środa, 25 września 2013

Rozdział 54

Dobra, mamy nowy rozdział. Pierwsze co, na pewno zauważyliście nowy wygląd bloga. Mam nadzieje, że wam się podoba. Widziałam, że na telefonie trochę to nawala, bo jest podwójny tytuł itd, ale niestety już nic na to nie poradzę.

Ten rozdział jest bardzo słodki i sielankowy, ale no czasem przecież musi tak być.
Może być parę błędów, za co mega przepraszam.
Going To California, pojawi się już nie długo :)
Mam nadzieje, że nie obrazicie się za to przesunięcie w czasie.
Pozdrawiam :*
Aha i zapraszam do zakładki "Bohaterowie" Wszystko odświeżone :)

Los Angeles, CA.





***
2 miesiące później...

-JEZUS MARIA DUFF!!!
Usłyszałem długo wyczekiwany przeze mnie wrzask Rain z sypialni. Opadłem na kanapę i uśmiechnąłem się od ucha do ucha.Tak, to właśnie to co chciałem osiągnąć.
- Co to kurwa jest ?!- nadal się darła.- Skąd tu się wziął ten  pies ?!
Usłyszałem jak zbiega ze schodów i już po chwili wpada do salonu, zatrzymując się na środku i odwracając za sobą. Za nią niepewnym krokiem zszedł maleńki, brązowy szczeniaczek. Zaszczekał wesoło i zamerdał ogonkiem, patrząc w naszą stronę.
- No co jest kochanie?- wstałem, wyminąłem ją i wziąłem na ręce małego pieska. Odwróciłem się w jej stronę i uśmiechnąłem głupkowato.- Kupiłem nam psa.
Długo stała w takiej samej pozycji. Jej twarz wyrażała taką złość i irytacje, jaką dawno u niej nie spotkałem.
- Co ci odbiło?- spytała.- Jestem w ciąży, będziemy mieli dziecko, a ty kupujesz...- przerwałem jej, odstawiając psa na ziemię.
- No wiem, ale czytałem w gazecie, że dzieci lepiej wychowują się w towarzystwie zwierząt. Pies ruszył w stronę Rain, ale jego małe łapki rozjechały się na śliskiej podłodze i wylądował brzuszkiem na ziemi. Oooo, jaki on słodki. Zaśmiałem się i podniosłem go, tak by stanął na nogach.
- Hej, kolego...- powiedziałem do niego.- Idź się przytul do tej pani, bo zobacz nie cieszy się, że jesteś z nami...
Kobieta parsknęła śmiechem i pokręciła z nie dowierzaniem głową.
- I jeszcze chłopak? Cały dom ci obsika...- w końcu także uklęknęła, a ja spojrzałem na jej już mocno widoczny brzuszek. - Skąd go w ogóle wziąłeś?
Pogłaskała pieska po główce i wzięła go na ręce, siadając na kanapę.
- Od jakiejś babki...-odparłem, siadając koło niej.- Miała hodowle, a ten został...ma jakąś wadę...coś nie tak z nogami...krzywo chodzi czy jakoś tak..
- Jejku...-szepnęła i przytuliła go mocno.- Co to za rasa? 
- Labrador, ale podejrzewam że jest trochę kopnięty.
- Ale dlaczego?-spytała, nadal go głaszcząc.
- No bo sprzedała mi go za grosze, a rasowca chyba nie oddaje się od tak, prawda?- spytałem i sam pogłaskałem go za uchem. Rain popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się.
- Dobra, podoba mi się.- stwierdziła, całując mnie w usta.- Psepraszam, malutki, że tak na ciebie naksycałam...
Zaczęła mówić do niego ja do dziecka, a ja popatrzyłem na nią z nieskrywanym uśmiechem.Wiedziałem, że to będzie dobry pomysł. 
- No a jak go nazwiemy?- spytałem, po długim milczeniu. Popatrzyła na mnie nie obecnym wzrokiem. Wiedziałem, że zaraz coś wymyśli.
- Hazer.
Powtórzyłem w myślach imię i popatrzyłem na psa.
- Hazer.- powiedziałem na głos, a piesek popatrzył na mnie, przechylając głowę.
Oboje zaśmialiśmy się i zajęliśmy naszym nowym, ale na pewno nie ostatnim członkiem rodziny.


