..w jej oczach..może jestem mało inteligentny..i czasem jestem po prostu nieźle najebany..ale wiem, kiedy ktoś..najnormalniej w świecie mnie.. nie kocha..właśnie dlatego ją zdradzałem..próbowałem się ogarnąć..przestać to robić,ale nie potrafiłem..dlatego nie mam prawa teraz..o niej mówić w ten sposób..to zamknięty rozdział i muszę się z tym w końcu pogodzić..
Z każdym jego słowem, zdawałem sobie sprawę z tego że Slash zupełnie się otworzył. Powiedział, coś czego prawdopodobnie nie planował mi mówić.
Patrzyłem na niego, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Z-zatkało mnie..- palnąłem. Zaśmiał się nerwowo i wypuścił powietrze z ust. 
- N-no..także tego..wiesz, zawsze chciałem ci to powiedzieć..ale..j-jakoś nie było okazji..-wybuchnął śmiechem. Zawtórowałem mu. Śmialiśmy się jak dzieci. Jak nastolatki, które śmiechem zwalczają wszystkie swoje problemy. Wszystkie swoje kłopoty. 


***


- Axl? Gdzie siedzisz?- wychyliłem się zza siedzenia, by dojrzeć pijanego rudzielca.
- J-jestem..j-jestem..- usłyszałem cichy jęk gdzieś z przodu samolotu.
Opadłem z ulgą na fotel. Spojrzałem w stronę Rain. Uśmiechnęła się do mnie i musnęła ustami moją szyję.
- Wszystko słyszałam, kochanie..- szepnęła mi do ucha. Spojrzałem na nią czujnie.
- Piosenkę i twoją rozmowę ze Slashem..cieszę się, że sobie to wyjaśniliście..-szepnęła, by siedzący obok Slash nie usłyszał. 
Pocałowałem ją we włosy. Przytuliła się do mnie, obejmując mnie ręką w pasie.
- Nie mogę, się doczekać tego ślubu..i jeśli chcesz ,to możesz ich zaprosić..- szepnęła. Już nic nie odpowiedziałem, tylko przytuliłem ją bardziej do siebie.

Przepraszam za błędy :)

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział XXXVI


Denver w stanie Colorado, 2 styczeń 1990


                                                                                                                                                             Okropny ból w gardle suszył mnie niemiłosiernie. Gdzie ja jestem?
- A teraz przenieśmy się tam, gdzie jest nasz wysłannik czyli Kurt Devis prosto z Cedars-Sinai Medical Center w samym centrum Los Angeles..-jakiś głos dudnił w małym, starym telewizorze po drugiej stronie pokoju. Podniosłam obolałą głowę znad poduszki i nieprzytomnym wzrokiem rozejrzałam się po pokoju. Przez zasłonięte do połowy białe rolety wpadały promienie słońca, ogrzewając cały pokój. Czułam na moim ramieniu ciepły oddech, który miarowo ocieplał moją skórę powodując na niej gęsią skórkę. Podniosłam głowę i odwróciłam się w jego stronę.
- Mała, gdzie my kurwa jesteśmy?- szepnął, ciągle mając zamknięte oczy. Włosy zasłaniały mu całą twarz, ale mimo to widziałam majaczący na ustach uśmiech.
- Chyba..w Denver..- odpowiedziałam, przewracając się na drugi bok. Nasze twarze prawie się stykały, więc nie pozostało mi nic innego jak patrzeć na jego twarz.
- Proszę powiedzieć naszym widzom, co dokładnie stało się tamtego wieczoru w państwa domu?- głos cały czas dudnił. Nagle usłyszałam znajomy, ciepły męski głos. To jego głos.
- A co się kurwa mogło stać? Jak myślisz, dlaczego on tam leży?- darł się Axl. Bach gwałtownie otworzył oczy i zderzył się z moim spojrzeniem. Zerwaliśmy się z miejsca i oboje usiedliśmy na brzegu łóżka wlepiając wzrok w telewizor.
- Axl, czy Slash naprawdę chciał się zabić?- zapytał drugi dziennikarz. Kamera padła wprost na  jego twarz. Wygląda jakby nie spał od co najmniej roku. Nagle podszedł do niego Izzy i zaczął go odciągać. Widziałam zakłopotanie, na twarzy gitarzysty. Po chwili zobaczyłam, że telewizor niebezpiecznie mruga. Wyłączył się. Pozostaliśmy w kompletnej ciszy. Tępo gapiłam się w ciemny telewizor, próbując zrozumieć co właśnie usłyszałam.  Poczułam na sobie jego spojrzenie.
- Effy?
Odwróciłam wzrok i spojrzałam na niego.
- Żałujesz?- szepnął. Popatrzyłam w jego zielone oczy i mimowolnie uśmiechnęłam się.
- Nie, nie żałuję..- odpowiedziałam szybko. W jednej chwili znalazłam się na nim, całując go namiętnie.
- Jedziemy do Phoenix ?- spytał z nagle, biorąc oddech. Zawiesiłam się na chwilę, patrząc w jego rozpalone oczy.
- Po co ?
- Musimy jechać do urzędu, Eff..nadal jesteś jego żoną..- powiedział cicho. Szybko zeszłam z niego i usiadłam z powrotem na łóżku.
- Jezu..zapomniałam..- szepnęłam. - Będę się smażyć w piekle, Baz..obiecuję ci to..
- Ja też..- uśmiechnął się do mnie i wróciliśmy do dawnej czynności.



