poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 51

Mamy kolejny rozdział, jestem ciekawa waszych opinii. Zapraszam do ankiety po lewej stronie, muszę się dowartościować...(albo zdołować)
Wszystko jest takie kochane...i słodkie i w ogóle...oh.
No ale jak na razie, to trochę tak pobędzie. 
Rozdział dedykuję...wszystkim tym anonimowym czytelnikom,  który nie zostawiają tu swoich komentarzy ,bo nie lubię was tak bardzo jak i kocham <3
To dzięki Wam mam tyle wyświetleń, dziękuję :) (wcale nie pisze z ironią,serio!)
Oraz Liz i jeszcze Fever...jeśli czytasz, to wiedz że nowy na Going, którego tak wyczekujesz...będzie już lada moment ! FUCK YEA!
Tak więc komentujcie, poprawiajcie moje błędy...bo jest ich MNÓSTWO i ...i 19 dni do końca wakacji...tak tylko sobie mówię.



***


Świt w Los Angeles widziałam już wiele razy. W różnych miejscach, różnych okolicznościach i z różnymi osobami przy boku. Zawsze z inną butelką cholernego alkoholu w ręce i z innym papierosem pomiędzy dwoma palcami. W każdym z tych miejsc, jednak słońce wschodziło tak samo, dając mi do zrozumienia że przepiłam kolejną noc, że słońce wschodzi tylko po to by znowu dać mi szanse na zobaczenia go w swojej porannej postaci. Nigdy nie lubiłam jednak, patrzeć na wschód słońca siedząc na ganku domu. Nie, lubiłam. Co ja mówię. Lubiłam gdy, był przy mnie ktoś o kogo nie musiałam się martwić, a przez którego za chwilę znienawidzę to jebane wschodzące słońce. Siedząc tak, owinięta kocem zastanawiałam się jak mam sobie wytłumaczyć, to że przecież jakimś cudem trafi do domu. Zawsze trafiał, to dlaczego teraz miałby tego nie zrobić?A co jak wziął coś, czego naprawdę nie powinien? Albo ktoś go pobił i leży w jakimś...Uspokój się, kobieto.Moje myśli nie dawały mi spokoju. Nachodziły na mnie jak chmury. Powoli zaczynałam dostrzegać, że smog opada i już widać drugi koniec ulicy. Wzrok zakłócała mi tylko para lecąca z mojego herbacianego kubka, w którym już od dawna czekała na mnie melissa. Bo przecież, musiałam jakoś przeżyć tą noc. Nie wrócił ani o dziesiątej wieczorem, ani o drugiej w nocy...jest jebana szósta trzydzieści a jego nadal nie ma. Ale za to mam kubek, który przyjemnie ogrzewa mi dłonie. Przejechał pierwszy samochód. 
Zostawił po sobie kłębek dymu, która zaraz po tym opadł na drogę. Ktoś biega, ktoś jedzie na rowerze, tylko jego nie ma.Zajebie chuja.Mówię sobie w myślach, choć wiem, że i tak nic mu nie zrobię.Może to i dobrze, że poszedł się najebać? Może wreszcie jakoś się odreaguje? Może...
I wtedy zobaczyłam za oparami smogu i nad niskim żywopłotem, człapiącą nierównomiernie nogami osobę. Wstrzymałam oddech i zmrużyłam oczy. Koc opadł z moich ramion, a ja nadal skupiałam wzrok na nim. Tak to z pewnością facet. Wysoki, chudy...blondyn. Nie zmieniając pozycji tężyłam wzrok. Duff przeskoczył przez furtkę, potykając się przy tym. Szedł bardzo szybko, więc chyba nie jest do końca pijany. Gdy był co raz bliżej z każdą sekundą zdawałam sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak z jego wyglądem. Gorzej, kurwa. Coś jest nie tak z jego twarzą.Jezu, pobili go.Zamarłam, nerwowo przegryzając wargę. Patrzył w dół, podciągając nosem. Wszedł powoli na schody, nadal na mnie nie patrząc. Z wargi i z nosa leciała krew, a pod okiem miał ogromnego sińca. Opadł ciężko na stopień niżej i rozłożył nogi, wzdychając.