***


Mijały dni, a ja jestem już w piątym miesiącu. Dopiero za dwa dni jadę na rozpoznanie płci dziecka, bo wcześniej wiadomo, nie było nic widać. Jak na razie i mam nadzieje że tak zostanie, z płodem wszystko jest w porządku. Pokój nie jest jeszcze urządzony, bo Duff się uparł, że dopiero jak będziemy wiedzieć czy będzie córeczka. Nie wiem dlaczego, ale uparł się na Grace. Cały czas mówi coś o niej, o tym że on jest pewny, że będzie miał córeczkę. Kłoci się ze Slashem o to, która pierwsza nauczy się grać na gitarze...to  wszystko jest takie można by powiedzieć śmieszne. Trasa z Aerosmith skończyła się miesiąc temu, ale wciąż o niej opowiada. Była naprawdę zajebista. Przyznam, po tej akcji z Joe bałam się trochę, ale nie potrzebnie. Tak naprawdę to prawie w ogóle go nie widziałam. Aerosmith miało zupełnie inaczej zaplanowany czas, po za koncertami. A my to samo. Slash kursował między Los Angeles a miastami w których koncertowali. Izzy to samo, Axl też. Tylko my z Duffem i ich nowy perkusista, Matt zostawaliśmy tam gdzie akurat mieliśmy. Paryż, Praga, Londyn, Dublin, Glasgow, Stoke,Sztokholm...prawie cała Europa. Ten Matt, jest całkiem fajnym facetem. Ma dziewczynę, która przyleciała do nas do Paryża, też bardzo fajna dziewczyna. Jest modelką i malarką.Przez cały ten czas, latałyśmy po sklepach i szukałyśmy ciuchów dla mnie i dla dziecka. Za bardzo nie wiedziałam jakie kolory mam wybierać, więc kupowałam takie neutralne. I dla chłopaka i dziewczynki. Meble w pokoiku dla dziecka też już właściwie mamy. Z kolorami nie było problemu, bo są białe więc będą pasować do obu płci. Duff strasznie się mną opiekuje. To już nie jest to, co było kiedyś. Teraz więcej pracuje, przy rzeczach niezwiązanych z muzyką. Razem ze swoim bratem dorzucił się do jakiejś nowo powstającej firmy związanej z komputerami i teraz siedzi na jakimiś cyferkami. Nie ogarniam co tak właściwie tam robi, ale ważne że jest szczęśliwy. Co raz częściej zastanawiam się nad tym, co ze sobą zrobić. Tak na poważnie. Chciałabym w końcu zacząć coś robić. Razem z Melanie, właśnie tą dziewczyną Matta rozmawiałam o tym co mogłabym zrobić. Powiedziała, że najlepszym sposobem będzie stworzenie jakiegoś kobiecego interesu. Stwierdziłam, że fajnym pomysłem będzie założenie jakiejś pracowni. Zawsze chciałam, żeby każda kobieta, w dosłownie każdym wieku czuła się seksownie. Więc postanowiłam ,że założę firmę, która projektuje bieliznę. Gdy tylko powiedziałam o tym  Duffowi, wyśmiał mnie i powiedział, że jeśli chcę to on mi sam coś za projektuje. Nie odzywałam się potem do niego przez trzy dni, więc w końcu poparł mnie i też zaczął coś kombinować.No ale czy to było by złe? Wcale nie. 
Siedząc w kuchni, w listopadowy już dość chłodny wieczór z Effy w kuchni, rozmawiałyśmy o tym i ona także mnie poparła.
- To dobry pomysł.- powiedziała pijąc kawę.- Też o tym kiedyś myślałam. Zarobisz kupę kasy, ale tylko jak się dobrze za promujesz. 
Spojrzałam na jej podkrążone oczy i gdzieś za mną usłyszałam, że coś spada na ziemię.
-Hazer!- skarciłam psa, po przyniósł z korytarza trampek Effy.- Zostaw to...
- Dobra, niech się bawi...o jednego buta nie chodzi...-zaśmiała się i obie patrzyłyśmy na już dość sporego szczeniaka, który szarpał się czarnym conversem, warcząc. 
- No i wracając do tematu...w sumie, Eff...może razem coś takiego założymy co?- spytałam i popatrzyłam w jej stronę. Przyjrzała mi się po chwili uśmiechnęła się.
- No...wiesz...ja nie chciałam tego proponować...ale...-tak się ucieszyłam, że zaczęłam wrzeszczeć jak głupia na co zaraz Hazer zaczął szczekać. 
- Ale super!- powiedziałam.- Przecież jesteśmy przyjaciółkami, znamy się najlepiej...więc to musi wyjść !
Pies tym razem zajął się czymś innym, bo na korytarzu znowu rozległ się huk. 
- Kurwa, ten pies jest niereformowalny...- powiedziałam z nie dowierzaniem i wstałam z krzesła.- Hazer, chodź tu!
Pies pojawił się w przejściu z czapką z daszkiem Duffa. Effy wybuchnęła śmiechem i patrzyła raz na mnie raz na niego.
- No co się tak patrzysz?-spytałam się go.- Co tam zrobiłeś? Mam iść zobaczyć? 
Przekręcił głowę w drugą stronę i zamerdał ogonem, wpuszczając czapkę z pyszczka.