***


- No kurwa, uspokój się..- szarpałem się z Axlem, próbując go uspokoić. Zaciągnąłem go za jakąś ścianę, by uniknąć kamer.
- Co ty odpierdalasz?- uderzyłem go pięścią w klatkę piersiową, cały czas trzymając kurczowo. Spuścił głowę i oparł ją o moje ramię, szybko oddychając. Pociągnął nosem. Spojrzałem na niego niepewnie.- Chyba nie ryczysz?
- Jak ja mam kurwa nie ryczeć, Izzy..moja żona przespała się z moim kumplem..- zaczął mówić. Odepchnąłem go delikatnie od siebie i przyjrzałem się mu.
- Wiem.Axl, wiem..- szepnąłem. Właśnie wtedy zrobiło mi się go tak cholernie żal. Stracił miłość i przyjaźń w zaledwie jedną noc. - I tak dajesz radę, naprawdę jesteś..no..emm..dzielny..
Spojrzał na mnie smętnie. Zobaczyłem w kącikach jego oczu łzy. 
- Muszę się najebać, Izzy..bo tu kurwa zwariuję..albo załatw mi jakiś towar..nie wiem, cokolwiek..- powiedział błagalnie. 
- Poczekaj, jeszcze godzinę..przyjedzie Rain i tu zostanie i wtedy pojedziemy do Cathouse, co?-spytałem.
 Pokiwał twierdząco głową. Poklepałem go po ramieniu.
- Zabijemy sukę..obiecuję ci to..- powiedziałem, gdy wychodziliśmy zza ukrycia. 
Uśmiechnął się promiennie i objął mnie ramieniem.
- Mój ty pedale, napiszemy o niej piosenkę..- zaśmiał się. 
Mijały godziny, a Slash jak spał tak spał. Lekarze na razie dają mu marne szanse. Ale my wiemy, że da radę. To w końcu Slash. Właściwie nie wiadomo co było przyczyną, tego że wziął za dużo. Przecież to doświadczony ćpun, wiedział ile i w jaki sposób ma to wziąść. 