- Szedłem z buta, od Slasha.- odezwał się.- Czaisz?
Patrzyłam na niego z boku, nie mogąc uwierzyć, jak on to robi. Jest pijany, ktoś go pobił, szedł buta z jakieś dwadzieścia kilometrów a teraz grzecznie siedzi i uśmiecha się do mnie.
- Co się stało?-spytałam , zdając sobie dopiero po kilku minutach sprawę, że szepczę.
Odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Pobiliśmy się z Hudsonem z jakimiś debilami w Rainbow.-odgarnął sobie włosy z czoła, pojedyńczym ruchem głowy.Pokręciłam głową i oparłam głowę o balustradę schodów. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale nie miałam ochoty na rozmowę. Słońce powoli wyłaniało się zza palm, ocieplając nasze twarze. 
- Nie, to chyba oni pobili się z debilami.- powiedziałam, przymykając oczy.- I oczywiście ty  musiałeś oberwać najbardziej...
Przysunął się bliżej i wyciągnął rękę w moją stronę. Włożył opadający kosmyk moich włosów za ucho i nachylił się, całując mnie w skroń. Poczułam od niego silny zapach tytoniu.
- Miałeś nie palić...-szepnęłam, a on nadal trzymał usta na mojej skórze.W końcu oderwał się ode mnie i dmuchnął we mnie powietrzem .W końcu na niego spojrzałam i poczułam dziwne ukłucie w brzuchu, spowodowane widokiem jego spuchniętej twarzy.Patrzył na mnie z lekko przymrużonymi oczami.Uwielbiałam jak przyglądał mi się w taki sposób. 
- Rain, mieliśmy dzisiaj porozmawiać.-nagle odezwał się. W tym samym momencie  jego nosa pociekła strużka czerwonej krwi. Ignorując jego słowa zerwałam się z miejsca i pobiegłam do kuchni, w poszukiwaniu apteczki.Gdy wróciłam na werandę, siedział w takiej samej pozycji. Ominęłam go i uklęknęłam na przeciwko niego, rozsuwając jego nogi i wchodząc pomiędzy nie. Otworzyłam pudełko i wyciągnęłam z niej gazę i wodę utlenioną. 
- Nie ruszaj się.-szepnęłam i dotknęłam nasączoną gazą jego ran na twarzy.Syknął pod nosem, ale wciąż na mnie patrzył.Przejechałam po małym rozcięciu w wardze i przytrzymałam na chwilę. Sięgnęłam po mały plasterek i nakleiłam go na małą rankę. Następnie to samo zrobiłam z rozciętym nosem, z którego cały czas sączyła się krew. Przycisnęłam do niego wacik i odczekałam chwilę.Oderwałam wzrok i zdałam sobie sprawę z tego, że Duff cały czas się na mnie patrzy. Bada wzrokiem moją twarz, co jakiś czas zerkając na usta.Nachyliłam się w jego stronę i pocałowałam go delikatnie w rozcięcie na jego ustach.Oboje zamknęliśmy oczy, oddając się chwili. Przeciągnęłam pocałunek na całe usta a potem na ich drugi kącik i oderwałam się, spuszczając wzrok i zamykając apteczkę. Już chciałam wstać, ale objął mój tułów ramionami i przyciągnął mnie do siebie mocno. Już odruchowo objęłam go za szyję i wtuliłam głowę w jego pierś. Dłonią, odgarnął mi włosy na jedną stronę i zaczął gładzić dłonią po moich plecach.
- Dziękuję, maleńka...-szepnął mi do ucha i pocałował mnie w głowę.Kołysał nami bardzo delikatnie. Właśnie tego było mi trzeba. Takiego przytulenia.Zwykłego gestu z jego strony.
- Nie bij się już więcej,Duffy.-odpowiedziałam mu stłumionym głosem.
Zaśmiał się cicho, cały czas głaszcząc moje plecy.
- Jak dawno mnie tak nie nazywałaś...-zauważył. Uśmiechnęłam się sama do siebie i choć nie widziałam jego twarzy, wiedziałam że też się uśmiecha. 
- Wiem.
Zapadła cisza. Było już zupełnie jasno, więc przymknęłam oczy i już prawie możył mnie sen.