- Oj, tylko pan wróci...-pogroziłam mu i podeszłam do niego, biorąc go na ręce.- Eff, muszę iść z nim na spacer, bo  już włączyła mu się destrukcja...chodź z nami.
Pokiwała głową i wstała. Założyłam Hazerowi szelki i zapięłam grubą smycz i już po chwili wyszłyśmy przed dom. Szłyśmy tak długo, aż doszłyśmy do ścieżki prowadzącej na znak Hollywood. Ludzie patrzyli na mnie jak na idiotkę, bo Hazer ciągnął tak, jakby miał mi zaraz wyrwać bark. Szarpałam się z nim, ale  w końcu usiadłyśmy pod jakimiś krzakami i położył się, obserwując czujnie teren.
- Dzisiaj Sebastian przyjeżdża po dzieci...- odezwała się Effy i pogłaskała psa po głowie.
Popatrzyłam na nią i czekałam aż powie coś więcej.
- Ostatnio co raz częściej chce się z nimi widzieć.
- No ale to chyba dobrze, prawda?- spytałam cicho.- Że zależy mu na dzieciach...i na tym wszystkim...
- Na tym wszystkim?- spytała.- Rain, oprócz dzieci nie zależy mu na niczym. 
Przyjrzałam się jej i znowu w jej oczach dostrzegłam łzy.
- Nie wiem...myślałam, że...-po jej policzkach spłynęło kilka kropel, po czym otarła je wierzchem dłoni.- To się jakoś zmieni, po tym jak od niego odejdę...ale tak n-nie jest.
Było mi jej tak żal. 
- Kochanie...-szepnęłam.- Zobaczysz, że jeszcze się wszystko ułoży...
- Wiesz co jest najgorsze?-rozpłakała się na dobre.- Ostatnio pojechałam do Kid's Store po jakieś nowe zabawki dla bliźniaków...i wpadłam tam na Axla...razem z Mandy...stali i wybierali jakieś śpioszki...
- Effy...-powiedziałam i przytuliłam ją mocno.
-Zobaczyli mnie...ale ja nie chciałam z nimi rozmawiać...szybko uciekłam gdzieś na drugi koniec sklepu...i wtedy on mnie zaszedł od tyłu...i tak na mnie patrzył...Rain, dlaczego tak bardzo muszę za to wszystko cierpieć?Przecież zdradziłam go, o kocham Sebastiana...czy to nie może się skończyć?
- Chcesz naprawdę rozwieść się z Sebastianem?- spytałam po krótkiej chwili.
- Nie chcę... ja po prostu...- zaczęła.- Ja chcę żeby on wrócił. Żeby ten Sebastian jakiego kocham, wrócił.
Hazer patrzył na Effy, zupełnie jakby słyszał co mówi. A ja nie wiedziałam co mam robić. Ona jest w takiej rozsypce...ja nawet nie wiem jak mam z nią rozmawiać. 
- S-słuchaj...a może ja z nim pogadam?-spytałam. Otarła łzy i znowu zaczęła głaskać psa po głowie.
- Co to da?- żachnęła się.- On i tak zrobi co chce.
Kiwnęłam głową i już więcej się nie odzywałyśmy.Zaraz potem zeszłyśmy z wzgórz i wróciłyśmy do domu. Effy pojechała, a ja zostałam sama z myślami. No...nie całkiem. Hazer wskoczył na kanapę i zwinął się w kłębek, w moich nogach. Czytałam książkę, ale w ogóle się na niej nie skupiałam. Myślałam nad tym, czy mam porozmawiać z Bazem, o tym całym interesie z Effy.Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Pies ze szczekiem zerwał się z miejsca i pobiegł do drzwi. Kiwał ogonem, jak pojebany. Byłam przekonana, że to Duff wrócił. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam opierającego się o ramę Slasha.
- Slash?-spytałam zdziwiona.- Co ty tu robisz?
Ściągnął okulary z nosa i spojrzałam w jego straszne przygaszone oczy. Otworzył usta, jakby coś chciał powiedzieć. 
- Coś się...-chciałam spytać, ale mi przerwał. 
- M-Michelle...wzięła Heaven...i...i się wyprowadziła.
Zamarłam, przetwarzając w głowie jego słowa
- C-co? Jak to...co?- pytałam, sama siebie.
Popatrzył na mnie, a ja przepuściłam go w drzwiach. 
- Hazer, połóż się.- szepnęłam do szczeniaka, ale ten nawet nie drgnął. Mulat ściągnął kurtkę i powiesił ją na wieszaku. 
- Mogę się do ciebie przytulić?- nagle spytał. Stałam zdezorientowana i patrzyłam na jego prawie zeszklone oczy. Wyciągnęłam w jego stronę ręce i po chwili wtulił się we mnie tak mocno jak nigdy. Objęłam jego szyję rękami i pogłaskałam go głowie.
- Slashy, co się stało?- szepnęłam mu do ucha.Objął mnie rękami w pasie i nic nie mówił. Nie miałam pojęcia co takiego mogło się stać. Nie rozmawiałam z nim jak i Michelle od miesiąca, a tu on nagle przychodzi i oznajmia mi, że od niego odeszła.
- Przyłapała mnie...jak...- zaczął mówić i wtedy się ode mnie oderwał. Zaczął podwijać rękawy koszuli. Moim oczom ukazały się małe, kłute ranki na wewnętrznej stronie ręki. Zamarłam.
- Boże...
- Znowu wpadłem w dragi.- szepnął i spojrzał oczekująco w moje oczy.