***


Powoli otworzyłem ociężałe powieki. Rain. Slash. Szpital. Rain. Baz .Effy. Slash. Axl.- To był właśnie mój nocny repertuar. Jeszcze ten pieprzony dziennikarz z Rolling Stone..ciekawe co o nas napiszą. Nie zmrużyłem oka nawet na chwilę tej nocy. Rain chyba też. Przed oczami miałem widok Slasha, upadającego na ziemi z hukiem. Widok kochających się w kuchni Sebastiana i Effy. Widok, Rain która przyjmowała moje oświadczyny..Jezu. Przecież dopiero co się zaręczyliśmy. Dopiero co zgodziła się zostać moją żoną, a ja już zapominam o tym ,że równie dobrze mogłaby teraz odejść do Slasha. A jednak jest. Jest przy mnie cały ten czas. Patrzyłem na jej spokojną twarz z boku i zastanawiałem się jakie mam szczęście, że to właśnie ja ją mam. W głębi serca jednak, wiem że Slash nigdy nie będzie jej obojętny. Zawsze będzie dla nim kimś ważnym. Niezależnie od tego w jakiej sytuacji będzie się znajdować. 
- Rain, śpisz?- szepnąłem. Otworzyła zupełnie nie zaspane oczy. 
- Pojebało cię? Nie zmrużyłam oka przez całą noc..- odpowiedziała szybko, obojętnym tonem. Trochę mnie to..zakuło. 
- Co się stało? Jesteś na mnie zła?- spanikowałem, szybko podnosząc się z nad poduszki.
Przymknęła oczy i głośno westchnęła.
- Przemyślałam, to Duff..- zaczęła mówić. No to koniec. Przemyślała..pewnie to co powiedział Slash. Zamarłem, wpatrując się w jej twarz z boku. - Uważam, że..powinieneś go przeprosić, jak tylko się obudzi..oboje..powinniśmy go przeprosić..nie mogę pojąc skąd on się dowiedział o tej akcji w szpitalu..w pokoju..kiedyś..Boże..wymagałam od niego tego, czego sama nie robiłam..-mówiła, zaciskając mocno powieki. Z każdym jej słowem, co raz bardziej zdawałem sobie sprawę z tego że jednak jestem egoistą.
Gdy mówiła do mnie i zdawałem sobie sprawę z tego, że odetchnąłem z ulgą. Jednak nie chciała mi powiedzieć, że nie jestem jej wart. 
Przejechałem ręką po włosach, próbując jednorazowo rozczesać sobie włosy. 
- Rain?- spytałem cicho. Otworzyła oczy i podniosła z niepokojem głowę w moją stronę. Podparła się ręką pod głową i patrzyła na mnie oczekująco.
- Przeproszę go, jeśli chcesz..ale to nic nie zmieni..pocałował cię, a tego się nie wybacza..- zacząłem mówić.
- Ale my też się całowaliśmy, Duff!- podniosła głos. - Ja też cię całowałam, kiedy byłam z nim..dlatego powinniśmy go przeprosić..dalej wstańmy już..musimy jechać..oni tam czekali całą noc..- nie czekając na moją odpowiedź szybko zeszła z łóżka i udała się do łazienki. Opadłem na poduszkę.
*
- Duff, gdzie tak właściwie był Axl?- spytała niepewnie Keira, z przedniego siedzenia samochodu. Jestem tak cholernie wkurwiona,że to się nie dzieje. Drażni mnie Duff. Drażni mnie Keira. Wszyscy. Najchętniej to nigdzie bym nie jechała. Poszła do Rainbow, najebała się i tyle. 
- Powiedział mi, że mam nie mówić..- uśmiechnął się szyderczo. Idiota. Umiera jego kumpel, a jemu się poczucie humoru włączyło. Nie dosyć, że kazał mi siedzieć z tyłu, to jeszcze pieprzy z Keirą od półgodziny.
Los chciał, że akurat spojrzał w tylne lusterko prawdopodobnie sprawdzić czy też śmieję się z jego zajebistego żartu. Moja mina była wręcz grobowa, więc on też szybko spoważniał. - Nie, no..nie chcę mówić..niech on sam wam powie. Już nikt się nie odzywał. Gdy zaparkowaliśmy pod szpitalem, szybko otworzyłam drzwi i szybko wyszłam z samochodu. Duff natychmiast podbiegł do mnie i objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie tak mocno, że ledwo mogłam chodzić.
- Co jest, ty mała, stara niewdzęcznico?- powiedział, przyciskając moją głowę z całej siły do klatki piersiowej. 
- Duff!!Nie mogę oddychać..-śmiałam się, stłumionym głosem.
- Trudno, będę cię tak trzymał dopóki i nie powiesz..- czułam, że weszliśmy już do szpitala. Pomimo tego, że nic nie widziałam, czułam na sobie spojrzenia ludzi.
- Powiem ci potem..- jęknęłam i w końcu ugryzłam go w rękę. 
- Już się przyzwyczaiłem, do tego że gryziesz..- zaśmiał się cwaniacko. W pewnym momencie, poczułam  że chwyta mnie w talii. Już chciałam się wyrwać gdy nagle podrzucił mnie w powietrzu i przerzucił sobie przez ramię.
-Duff!- darłam się.- Puść!
Weszliśmy po schodach. Potem na odział. Usłyszałam znane mi głosy. 
- Kurwa, puść..- jęknęłam. 
- Nie puszczę..- śmiał się. 
- Duff, nie rób szopki..Slash się obudził..chce pogadać z Rain..- usłyszałam głos Izziego. Duff gwałtownie stanął. Szybko ściągnął mnie i postawił na ziemię. Spojrzałam po wszystkich. Keira tuliła się do wręcz zmasakrowanego Izzyego. Za nim Axl i Steven.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na Duffa, którego nozdrza niebezpiecznie drgały.
- Duff? Pójdę sama..dobrze?- spytałam niepewnie. Nie czekając na jego odpowiedz, podniosłam się na palcach i pocałowałam go po czym minąwszy go weszłam do ciemnego pokoju.