- Czekałaś na mnie całą noc?- spytał nagle.Pokiwałam głową i otworzyłam oczy, czując natychmiastowy światłowstręt.Westchnął głęboko i znowu zapadła cisza. Minęły długie minuty, mam wrażenie że prawie godziny gdy w końcu wiedziałam, że to właściwy moment. Podniosłam się powoli się z jego ramienia i usiadłam na klęczkach, na przeciwko niego. Spojrzał na mnie nie pewnie, wciąż trzymając ręce na moich biodrach. Nerwowo włożyłam za ucho kosmyk spadających włosów i zamrugałam parokrotnie.
- Duff...-jakoś zaczęłam.- Mieliśmy dziś porozmawiać, ale ta sytuacja z Mandy...i to wszystko...no jakoś tak...
Spojrzał na mnie zdezorientowany, ale miałam dziwne wrażenie, że domyśla się co chce mu powiedzieć.
- Wiem.-odparł, bardzo ostrożnie. 
- No i...bo ja muszę cię za coś przeprosić...-już szepnęłam, po czułam że łamie mi się głos. Zamilkł, wpatrując się w moje oczy. Otworzyłam usta, by dokończyć i wtedy...
-Baz mi powiedział. 
Zapadła jakaś ciężka cisza. Na początku w ogóle nie zrozumiałam o co mu chodzi.Co jest grane? Pytałam sama siebie. Co ci powiedział? Co ten kretyn ci powiedział? No i wtedy zczaiłam, co takiego Sebastian mógłby mu powiedzieć. Przecież, wiedział że jestem w ciąży. Zemścił się za to, że kazałam Effy się od niego wyprowadzić, że kazałam jej go zostawić. Ja pierdole, wyszłam na egoistkę.Wyszłam na jebaną egoistkę, która zupełnie nie liczy się z zdaniem Duffa.Spuściłam wzrok i wstałam z miejsca, siadając obok niego, na stopniu. Oparłam łokcie o uda i zasłoniłam twarz rękami.Nie wiedziałam co mam powiedzieć, bo bałam się tego jak zareaguje.
- Dlaczego nie chciałaś mi powiedzieć, o tym że od dwóch miesięcy nosisz w brzuchu nasze dziecko?
No i mnie dobił. Serce biło mi tak mocno że miałam wrażenie jakby zaraz miało mi wypaść z klatki piersiowej.I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, dlaczego Duff tak zareagował dziś, u Mandy. Dlaczego wczoraj rano, patrzył się na mój brzuch...Jesteś idiotką. 
- Wiesz jak się poczułem, kiedy dowiedziałem się o tym, że zostanę ojcem, od własnego kumpla?- powiedział.Nie patrzyłam w jego stronę, ale wiedziałam że na mnie patrzy.
- I, że mnie oszukiwałaś?- dokończył.-Dowiedziałaś się, jak byliśmy na Hawajach...powiedział mi dopiero przed wczoraj...ale wiesz...nie mogłem uwierzyć, że możesz mi nie powiedzieć o czymś takim.
Tego właśnie się bałam.Oskarżeń i wyrzutów. 
- Myślałem, że mi ufasz, Rain.-szepnął.- Jesteśmy małżeństwem.
- Ale ja ci ufam, Duff.- w końcu odezwałam się.- Po prostu...
- No po prostu, co?-spytał, a ja nadal nie reagowałam. Westchnął głośno i pokręcił głową.
- Idę się wykąpać...porozmawiamy w łóżku.- powiedział i poszedł do domu, zostawiając mnie samą.

***

Siedziałam na tym jebanym łóżku i nie wiedziałam co mam robić. Ręce mi się trzęsły, oczy miałam mokre a dłonie całkowicie spocone. Podgryzałam nerwowo wargę, skubiąc palce. Duff siedział w łazience już chyba z godzinę, a ja nie mogłam przestać się zadręczać.A co jeśli on po prostu nie chce tego dziecka?Ja pierdole, zamknij się już. 