A no i macie jeszcze zdjęcie Hazera :)





środa, 18 września 2013

Rozdział 53


Nowy rozdział, zapraszam do komentowania :)
Może być trochę błędów, skorzystałam z okazji że jestem chora i trochę napisałam :)
Tak w ogóle, mam pytanie...czy ktoś z  Was chce kolejnego rozdział Going To California?

Los Angeles, CA
***


-Rain, wychodzimy.
Usłyszałam nad swoim uchem zazdrosne warknięcie Duffa. Odwróciłam się powoli, z uśmiechem na ustach.Stał na przeciwko mnie, trzymając ręce w kieszeniach.
- Co się stało, że już chcesz wracać do domu, kochanie?-spytałam przekornie, kątem oka patrząc jak Joe Perry, spuszcza głowę i także uśmiecha się pod nosem. 
Przyjrzał mi się, potem przerzucił wzrok na Joego i jego szczęka zatrzęsła się, tak mocno, że byłam w stanie to zobaczyć. 
- Nie wkurwiaj mnie, Rain.- znowu warknął. Zamilkłam i pokręciłam głową.
- Nie mów do mnie w taki sposób.- nie powiem, droczyłam sie z nim. Wiedziałam, że jest zazdrosny, że jakby mógł rzucił by się na Perryego a mnie przywiązał sznurkiem do swojej ręki. Staliśmy tylko w trójkę, przed Roxy. Gdy po raz setny wyszłam sama z nim na papierosa, blondyn w końcu nie wytrzymał i wyszedł za nami. Wiem, że nie jestem fer, w jego stosunku ale po prostu jestem wkurwiona. Przez cały wieczór nie zamienił ze mną ani słowa, tylko latał gdzieś z resztą, ale ja ja chce sobie pogadać sam na sam z Joe, to robi mi wielką awanture.
- W ogóle o co ci chodzi?- zirytowałam się.- Przez cały wieczór ze mną nie rozmawiałeś i nagle ci się przypomniałam?
Zmrużył oczy i otworzył usta by coś powiedzieć, ale zaraz potem je zamknął, patrząc jak brunet wyrzuca papierosa na ziemie i zdeptuje go czubkiem buta.
- Dobra, ja wam nie przeszkadzam.- uśmiechnął się i podszedł o krok do przodu i pocałował mnie w policzek, tak czule i tak mocno, że myślałam że Duff na serio zaraz bo walnie. Ja także się uśmiechnęłam i pokiwałam mu.
- Do zobaczenia na trasie, Joey!-powiedziałam, by jeszcze bardziej dobić Duffa. Brunet wyminął nas, żegnając się z McKaganem tylko skinięciem głowy i wszedł z powrotem do klubu, zostawiając nas samych. 
Zapadła cisza. Mierzyliśmy się wzrokiem.
- Możesz mi powiedzieć co ty odpierdalasz?- spytał po jakimś czasie. 
- Co ja odpierdalam?- zdziwiłam się.- Będziesz mnie teraz przesłuchiwał?
Przystąpił z nogi na nogę i odwrócił wzrok.
- Dobra.- powiedział cicho.- Ja jadę do domu, jedziesz czy zostajesz z nim? 
Uśmiechnęłam się i przegryzłam wargę.
- Pierdol się, Duff.- szepnęłam.- Nie jestem twoją własnością.
I ominęłam go, z powrotem wchodząc do klubu. Byłam z siebie zadowolona. Byłam wręcz dumna, z tego jak go potraktowałam. Poszłam do baru i zamówiłam sok. Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam, patrzącego na mnie Joego, który uśmiechnął się z niedowierzaniem. 
GIF HUNTERRESS — MIRANDA KERR GIF HUNT (75) Please like/reblog if... | via Tumblr
Kusząco na niego spojrzałam i chwyciłam szklankę idąc w jego stronę. Michelle popatrzyła na mnie z uśmiechem i sama, przusunęła się w stronę Stevena Tylera, który patrzył na nią teraz, bardzo zaciekawionym wzrokiem. 
- Ale jest o ciebie zazdrosny, ten twój mąż.- zaśmiał się Joe, patrząc jak siadam obok niego na krześle i stawiam sok na stole.
- To chyba dobrze, prawda?
- Ja bym był jeszcze bardziej niż on, Rain.- szepnął i w pewnym momencie wyciągnął w moją stronę rękę i pogładził opuszkiem kciuka moje usta. Zamarłam i poczułam jak serce zaczyna mi bić szybciej. 
Wziął dłoń i nadal patrząc na moją reakcję, położył ją na moim kolanie. Przełknęłam ślinę i tak jak to zawsze jest, w takich momentach przed oczami stanął mi Duff. To, jak mnie kocha i jak ja kocham jego. 
Miałam nadzieje, że nikt na nas nie patrzy, ale nie mogłam  się odwrócić  od jego hipnotyzującego spojrzenia
- Bardzo mi się podobasz, kochanie.- szepnął i jego dłoń, wsunęła się pod moją sukienkę. Drgnęłam i zachłysnęłam się powietrzem. Wiedziałam, że nie będę w stanie zareagować. 
- Ee..przepraszam, ale chciałbym zatańczyć z Rain. 
O Boże, dziękuję. Slash stanął nad nami i położył ręce na moich ramionach, tak mocno, jakby miał je wbić w skórę. Perry natychmiast wyciągnął rękę spod sukienki i skinął głową, odwracając się ode mnie. Wstałam najszybciej jak tylko mogłam i stanęłam za Slashem. Chwycił mnie za rękę i podszedł jeszcze do Michelle, odciągając ją od Tylera. W trójkę, pomimo jej protestów wyszliśmy z  Roxy, wsiadając do jego samochodu. Michy całą drogę nawijała o tym, o czym rozmawiała z Stevenem, a ja i Slash milczeliśmy. Co jakiś czas, patrzył w lusterku w moją stronę, ale nic nie mówił. Czułam się okropnie. Naprawdę. Chyba nawet nigdy się tak nie czułam. Po chwili Saul zaparkował pod ich domem i kazał mi poczekać, bo mnie też odwiezie. Drzwi od ich domu otworzyły się i wypadła z nich mała Heaven, która swoją droga powinna już dawno spać, bo była jakaś dwunasta w nocy. Michelle podniosła ją i o mało co y się nie potknęła. Slash, natychmiast wziął jej dziecko i weszli do domu, a opiekunka zamknęła za nimi drzwi. Gdy mulat wrócił, kazał mi uściąść z przodu. Przez dłuższy czas nie rozmawialiśmy, ale w końcu się odezwał.
- Przeleciał by cię, jak bym nie zareagował, nie?- spytał.
- Czułam się jakby mnie coś sparaliżowało.- szepnęłam.- Okropne uczucie.
Westchnął i pokręcił głową. 
- Duff się wkurwił, wiesz?- spytał po czym skręcił w moją ulicę. 
- Wiem, pokłóciliśmy się...-odparłam szeptem i po chwili stanęliśmy pod domem. Oboje wyszliśmy i oparliśmy się o maskę samochodu Wyciągnął z kurtki paczkę papierosów i podsunął mi ją pod nos.
- Tak w ogóle gratulacje.- powiedział i zapalił swojego i podał mi zapalniczkę. Obracałam papierosa w reku i patrzyłam na niego, ze spuszczoną głową. 
- Dz-dzięki.- odparłam. - Nie mogę palić, mogę się od ciebie raz zaciągnąć?
Kiwnął głową i podał mi papierosa, a ja mu swojego oddałam. Zaciągnęłam się i poczułam, że dym nie przechodzi przez moje gardło tak łatwo jak kiedyś. Zakrztusiłam się delikatnie, po czym oddałam mu go. 
Spojrzał na mnie współczująco i wyciągnął rękę w moją stronę. Natychmiast wtuliłam się w jego klatkę piersiową. 
- Dzięki, że mnie uratowałeś.- oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Nie ma sprawy.- spalił do końca, pożegnaliśmy się i powoli poszłam w stronę domu.
Wszędzie było ciemno, ale czułam papierosowy dym, unoszący się wszędzie. Z salonu dobiegał mnie dźwięk włączonego telewizora, więc ściągnąwszy buty, poszłam tam. Na kanapie leżał Duff, przykryty to połowy kocem. Głowę miał odwróconą tak, żeby mógł patrzeć w telewizor. Oglądał jakieś telezakupy, więc usiadłam na kanapie, w jego nogach i spojrzałam na niego znacząco. Nie zareagował nawet jednym spojrzeniem. Postanowiłam, jakoś go udobruchać. Stanęłam na klęczkach, na poduszkach i przeszłam przez jego nogi, kładąc się na jego klatce piersiowej i odwracając głowę także w stronę telewizora. Oddychał spokojnie, jakby w ogóle nic nie poczuł. Przygniotłam go, a on nadal nic. Jedną rękę trzymał zgiętą pod głową i drugą wzdłuż tułowia, więc chwyciłam ją pocałowałam.
- Przepraszam, kochanie. - szepnęłam i tym razem pocałowałam go w brzuch, przez koszulkę. Przymknęłam oczy. Było mi tak dobrze i byłam strasznie zmęczona więc po chwili zasnęłam. 

***

Powoli otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę z tego, że leżę na kanapie, ale już nie na Duffie. Nie byłam nawet przykryta kocem, a jedna noga spadała mi, powodując że strasznie ścierpła. Zasłoniłam sobie oczy ręką, bo było tak strasznie jasno. Usiadłam  i rozejrzałam się po pokoju. Telewizor był już wyłączony i wszędzie było cicho.  Wstałam, już w chodzie, rozpinając sobie zamek w sukience, w której nadal byłam. Zrzuciłam ją i na górę poszłam tylko w bieliźnie. 
- Duff...jesteś?- krzyknęłam, by w ogóle wiedzieć czy jest w domu. Cisza. Weszłam pod prysznic i przebrałam się w zwykłe szorty i bluzkę na ramiączkach. W jeszcze mokrych włosach zeszłam na dół, do kuchni i wstawiłam wode na kawę. Na stole leżała kartka.

Jestem w wytwórni, do wieczora. 
PS. Spaliśmy na tej kanapie całą noc, nie mogę chodzić, tak boli mnie kręgosłup.
PS2. To wcale nie znaczy, że nie jestem na ciebie obrażony. 