***


Niepewnie zamknęłam za sobą drzwi. W pokoju było prawie ciemno, gdyby nie pas światła wpadający przez niezasłonięte do końca ciemne zasłony. Podeszłam powoli do łóżka, leżał na nim Slash przykryty do pasa białą, kołdrą. Usiadłam delikatnie na łóżku. Nie za bardzo wiedziałam co mam robić, bo wydawało mi się że śpi. Na kołdrze leżała jego dłoń, więc dotknęłam ją opuszkami palca. W końcu, włożyłam palce pod jego dłoń i splotłam nasze dłonie. Była  przeraźliwie zimna. Poczułam, że także delikatnie rusza palcami. Czyli nie śpi.
- A jednak, przyszłaś..- szepnął, ledwo słyszalnie. Drgnęłam na dźwięk jego głosu. Chciałam wziąść rękę, ale mocniej ją ścisnął. Otworzył oczy. Zderzyłam się z jego spojrzeniem. Jego źrenice, były zupełnie czarne, pozbawione jakiegokolwiek blasku.
- No pewnie, że przyszłam..- szepnąłem, wkładając sobie włosy za ucho. Patrzył na mnie, z przymkniętymi powiekami. Widziałam, majaczący gdzieś na jego twarzy uśmiech. - Jak się czujesz?
- Jak ktoś, to dwadzieścia minut temu obudził się ze śpiączki..- zaśmiał się cicho, co spowodowało że zaczął kaszleć. Spojrzałam niepewnie na kardiomonitor. Tętno gwałtownie wzrosło. Opadł z powrotem na poduszkę. 
- Slash, co się właściwie stało?- w końcu spytałam, niepewnie czekając na jego odpowiedź.
Przyjrzał się uważnie mojej twarzy, jakby starał się coś w niej ujrzeć.
- Chyba trochę przegiąłem z dawką..popiłem..i tak jakoś wyszło..- zaczął mówić.  
- To przeze mnie, prawda? - szepnęłam. Długo nie odpowiadał. Całą wieczność ,nie odpowiadał.- Slash?
- Tak.- odparł cicho. Poczułam, pod oczami łzy. Zmarszczył brwi i wyciągnął w moją stronę rękę. Otarł mój mokry już policzek i przyciągnął delikatnie do siebie. Położyłam głowę na jego gołej klatce piersiowej. Czułam pod sobą jego , powoli bijące serce. Jedną ręką gładził mnie po włosach, do palca miał przyczepione jakieś przewody które haczyły mi bluzkę. Ale to nie ważne, nie teraz. 
- Przepraszam, Rain że sprawiam ci tyle bólu..to wszystko nie miało tak być..ja..naprawdę przepraszam..
- Za co przepraszasz, Slash?- podniosłam się szybko. Za co ? To ja powinnam cię przepraszać..to ..
Nagle otworzyły się drzwi. odwróciłam się gwałtownie. Stał w nich Duff. Pierwszą myślą jaka narzuciła mi się, była ta że gdyby wszedł kilka sekund wcześniej na pewno już by pomyślał że go zdradzam. 
- Jak już, się przepraszacie to ja też chyba..bym chciał coś powiedzieć..- zobaczyłam, że jego wzrok utkwił w na naszych splecionych dłoniach, więc Slash szybko wziął swoją rękę i schował ją pod kołdrę.