Przecież tyle razy o tym rozmawialiśmy. Nie wytrzymałam i wstałam z łóżka, wychodząc z sypialni.Zatrzymałam się pod drzwiami do łazienki i zaczęłam nasłuchiwać.Był pod prysznicem.Oparłam się o ścianę i znowu zaczęłam myśleć. Boże, jak mogłam być taka głupia?Co mną kierowało?Żałowałam, to mogę powiedzieć na pewno. Tego, że go oszukiwałam.W końcu nie wytrzymałam i otworzyłam drzwi, wchodząc do zaparowanego pomieszczenia.Natychmiast podeszłam do kabiny i odsunęłam drzwi, ukazując nagiego blondyna. Popatrzył na mnie zdziwiony, a ja przyległam do jego ciała, wybuchając płaczem.
- K-kochanie...przepraszam...tak bardzo przepraszam, że to ukrywałam...bałam się że nie chcesz mieć dziecka, że...że mnie zostawisz...-woda oblewała mnie i jego, ale miałam to zupełnie gdzieś.- Przepraszam...
Objął mnie ramionami i nic nie mówił.
- Dowiedziałam się na Hawajach...tam zrobiłam test i po prostu wyszedł pozytywnie...i....
-Ciii...-szepnął.- Wiem, Rain...już nic nie mów. 

*

- Dziewczynka, tak czuję.-szepnęłam i otworzyłam zupełnie nie zaspane oczy.Leżeliśmy objęci w łóżku.Duff trzymał ciepłą dłoń na moim odkrytym brzuchu i gładził go delikatnie, kreśląc kciukiem kółeczka. Było mi tak dobrze jak nigdy, bo wreszcie nie musiałam nic udawać. Wreszcie było jak dawniej. 
- Grace.-odpowiedział, stłumionym głosem.- Ewentualnie Mae.(przyp.aut.czyta się Mej, dla tych co nie języczni xd)
Uśmiechnęłam się i wplotłam palce w jego włosy.Była już dziesiąta rano, a ja nie zmrużyłam ani na chwile oka.Musieliśmy sobie wszystko wytłumaczyć, wyprostować i wyjaśnić.
- Wyobrażasz sobie jaka będzie śliczna?- szepnął.- Nasze geny są zajebiste, będzie jeszcze ładniejsza niż Heaven, od Hudsona.
- Ta to dopiero...już teraz wygląda jak najpiękniejsze dziecko na świecie...mając dwa miesiące, to co dopiero kiedyś.
- Nasza będzie o wiele ładniejsza...-powiedział.- Taki mały aniołek.
Uśmiechnęłam się do swoich myśli.
- A co jak to będzie chłopiec?
-Nie...ja też mam przeczucie co do laski...-odparł.- Dziewczynki są grzeczniejsze...
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Będę wyglądała jak wielka, gruba krowa.-powiedziałam po jakimś czasie. Blondyn parsknął śmiechem i podniósł głowę.
- Nie będziesz, już ja cie dobrze znam.- pocałował mnie w usta i wrócił do dawnej pozycji.
- Czyli twoim zdaniem zaszyje się na siłowni, będę łykać tabletki na odchudzanie i zrobię sobie operacje plastyczne?- spytałam.
- Pozwalam ci tylko na siłownie...jesteś za piękna na operacje, tylko by mi cię zniszczyli...-odparł.Jaki on kochany.
Rozmawialiśmy jeszcze z półgodziny, po czym w końcu zaczął możyć mnie sen. Zamknęłam oczy i wtulona w Duffa, powoli zasypiałam.
- Dobranoc, Rain.-pocałował mnie w policzek.- I dobranoc Gracey...albo Mae...albo...
- Albo Michael...-szepnęłam, będąc już w półśnie.
- Nie, nie pozwolę żeby miał takie pedalskie imię jak ja...będziesz Duff junior...jak już.
Poczułam tylko jak całuje także mój brzuch i urwał mi się film.




niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 50

Los Angeles 23 sierpień 1990
*** 


Trzy dni później...

- Chcecie do nas dzisiaj przyjechać?-usłyszałam w słuchawce przejęty głos Axla.- Dawno was nie widziałem.
Usiadłam na rogu kanapy i rozejrzałam się po salonie, szukając Duffa.