Uśmiechnęłam się i wyrzciłam kartkę do kosza, zalewając kawę wodą.Zjadłam śniadanie i chwyciłam telefon, wybierając numer do Effy. Msiałam opowiedzieć jej o tym, co zaszło między mną a Joe, woczoraj i o reakcji Duffa i Slasha. Pogadałam z nią trochę po czym stwierdziłam że fajniej będzie się spotkać. Zadzwoniłam także Do Keiry i Michelle i stanęło na tym, że za dwie godziny mamy się widzieć w Starbucksie na rogu Melrose Ave. Znowu się przebrałam, tym razem w jakąś zwiewną sukienkę i wyszłam z domu, zamawiając taksówkę. Wysiadłam pod budynkiem i zobaczyłam, że cała trójka już jest. Pokiwałam im, stojąc po drugiej stronie ulicy.
Gdy w końcu ze spokojem zamówiłyśmy kawy i usiadłyśmy przy stoliku, zaczełyśmy gadać. Opowiedziałam o Joe, potem ze swoich perspektyw opowiedziały także Michy i Keira, a Effy tylko sie przysłuchiwała. Widziałam jak bardzo zmęczone ma oczy i jaka jest inna. Taka dziwnie osamotniona. 
- Effy a ja u ciebie i sebastiana?- spytała, przecież niczego nieświadoma Keira. 
Dziewczyna spuściła wzrok i zaczęła obracać kubek w reku.Przełknęłam ślinę i wbiłam go w jej twarz.
- A, bo wy nic nie wiecie.- odparła.- W ogóle, jest nowa nowina. 
Zamarłam.
- Kazałam mu się wynosić.- szepnęła. 
Zasłoniłam sobie usta ręką i nie mogłam uwierzyć w to co powiedziała.Ona popatrzyły na nią z niedowierzaniem, nie wiedząc o co chodzi.
- Ma romans, z dwiema kobietami. - powiedziała.- Jedna, ta o której ci mówiłam Rain...a druga...dowiedziałam się dopiero wczoraj...z Las Vegas. 
Kręciłam głową z niedowierzaniem. 
- Ale...ale...jak?- szepnęła Michelle.- C-co?
Effy tylko wzruszyła ramionami, uśmiechając się słabo.
-A gdzie teraz jest?-spytałam. 
- Wyjechał z dziećmi na wakacje, stwierdziłam, że to dobry pomysł. 
Popatrzyłyśmy na siebie z dziewczynami i spuściłyśmy głowy. Zapadła cisza, bo każda zatopiła się w swoich myślach.
- Miłość się kończy.- szepnęła po jakimś czasie.- Ludzie potrafią bez niej żyć, dochodzą do siebie po jej utracie.Podniosłam wzrok i spojrzałam na jej twarz, po której spływały łzy. -Miłość można stracić i odnaleźć ponownie, ale w moim przypadku tak nie będzie.-dokończyła i zmarszczyła brwi. Schowała twarz w dłoniach i wybuchnęła cichym płaczem. Wszystkie w trójkę, zerwałyśmy się z miejsca i przytuliłyśmy ją tak mocno, że prawie nie mogła oddychać. Otarłam jej łzy z policzków.
- Nie smuć się, bo on na ciebie nie zasługuje, kochanie.- powiedziałam jej i wróciłyśmy na swoje miejsce.
- Wiecie co jest najgorsze?- spytała.- Że, ja się obwiniam.
- Ale za co?-spytała Michelle.
- Moim zdaniem to kara za to, co zrobiłam Axlowi. 
Zamarłyśmy, przetwarzając w głowie jej słowa. Wtedy odbiegłam na chwilę myślami od niej i zaczęłam myśleć o Duffie. O tym, jak się wczoraj zachowałam. Znamy się już dwadzieścia sześć lat, równo tak jak się urodziłam. Jest moim mężem, przyjacielem, moim wsparciem i osłoną. Daje mi poczucie bezpieczeństwa i jest wszystkim ,czego kiedykolwiek mogłam chcieć, a ja tak po prostu...daję się dotykać Joe Perryemu, który nie dosyć, że jest ode mnie o 16 lat starszy ,to jeszcze może tak na prawdę mieć każdą, a ja jestem tylko jego kolejną zabawką. Poczułam nagły przypływ takiej miłości do blondyna, że nawet nie mogłam nad tym zapanować. 
- Jezu, jak ja dziękuję, że mam Duffa.- odparłam po jakimś czasie. 
- A ja Izzyego.-dodała Keira. I po chwili Michelle.
- A ja dziękuję, że mam was.- powiedziała Effy. Nie przetrwałabym tego, gdyby nie wy. Uśmiechnęłam się do niej i już myślałam o tym, co mam powiedzieć Duffowi, żeby mi wybaczył.

*** 

Leżałam na kanapie, czekając aż w końcu Duff wróci. Ubrałam na siebie najładniejszą bieliznę jaką mam i czekałam. Jakieś dwie godziny, az w końcu usłyszałam jak podjerzdza jego samochód. Otworzył drzwi i wszedł do domu. Zgasiłam wszystkie światła, więc zapalił to w salonie i w kuchni, ale mnie nie zauważył. Czytałam gazetę, patrząc na niego z nad niej. Ściągnął buty i odwrócił się. Gdy mnie zobaczył, podskoczył nerwowo i zmierzył wzrokiem to jak wyglądam.Położył ręce na biodra i zaczał powoli iść w moją stronę.Kąciki jego ust drgały, a ja sama nie mogłam sie powstrzymać od śmiechu. 
Gdy stanął nade mną, wychylił głowę i popatrzył na moje piersi znad gazety i uśmiechnął się delikatnie. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, odkładając gazetę na bok.
Untitled | via Tumblr