- Ja potem, przyjdę, Saul..chce żebyście porozmawiali sami..beze mnie..- nie czekając na ich odpowiedź , wstałam. Minęłam się spojrzeniem z Duffem, ale szybko odwrócił wzrok tak jakbym była ostatnią osobą na którą chciał teraz patrzeć. Zamknęłam za sobą drzwi. Na korytarzu został tylko Axl. Usiadłam więc koło niego. 
- Wszyscy pojechali?- spytałam.
Kiwnął twierdząco głową i dopił, puszkę coli. 
- Jak się trzymasz Axl? Wszystko gra?
- Nie, ale nie jest najgorzej..wiesz..w sumie zawsze mógłbym skończyć jak Slash..albo coś..- powiedział. Mimowolnie zaśmiałam się. 
- Dzisiaj, idziemy się najebać prawda?- spytałam, opierając głowę o jego ramię.
- Niech tylko skończą pieprzyć..i lecimy do Las Vegas..- zaczął mówi,c.
- Gdzie?- spytałam, zdziwiona. 
- No, do Las Vegas..za godzinę mamy samolot..trzeba się zabawić, kochanie..i wreszcie pora by znaleść sobie nową żonę !- powiedział. Zaczęłam się głośno śmiać. Zerwałam się z miejsca i mocno go przytuliła.
- Jesteś najdzielniejszym facetem na świecie...i gwarantuję ci, że znajdziesz sobie żonę..o wiele lepszą niż..
- Niż..ta która łuska kukurydzę..wiesz o co chodzi..
Wybuchnęłam śmiechem.
- Niekoniecznie o to mi chodziło..ale może być..taka Cornshucker..coś w tym stylu..- zaczęliśmy się śmiać.
Mijały minuty, a oni jak nie wychodzili tak nie wychodzili. 
- A Slash? Przecież on nie pojedzie..- Axl, przerwał mi rozbawionym spojrzeniem. 
- Myślisz, że Slash odpuścił by taki wyjazd? Już Duff go tam przekabaci, ty się nie martw..
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich uśmiechnięty Duff, tuż za nim całkowicie ubrany Slash.
- Pojebało was?- wrzasnęłam. Duff szybko do mnie podbiegł i zasłonił mi dłonią usta.
- Nic się nie odzywaj..to zepsujesz plan..wybacz kochanie..ale muszę to zrobić..- w jednej chwili, podniósł mnie i znowu przerzucił mnie przez ramię. Tym razem wiedziałam, że nic nie zdziałam. Nawet jakbym się wyrywała to i tak obok nas szedł Slash i Axl, więc daleko bym nie zaszła. Kątem oka widziałam jednak, że Axl trzyma go za ramię. To jest idiotyzm..Boże..obudził się ze śpiączki..i..nie..no to się nie dzieję.
- Panowie, kierunek dom..trzeba odbić bo resztę, pobrać jakieś ciuchy i lecimy..- powiedział wesoło Axl, gdy wsiadaliśmy do auta. Nie wiem, jak zdołali wyjść ze szpitala. Tyle tam lekarzy, pielęgniarek..a oni tak po prostu wyszli.
W aucie, Axl wyciągnął spod siedzenia dwa Jim'y Beam'y. Pomimo moich protestów, Slash wypił naraz prawie całą butelkę. Gdyby nie to, że Duff prowadził..dlatego nie mógł pić..była bym już jedyną trzeźwą osobą. Gdy w końcu dojechaliśmy do domu, w salonie już czekała na nas reszta. Wszyscy byli tacy szczęśliwi..tacy niepodobni do siebie. Pobiegłam z Duffem po schodach na górę, przepychając sie w każdym przejściu. 