- A co, coś się stało?- spytałam. Byłam zdziwiona tym, że rudy chce się spotkać. Od czasu gdy wróciliśmy z podróży poślubnej ani razu się do nas nie odezwał. Nie wiem czy to ze względu na siostrę Duffa, Mandy która pomimo sprzeciwu blondyna zamieszkała razem z Mickeyem u niego. 
- N-nie no...-chyba wyczuł mój dziwny ton.-Po prostu chcemy się z wami spotkać.
- Dobra, to za chwilę będziemy wyjeżdżać, do zobaczenia.- rozłączyłam się nim zdążył cokolwiek powiedzieć.Odłożyłam słuchawkę na miejsce i wstałam, zakładając na głowę kaptur bluzy. Przeszłam do kuchni i zobaczyłam, że blondyn siedzi przy stole i pije kawę, czytając gazetę. Jak on się zmienił, Boże. 
Nie ćpa, przestał pić. Czyta jebane gazety i nie chodzi na imprezy. Przestał spotykać się z kumplami. Cały wolny czas poświęca mi. A jednak wiem, że czuje się zawiedziony. Wszyscy w zespole zajęli się swoimi rodzinami. Stradlin zaszył się w tej swojej willi razem z Keirą i Blue, nie dając nawet znaku życia. Steven pomimo tego, że rozstał się z Elly cały czas siedzi w domu i ćpa, co raz bardziej się staczając. Slash razem z Michelle, opiekują się swoją miesięczną Heaven, nawet do nas nie dzwoniąc. A Axl? O Axlu już wspominałam. Nikt nie ma ochoty wracać do studia, nagrywać cokolwiek i jakkolwiek. 
- Kto dzwonił?- spytał, gdy przeszłam obok niego. Oparłam o kuchenny blat i spojrzałam w jego stronę.
- Axl.- odparłam.- Zapraszają nas.
Blondyn zamknął gazetę i przyjrzał mi się uważnie. Przez moment zerknął na mój brzuch po czym zamrugał parokrotnie i popatrzył w moje oczy. Zamarłam i szybko odwróciłam się do niego plecami, udając że robię coś przy zlewie.
- Kiedy?- spytał po dłuższym milczeniu. Usłyszałam, że wstaje z miejsca i idzie w moją stronę.Stanął bardzo blisko mnie i włożył kubek do zlewu.
- Powiedziałam mu, że zaraz będziemy wyjeżdżać.- powiedziałam i spojrzałam na niego z boku. On także na mnie spojrzał i zmarszczył brwi.
- No...no to jedźmy.- odpowiedział i ominął mnie, idąc w stronę schodów.
Stałam cały czas w tej samej pozycji, nie mogąc się ruszyć. Poszłam w jego kierunku i zastanawiałam się nad tym, czy byłaby możliwość, że zobaczył cokolwiek. Jesteś głupia, Rain. Przecież to drugi miesiąc...jeszcze nic nie widać...a nawet jakby to i tak lepiej, że domyśli się sam.Nie, no przecież muszę mu sama powiedzieć. Kurwa, dobra. Dzisiaj wyciągnę go na spacer i powiem mu o ciąży. Nie, no...przecież to będzie idiotyczne. Powiem mu teraz...albo...
- Będziemy mogli wieczorem porozmawiać?- odezwał się, siedząc na łóżku i patrząc jak wybieram z szafy ciuchy. Odwróciłam się w jego stronę, z dwoma sukienkami.
- Pewnie.- odparłam.- Która?
Najpierw długo patrzył w moje oczy, potem powoli spuścił je na ubrania.
- Może być ta czarna...-powiedział jak od niechcenia i spojrzał w inną stronę. 
- Może być?- spytałam ciszej i kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem jego niezainteresowanie moją osobą. 
Nic nie powiedział tylko mlasnął z dezaprobatą. 