Zmierzył mnie spojrzeniem i sam się zaśmiał. Zsunęłam z ramion szlafrok i stanęłam na przeciwko niego. 
- I że niby ten stanik ma coś załatwić?- spytał. Zawiesiłam na nim ręce i delikatnie pocałowałam go w usta. 
- Na to liczę.-odparłam, a on w jednej chwili podniósł mnie i przewiesił na swoim ramieniu. Wrzeszczałam jak głupia, ale cieszyłam sie że to poskutkowało. Zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku. Stanął przede mną i ściągnął swoją koszulkę, zrzucając ja na ziemię.
- Ja...ci...dam...Joe...Perry...-mówił, przerywając pocałunkami. Śmiałam się głośno, nie mogąc przestać. Rozpiął spodnie a mnie oczywiście rozebrał do końca i już po chwili nie myślałam o niczym.Kochaliśmy się całą noc, a na końcu prawie nie mogliśmy oddychać. 
Nad ranem, opadliśmy na łóżko, czując całkowite nasycenie. Leżeliśmy nadzy na łóżku, patrząc na siebie i uśmiechając się. 
- Jestem lepszy od Perryego?- spytał po jakimś czasie. 
Przysunęłam sie do niego, tak że stykaliśmy się ciałami. 
- Wiesz...inaczej to sformułuje.-powiedziałam. - Joe nie ma takiej żony jak ty, Duff.
Uśmiechnął się. 
- Która kocha cię nade wszystko nad życie.- dokończyłam i pocałowałam go wtulając się jeszcze mocniej. 
- I Joe, nie ma takiej zony, której mąż...kocha ją tak bardzo, że mógłby oddać za nią wszystko, wiesz?
- W ogóle ten Joe, to nie ma ani takiej żony, ani męża jak my.- zaśmiałam się i pocałowałam go w usta.
-Męża?- zaśmiał się.
- Oj no, pojebało mi się.
- Chodź tu, ty moja najsłodsza dziecinko.- przytulił mnie mocno i pocałował w głowę, a mi nadal uśmiech nie schodził z twarzy.- No dwie, dziecinki.
- Ona to wszystko słyszała, Duff...- szepnełam, gdy już zasypiałam.
- Niech się uczy, może kiedyś będzie krzyczeć głośniej niż mamusia. 
- Nie, mnie nikt nie przebije...
- Śpijmy już.-szepnął i po chwili oboje już zapadliśmy w sen.




piątek, 6 września 2013

Rozdział 52+ Liebster Blog Award


Dziękuję za nominację od Starlight, Fever i Wredne Kiwi :)
Nie lubię bawić się w takie rzeczy, ale pytania mi się podobają więc wybrałam te pierwsze lepsze, od Starlight. 


Pytania do mnie:

1. Co jest dla Ciebie najważniejsze?
2. Gdybyś spotkała złotą rybkę, jakie byłyby Twoje 3 życzenia?
3. Twoja ulubiona piosenka na ten moment?
4. Wyobraź sobie, że przypadkiem spotykasz swojego idola. Co robisz?
5. Jaką książkę poleciłabyś komuś nieznajomemu?
6. Jaka jest najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiłaś w życiu?
7. Które trzy słowa najlepiej opisałyby Twoją osobowość?
8. Co najczęściej robisz/Twoje hobby?
9. Czy okłamałabyś bliską Ci osobę, jeśli prawda byłaby bolesna?
10. Gdybyś mogła mieszkać gdzie indziej, gdzie by to było?

Moje odpowiedzi:

1. Najważniejsze? Robić tak, bym była kiedyś szczęśliwa.
2.Nie chciałabym jej spotkać, tak naprawdę.Cały sens, leży w tym by swoje marzenia spełniać samemu.
3. Ulubiona, na ten moment to zdecydowanie Sweet Emotion, Aerosmith.
4. Wszystko zależy od okoliczności, miejsca, czasu...ale na pewno starała bym się jakoś...zachować. Z resztą co ja gadam...posrałabym się gacie jakbym zobaczyła kogoś z moich idoli.
5.Polecam książkę "Nie mów nikomu", Cobena bo zajebiście pokazuje jak silne potrafią być uczucia.
6. Najbardziej szalona...może najbardziej zajebista, to taka że w te wakacje przejechałam się w przyczepie pełnej świeżego, zebranego zboża podczas żniw i rzucałam się z kumplami prosto w twarz, maleńkimi ziarenkami oraz to, że gdy przez radio leciało Crazy, Aerosmith stałam w samochodzie, wystając przez panoramiczny dach, prawie wcale nie mogąc oddychać, bo kolega jechał bardzooo szybko. To może nie jest szalone...ale dla mnie to najpiękniejsze wspomnienie .YOLO,w końcu kurwa.
7. Nie lubię mówić o sobie, ani o moich cechach...ogólnie, tak już przyjęłam.
8. Różne rzeczy, słucham muzyki, piszę różne historyjki, oglądam filmy...od chuja tego wszystkiego.
9.Tak, z pewnością.
10. Los Angeles, Kalifornia. Jedyne miejsce z którym wiąże swoją przyszłość i w którym chciałabym mieszkać.

Nominowane blogi:

Dałabym linki, ale mi się nie chce wybaczcie.
Starlight, Maggie, Dirty Rose, Michelle, Patty, Hannah McKagan, czekoladowa i Liz, ale powiedziałaś że mam cię nie nominować...to nie nominuję cię, tylko piszę twoja nazwę.
I w ogóle nominuję wszystkich, bo kocham wszystkie opowiadania niech nikogo to nie urazi. 

Ogromnie przepraszam za błędy, których jest mnóstwo. Zrozumcie mnie, mam mało czasu, szkoła i w ogóle...Rozdział dedykuje Uncouth, za parę zajebistych słów pod ostatnim rozdziałem, dzęki :)

Aha, no i ktoś anonimowy pytał mnie się o to gdzie obejrzałam Married to Rock, niech napisze w komentarzu, to dam linka :)