- Gdzie jest koszulka z Ramones..?- darł się z łazienki.
- Szafa, górna półka!- odpowiadałam, grzebiąc w szafce nocnej i szukając dokumentów.
Po chwili, gdy Duff zbiegł na dół z naszymi torbami i zostałam sama w pokoju zadzwonił telefon. Podeszłam do niego szybko.
- Halo?- powiedziałam wesoło. Moim uszom dobiegła głucha cisza. -Haaalo?
Znowu nic. Nagle zamarłam. Już wiem, kto dzwoni.
- Rain?- usłyszałam szept Effy. Musiałam usiąść na łóżku. Do pokoju wszedł Duff.
- Już jesteś gotowa..- przerwał, widząc skupienie na mojej twarzy. Ukląkł przede mną i kiwnął pytająco głową, bym powiedziała mu z kim rozmawiam.
- Czego chcesz?- powiedziałam oschle. Próbowałam ukryć trzęsący się głos.
- Chcę, porozmawiać..
- Nie mamy o czym..- mówiłam już pewniej. 
- No właśnie, chyba mamy..możemy się spotkać..albo..- zaśmiałam się nerwowo.
- My nie mamy o czym rozmawiać..- zawiesiłam się na chwilę.- Nie istniejesz, dla mnie..rozumiesz?
Po drugiej stronie rozległa się martwa cisza. Szybko odłożyłam słuchawkę z powrotem. 
- Effy?- spytał Duff. 
- Tak..chciała się kurwa spotkać..- żachnęłam się, udając obojętność. Spojrzał na mnie niepewnie, ale już nie drążył tematu. Szybko zeszliśmy na dół. Taksówka już czekała. Dojechaliśmy na lotnisko i całą ekipą weszliśmy na pokład samolotu. Długo jeszcze myślałam, o mojej rozmowie z Effy. O cały, tym dziwnym dniu. Siedziałam pod oknem, więc mogłam podziwiać niesamowite Las Vegas z wysoka. 
Duff głaskał mnie po nodze w skupieniu czytając wziętą ode mnie  książkę Agathy Christie.
- Na czym jesteś?- spytałam cicho, opierając głowę na jego ramieniu.
- Na tym jak ten koleś go zabija..- odpowiedział, szybko przewracając kartkę. Slash , siedzący przed nami oparł się o fotel i odwrócił w naszą stronę.
- McKagan, pedalisz, naprawdę pedalisz..- zaśmiał się. Duff nawet na niego nie patrząc pokazał mu środkowy palec. Zaśmiałam się z całej tej sytuacji i spojrzałam na Slasha. Mrugnął do mnie,uśmiechnął się i wrócił na swoje miejsce.
Odwróciłam wzrok i spojrzałam przez okno. Najpiękniejszy widok na świecie. 



- Las Vegas, mała..- szepnął mi do ucha Duff. Odwróciłam głowę i pocałowałam go w jego ciepłe usta. 
- Kocham cię..- szepnęłam.
 Uśmiechnął się słodko.
- Ja ciebie też, kochanie..- i powrócił do swojej dawnej czynności. Patrzyłam się jeszcze na niego  z boku po czym ponownie spojrzałam przez okno. Las Vegas, jest nasze. 




Miłego czytania :)
Chciałam też przeprosić, za to że ostanio nie komentowałam ale nie miałam kompa a blogger w telefonie coś mi się pieprzy. 
Nadrobię, obiecuję !