- Rain pospiesz się, chcę tam pojechać i mieć to z głowy.- powiedział a raczej warknął, wstając i mijając mnie. Podążyłam za nim wzrokiem i poczekałam, aż zostanę w sypialni sama. Kurwa, co jest?Spytałam samą siebie. Tak dziwnie się zachowuje. Przecież wczoraj było wszystko dobrze. W końcu się poddałam i ubrałam zwykły t-shirt i spodnie. Zbiegłam na dół i zauważyłam, że Duff już czeka w samochodzie. Wyszłam więc z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Wsiadłam do auta i opuściłam szybę, tak by wpuścić trochę powietrza. Duff wcale się nie odzywał. Przez całą drogę nie powiedział ani słowa. Gdy w końcu zaparkowaliśmy pod wielką willą Axla, spojrzał na mnie.
- Nie siedźmy tam długo, nie mam ochoty patrzeć na Mandy.- powiedział, czekając na moją reakcję.
- Kochanie, musisz się w końcu pogodzić z tym, że są ze sobą szczęśliwi...- powiedziałam ciszej.
Pokręcił głową i wyszedł z samochodu. Gdy ja też to zrobiłam, podbiegłam do niego i chwyciłam go za rękę, splatając nasze palce. 
- Potem pójdziemy sobie na spacer, co?- spytałam. Znowu kiwnął głową i przełknął ślinę. Stanęliśmy pod wielkimi, dębowymi drzwiami. Zadzwoniłam na dzwonek. Po chwili otworzyły się drzwi. stanęła przed nami Mandy. Wyglądała jak milion dolarów. Świeże włosy, jakby dopiero co wyszła od fryzjera. Odpierdolona w takie ciuchy, jakich zazdrościła by jebana Madonna. Zrobione paznokcie, a na stopach wysokie szpilki. Mimowolnie otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Cześć kochani !- krzyknęła tak głośno, że aż się wystraszyłam. Dłoń Duffa mocniej ścisnęła moją. Pociągnęła nas do środka i uściskała najpierw blondyna a potem mnie. Poczułam silny zapach kobiecych perfum, gdy tylko machnęła przede mną włosami.
- Mickey!- zawołała chłopca, który zaraz potem zbiegł ze schodów i rzucił się w naszą stronę.
- Cześć, stary.- Duff pogłaskał go wolną dłonią po włosach. 
- Cześć wuja, cześć ciocia.- uśmiechnął się do nas i przytulił mnie mocno.Przeszliśmy do ogromnego salonu, na którego środku stał biały fortepian. Byłam tu jeszcze przed remontem, więc czułam się tak jakbym pierwszy raz zwiedzała ten wielki budynek. Blondyn cały czas trzymał moją dłoń, co trochę mnie dziwiło. Nie puścił jej nawet, kiedy podszedł do nas Axl. Wyraźnie wyczuwałam, napiętą atmosferę panującą nad nami wszystkimi.Usiedliśmy przy stole, zaczynając jakąś marną rozmowę.
- Nie możemy zostać długo, mamy potem jeszcze kilka spraw do załatwienia.- odezwał się Duff i ścisnął pod stołem znacząco moją rękę.
- T-tak...musimy jechać..-coś tam bąknęłam i wbiłam wzrok w piersi Mandy, które były o wiele większe niż ostatnio.
- Zrobiłaś sobie cycki?- ni stąd ni zowąd blondyn spytał swoją siostrę, która spojrzała na niego zdziwiona. Rose chrząknął znacząco i spojrzał na Mickeya. Przegryzłam wargę by nie wybuchnąć śmiechem. Niestety, rozbawiło mnie to na tyle, że parsknęłam cicho ,odwracając wzrok.Zapadła martwa cisza. 
- Nie.- odpowiedziała i zaczęła nalewać mu do filiżanki herbaty.
- Nie dzięki, napiję się w domu.- powiedział. Znowu nie wytrzymywałam ze śmiechu. Duff był tak opryskliwy, że aż dziwnie się czułam. Mandy usiadła z powrotem na miejsce. Axl nic się nie odzywał, tak jakby w ogóle nie miał tematów.
- No...miło was widzieć.- uśmiechnęła się. Sztucznie, według mnie.
- Was też.- odparłam, próbując jakoś rozładować napięcie.
- Chcieliśmy się z wami zobaczyć, bo musimy wam coś powiedzieć.- w końcu powiedział coś Rose.