Los Angeles, CA



***



- Jak ty to sobie wyobrażasz?- nagle odezwał się Izzy, który od początku tego jebanego spotkania nie mówił ani słowa. Wszyscy spojrzeliśmy w jego stronę, każdy tak samo zdziwiony.- Ja pierdole, Axl...
Znowu popatrzeliśmy na Rose'a którego twarz teraz zmieniała kolor na czerwony.
- To nie tylko moja decyzja, cała wytwórnia uważa że tak będzie lepiej i dla Stevena i dla nas. 
Stradlin opadł w powrotem na kanapę i pokręcił z nie dowierzaniem głową.
- To jest kurwa jakiś absurd.- powiedział ciszej. 
Slash i ja, siedzieliśmy obok siebie patrząc teraz w jakieś odległe punkty.Każdy z nas kątem oka widział stojącego koło okna Adlera, którego ręce splecione pod ramionami trzęsły się nie miłosiernie.Przełknąłem ślinę i zacisnąłem dłoń na puszcze coli i starałem sobie to jakoś wszystko poukładać.
- Mówisz, że jedziemy w trasę na miesiąc, po Europie ,bez Stevena, bo wytwórnia ci tak kazała? 
- Ale Izzy, spójrz na niego!- podniósł głos i pokazał palcem na Stevena.- On się ledwo trzyma, nie przeżyje tej trasy, musi iść na odwyk...ogarnąć sobie życie!
Irytowało mnie to, że Axl traktował Adlera jak małego kajtka, który jest tylko nie potrzebnym ogniwem. Owszem, wpadł w te jebane dragi ale czy to jest powód na wywalanie go z zespołu? Jest naszym przyjacielem, razem z nami stworzył to wszystko...a teraz to ma się rozlecieć? 
- Axl, myślę że to trochę za pochopna decyzja...-swoim cichym głosem odezwał się Slash. Wstał z miejsca i zaczął chodzić po biurze Briana, uderzając conversami o podłogę. 
Rudy opadł na fotel i schował twarz w dłoniach, pocierając ją nimi.
- Nie, decyzja już zapadła, ja was tylko informuję. 
Wszyscy podnieśliśmy głowy. Zapadła tak ciężka cisza, że każdy bał się ją przerwać. 
- M-myślałem...że jesteście moimi przyjaciółmi...- po kilku minutach ciszy powiedział w końcu Steven. 
- Jesteśmy i stąd ta decyzja.
- Ale dlaczego nie dajesz mi chociaż szansy?- spytał.- Przecież wiesz, że mi zależy.
Axl pokiwał przecząco głową i wbił go w trzęsącego się Adlera.
- Przepraszam, stary.- szepnął. Znowu zapadła cisza. Nie mogłem uwierzyć w to, jak Axl postępuję. Dlaczego nikt się nie kłóci? Dlaczego nikt się nie sprzeciwia? 
Otworzyłem usta by coś powiedzieć, ale Steven nagle ruszył się z miejsca i otworzył drzwi stając w nich i patrząc na nas i na stojącego na środku Slasha.
- Przepraszam, że wszystkich zawiodłem.- powiedział, ledwo słyszalnie. Przejechał wzrokiem po nas po kolei i zacisnął oczy.- Już więcej nie pokażę wam się na oczy.
I wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Milczenie trwało tak długo, że miałem wrażenie iż całą wieczność. W końcu nie mogłem wytrzymać. 
- Pierdole was wszystkich.- szepnąłem i wstałem, nawet nie patrząc w ich stronę. Także wyszedłem z pokoju, wychodząc za pusty korytarz. No, nie do końca...pod drzwiami, na krześle siedział nasz jebany menager. Spojrzał na mnie z politowaniem i pokręcił głową. Nałożyłem na siebie kurtkę i wyciągnąłem z kieszeni paczkę fajek. W ogóle się nie przejmując zapaliłem, idąc w stronę wyjścia z budynku.
- Ej, czekaj. 
Odwróciłem się. Szli za mną Slash i Izzy. Razem wyszliśmy na ulicę i zaczęliśmy gadać o tym, co zaszło przed chwilą.Każdy z nas przyjechał swoim samochodem, więc przystanęliśmy przy moim, by jeszcze trochę porozmawiać.
- W ogóle, powoli mam już kurwa dość tego wszystkiego.- podsumował wszystko Izzy i wyrzucił papierosa, zduszając go nogą.- Tracę cierpliwość, to tego gówna. 
Pokiwałem głową i rozejrzałem się po ulicy. Przechodziło kilka dziewczyn, śmiejących się na głos. Cała nasza trójka spojrzała na nie ukradkiem. Nie umknęło to ich uwadze i uśmiechnęły się do siebie, kiwając nam. Odkiwaliśmy, głupkowato się szczerząc. 
- Brakuje mi tego, a wam?- w końcu powiedział Slash. 
- Ale, że lasek?- spytał Stradlin.
- No też...tego wszystkiego.- powiedział.- Chlania gdzie popadnie, bzykania, ćpania...czasem chciałbym się tak cofnąć kilka lat wstecz. 
Uśmiechneliśmy się do siebie i potwierdziliśmy jego słowa.
- Teraz wszyscy już dzieciaki i żony...ja pierdole. - zaśmiałem się. W taki własnie sposób powiedziałem im o ciąży Rain. Są debilami, więc na pewno nie zrozumieją. 
- Noo...- odpowiedział Slash. Tylko Izzy spojrzał na mnie niepewnie i przeczesał się po włosach. 
- Wszyscy?- spytał. Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową.
- Teraz już wszyscy.
Hudson nadal nie czaił, ale kiedy Izzy krzyknął i rzucił się na mnie, chyba zczaił.
- Rain jest w ciąży?!- wydarł się Slash.
- Tak wyszło, drugi miesiąc.- wyściskali mnie i obaj zaczęli wypytywać. Gadaliśmy przed tym jebanym Geffen records chyba z godzinę, w ogóle zapominająco Stevenie i o Axlu i o tym całym gównie. W pewnym momencie z budynku wyszedł Axl i gdy tylko nas zobaczył, od razu zaczał iść w naszą stronę. 
- Ruda pizda idzie.- mruknął Slash i odwrócił się do niego plecami, zapalając kolejnego papierosa.
- Cześć.- powiedział i stanął obok nas. 
- Patrzcie, przyszedł ten co własnych kumpli wypierdala z zespołu!- zaśmiał się Hudson i uśmiechnął się do niego. 
- Daruj sobie, kurwa.- odburknął i wyciągnął dłoń w jego stronę.- Daj mi fajkę.
- Nie.- powiedział krótko Slash. 
Uniósł brwi i obaj zaczęli walczyć na spojrzenia.
- Daj. 
- Nie.
- Daj mi tego jebanego papierosa!- warknął.
- Nie. 
Axl rzucił się na niego, ale ten zdążył się odwrócić więc wskoczył mu na plecy. Obaj parsknęli śmiechem i zaczęli się popychać. Slash chciał go zwalić, ale rudy się trzymał.
W końcu cali zdyszani stanęli na nogach. 
- Masz i je wpierdol, żydzie.- rzucił w Axla paczką a ten, zręcznie ją chwycił i uderzył go z pięści w ramię. 
- Sam je wpierdol, chce tylko jednego. 
I zapalił, stając obok nas.
- Tak przy okazji...to dziś mamy integracyjne spotkanie w Roxy.- powiedział po krótkim milczeniu. 
- Sam się zintegruj, ruda pało.- znowu powiedział Slash. To mnie rozbawiło, więc wybuchnąłem śmiechem a zaraz potem Izzy. Oni obydwoje także, ale Axl najkrócej z nas.
- Ja przynajmniej mam pałę. - uśmiechnął sie do niego i zaraz potem spoważniał.- Nie, na poważnie...trasa jest z Aerosmith. 
Zamarliśmy wpatrując się w niego.
- Co?- spytał Izzy. 
- Aerosmith? 
- No, Tyler do mnie dzwonił.- powiedział nie wzruszony.- Chce z nami jechać w trasę.