- Co, ty też będziesz sobie robić cycki?- nie wytrzymałam i po raz kolejny parsknęłam śmiechem, tym razem także Duff uśmiechnął się głupkowato i ruchem głowy odgarnął włosy z czoła. 
W kącikach jego ust zaczaił się uśmiech, ale jednak nie zareagował.
- Michael, przestań.- warknęła Amanda, a ja zobaczyłam jak Duff spina mięśnie i nerwowo zaciska zęby.
- Będziesz mi teraz kurwa mówić po imieniu?- warknął i spojrzał w stronę chłopca.- Mickey, idź do swojego pokoju.
- Nie będziesz mówił mojemu synowi co ma robić!- oburzyła się dziewczyna.
- Co, jemu też tak mówisz jak każe mu coś zrobić?- spojrzał na Rose. Zamarłam, przerażona rozwojem sytuacji. 
Spojrzałam na Axla, który także patrzył teraz w moją stronę. 
- Jak śmiesz. -syknęła.- Mickey, w tej chwili na górę. 
Duff zaśmiał się i opadł na krzesło, puszczając moją dłoń.
- Uspokójcie się.- powiedział cicho rudy, gdy chłopiec zrezygnowany wyszedł z salonu.
- Nie wtrącaj się.- krzyknęła Mandy w jego stronę.- Śmiało, Duff ! Mów o co ci kurwa chodzi.
- O gówno.- warknął. 
- Czyli tak jak zawsze, mam racje?- znowu krzyczała.- Tobie zawsze chodziło o gówno.
Zobaczyłam w jej oczach łzy.
- Tak i teraz też o to mi chodzi, do kurwy.- blondyn jeszcze nie krzyczał. 
- O czym wy do chuja pana rozmawiacie?- zniecierpliwił się Axl.- Mandy przestań wrzeszczeć.
Dziewczyna spojrzała na niego i opadła na krzesło, unikając wzrok swojego brata. 
- Chcieliśmy was zaprosić,bo musimy was powiadomić o bardzo ważnej rzeczy...- powiedział. Patrzyłam z boku na Duffa. Był tak wkurwiony, jak nigdy. Aż się bałam, co rudy nam powie. 
Zapadła cisza, przerywana głośnymi oddechami rodzeństwa.
- Twoja siostra jest ze mną w ciąży.- odezwał się w stronę blondyna.- I bierzemy ślub.
Zamarłam, czując się tak jakby ktoś uderzył mnie młotem w głowę. Duff nic nie mówił, tylko wpatrywał się intensywnie w Mandy.
- To są chyba kurwa jakieś jaja.- szepnął i znowu opadł na krzesło. Kręcił głową, błądząc wzrokiem.
- Takie jaja, że chcemy żebyś był świadkiem na naszym ślubie i ojcem chrzestym dziecka. 
Blondyn ponownie zamarł, a ja nie wiedziałam gdzie podziać oczy. 
- A opowiadał ci, jak Effy dostawała od niego po ryju?- podniósł głos.- I jak ją zmuszał, do różnych dziwnych...rzeczy?
Kobieta wstrzymała oddech i spojrzała na swojego brata.
- Jak przychodziła do nas i płakała? Bo ją zdradzał po kątach?- znów mówił. Wręcz czułam jak przebija tym serce i Axla i Mandy. 
- Duff...-szepnęłam z niedowierzaniem. 
- Jak mogłeś Axl.- zwrócił się w jego stronę.- Jeszcze robić jej dziecko.
Rudy patrzył na niego z niedowierzaniem. 
- A-ale...-chciał coś powiedzieć, ale Mandy mu przerwała.
- To wszystko co masz do powiedzenia?- szepnęła a po jej policzkach spłynęły łzy. 
Blondyn nic nie powiedział, tylko na nią patrzył.
- T-to wypierdalaj...-wyszeptała i wstała z miejsca, zasłaniając twarz dłońmi. Wyszła z pokoju, z szlochem zostawiając za sobą tylko zapach perfum. Zapadła cisza. Strasznie ciężka cisza. 
Rose patrzył na Duffa, a ten patrzył przed siebie gdy nagle wstał i nic nie mówiąc poszedł tam gdzie udała się Mandy. Popatrzyliśmy na siebie z Axlem, zszokowani. 