***

- Aerosmith?!- wydarłam się, gapiąc się na swojego męża i stojących obok niego, Izzyego i Slasha. 
Uśmiechnął się i podszedł bliżej, całując mnie mocno w usta. Oczywiście, korzystając z okazji że obok są jego koledzy postanowił to wykorzystać i przyssał się jak jebana pijawka. 
- Duff, nie ma czasu mieliśmy być w Roxy już półgodziny temu.
Oderwał się z charakterystycznym mlaskiem i spojrzał mi w oczy, mrugając.
- Dobra, dobra.- powiedział i jeszcze raz pocałował mnie, tym razem nie wkładając przy tym języka.
- Rain idziesz też? Michelle będzie. 
- Kocham się w Perrym od podstawówki, żartujesz?- odparłam i odepchnęłam blondyna na bok.- Dajcie mi dwie minuty.
Wbiegłam szybko na górę i otworzyłam szafę. Wyciągnęłam z niej najbardziej krótką i najbardziej obcisłą, czarną sukienkę i na to dość wysokie szpilki. Rozpuściłam włosy i roztrzepałam je, tak żeby była bardziej objęte i pomalowałam usta błyszczykiem. Stanęłam przed lustrem i obracałam się w kółko.
- Jezu...jest za krótka.- stwierdziłam, patrząc na swój prawie wystający tyłek. Nie zapominaj, że jesteś w ciąży, idiotko. Nieee...w tym momencie, mogę o tym zapomnieć. Mam poznać Joe Perry'go i Tylera i Hamiltona...i resztę Aerosmith. Moich idioli i bohaterów, muszę wyglądać zajebiście.
- Rain, chciałbym żebyś dla mnie się tak długo stroiła.- z dołu krzyknął Duff.
- No już idę!- wydarłam się i wybiegłam z sypialni, schodząc ze schodów. Cała trójka spojrzała na mnie z dołu i uśmiechnęli się do McKagana.
- Ale na pewno będzie Michelle? Nie chce wyjść na jakąś...
- Już wyszłaś, kochanie...- przerwał mi Duff i poklepał mnie po plecach. Wyszli z domu a ja zostałam, z otwartymi ustami.
- No co?- spytał Duff, śmiejąc się.
- No to nie idę.
I tak poszłam. Już po chwili siedzieliśmy w taksówce. Czułam na sobie spojrzenie Duffa, ale starałam się zachować kamienną twarz.Prawie rozpierdalało mi serce. Mam poznać facetów, w których kochałam się od tak dawna. Będe mogła z nimi porozmawiać, popatrzeć na nich...
- Keira też będzie i Mandy od Axla...każda jedna chce poznać tego waszego Perryego.- odezwał się Izzy. 
- Michelle podoba się Tyler.- obronił się Slash.
- Mi też.- Duff parsknął śmiechem i przejechał dłonią po moim odkrytym kolanie.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. 

***

- Rain, on się na ciebie patrzy...-Michelle nachyliła się na de mną i udając, że coś jej spada ,szepnęła mi.Dyskretnie podniosłam wzrok i zderzyłam się z hipnotyzującym spojrzeniem Joe Perryego, znad stołu. Uśmiechnęłam się delikatnie i włożyłam spadający na moją twarz kosmyk włosów. On także odwzajemnił uśmiech i wziął łyka z szklanki. 
- Mam kisiel w gaciach...-jęknęłam i udałam, że prowadzę z nią zawziętą dyskusję.- Zaraz umrę...Michelle ratuj mnie.
Zaśmiała się tylko i spojrzała na Slasha, mlaskając z dezaprobatą.
- Zobacz, jak robi z siebie kretyna...- powiedziała. 
Slash byl już mocno wstawiony i rozmawiał z Duffem i Stevenem Tylerem, co chwile pokazując coś.
- Przestań...-zaśmiałam się.- Niech się trochę odreaguje.
- Nie boisz się trochę tej trasy?- spytała po jakimś czasie.- Wiesz, ja się boję.
- Może trochę...- odpowiedziałam.- Dlatego muszę tam jechać z nim, zobacz...ich się nie da zostawic samych.
Cała trójka smiała się głośno, z czegoś.
- Ja i tak nie będę z wami cały miesiąc...może tak co tydzień, będę przyjerzdzać...wiesz, z Heaven nie mogę aż tak daleko jechać...
Rozmawiałyśmy jeszcze trochę po czym zobaczyłam, że nasza święta czwórka wstaje i gdzies idzie.
- Duff, co się stało?- spytałam go. Nachylił sie na de mną i pocałował mnie w usta, a o nos obił mi się silny zapach alkoholu.
- N-nic się nie martw, jest dobrze.- powiedział i oddalili się idąc w stronę jakiegoś zaplecza. Zaraz dołączył do nich Steven. Przy stoliku zostałam ja, Michelle, Mandy, Keira , Joe i Hamilton z Whitfordem i Kramerem. Dziewczyny zaczęły rozmawiać, a ja znów spojrzałam w stronę Joego. Nasz wzrok zderzył się co wywołało nasze uśmiechy. Nagle wstał z miejsca i poszedł w moją stronę. Usiadł na krześle Duffa i oparł się łokciami o stolik.
- Cześć, jestem Joe.-powiedział. Boże, jego uśmiech. 
- Już się sobie przedstawialiśmy...-zaśmiałam się, czując że się rumienie.
- Wiem, ale jakoś trzeba zacząć, Rain. 
Pamiętał moje imię! Michelle i reszta dziewczyn popatrzyła w naszą stronę ze zdziwieniem.
- Przepraszam, że pytam...jesteś...- zrozumiałam o co mu chodzi od raz.
- Żoną Duffa, tak.- uśmiechnęłam się ciepło i odrzuciłam włosy na plecy, co spowodowało, że zawiesił na chwile wzrok na moich oczach. 
- Ah, tak.- odparł.
Kiwnęłam głową i oparłam się o podłokietnik krzesła, by być trochę bliżej niego.Cały czas się uśmiechał a ja nie mogłam oderwać spojrzenia od jego ust. 
- Potowarzyszysz mi może na papierosie?- spytał nagle i popatrzył znacząco na paczkę, leżącą na stole. Wyszczerzyłam się i pokiwałam twierdząco głową.
- Z Przyjemnością.- odparłam i wstaliśmy, udając się w stronę wyjścia. Co za noc.