- P-przepraszam...- jedyne co udało mi się powiedzieć.
Schował twarz w dłoniach, głośno wzdychając.
- Nie masz za co, przecież oboje wiemy że ma racje.- powiedział. 
- I gratuluję...naprawdę...- próbowałam jakoś uratować sytuację.
Kiwnął głową i znowu nastała cisza. 
- Chcesz może wódki?- palnął jakieś dziesięć minut później, gdy z pokoju obok wyraźnie dało się słyszeć ich kłótnie.
-Tak...- i wtedy przypomniało mi się, że nie mogę.No ja pierdole.- Albo nie...nie dzięki.
Kiwnął głową i sam sobie nalał.
- Wyjechałeś i zostawiłeś mnie samą, rozumiesz? Matka chorowała a ty...- Mandy cały czas krzyczała.
- Przestań kurwa, wywoływać we mnie poczucie winy !- wtedy pierwszy raz usłyszałam krzyk mojego męża. 
- Ale to jest twoja jebana wina...nawet jak byłeś jeszcze w domu...to cały czas wolałeś ją, a nie mnie...tylko Rain się dla ciebie liczyła...nikt więcej, ani ja ani mama...zostawiłeś nas...- zaczęła głośno płakać.
- Bo dzięki niej mogłem się wyrwać z tego chorego domu rozumiesz?- darł się.- Matko dostała na głowe i dobrze o tym wiesz...zaraz po odejściu ojca...i nigdy nie byłem dla niej dobrym synem...bo przypominałem jej jego! Zawsze kochała ciebie...ja byłem na uboczu...więc co mi jeszcze kurwa powiesz? 
- Przecież to nieprawda, Duff!- krzyknęła błagalnie.
- I o to tu chodzi, rozumiesz? Zawsze mi zazdrościłaś, że wyjechałem z Pheonix, że tak dobrze skończyłem, że mam tak dużo pieniędzy i że robię to co kocham...
- Zazdrościłam ci tego, że kochasz ją tak jak mnie nigdy nie pokochałeś.- płakała.- Za to, że jak byliśmy mali zamiast bawić się ze swoją siostrą ty bawiłeś się z nią i z resztą tych debilnych dzieci, rozumiesz? 
- Kiedy zaszłam w ciąże z Mickeyem, obiecałam sobie że będzie miał lepsze dzieciństwo niż ja...że będzie miał wszystko czego pragnie...i wreszcie mogę, mu to zapewnić, rozumiesz? Bo choć raz, czuję że ktoś mnie kocha, że jest w stanie oddać wszystko dla mnie i dla mojego syna...
- Czyli wychodzisz za niego, dla jebanych pieniędzy?
- Nie, wychodzę za niego dlatego że urodzę jego dziecko...
Długo nic nie mówił, ale w końcu się odezwał.
- Nie będę żadnym świadkiem ani ojcem chrzestnym.... i nigdy nie wybaczę ci tego, co robisz...
Wtedy usłyszałam kroki i Duffa, który nawet na mnie nie patrząc wyszedł z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Axl zerwał się z miejsca i pobiegł do Mandy. Ruszyłam za nim i zobaczyłam siedzącą na kanapie Mandy, która trzymała twarz w dłoniach.
- Rain idź już.- Axl warknął i zasłonił ją swoim ciałem, podnosząc ją do góry i przytulając. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się na pięcie, udając się w stronę wyjścia.
Gdy tylko wyszłam z domu, zdałam sobie sprawę z tego że samochód stoi i Duffa nie ma. Na pewno gdzieś poszedł. Zrezygnowana wsiadłam w samochód i pojechałam w stronę dom, modląc się żeby nie przyszło mu na myśl nic głupiego.


Jest kolejny rozdział, który wreszcie rozpoczyna pewien wątek, który...hmm będzie się teraz rozwijał? Kłótnia Duffa i jego siostry może się dla niektórych wydawać nie interesująca, ale niestety wprowadza w pewną sytuację w którą będzie  zaplątana Rain...reszty się dowiecie w następnych rozdziałach :)
Aha no i znowu zmieniłam wygląd, bo ja lubie zmiany :D
Sory za błędy i komentujcie :*