poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział XXVII

16 grudzień 1989 , Los Angeles

Tego chujowego rozdziałaaaaa dedykuję kochanej Madzi , której zGUNSowany mózg już lewo pracuję. Kocham cię za inspirację jaką mi dajesz. I przepraszam że tak długo musiałaś czekać na ten rozdział. 
Więcej Duffa ci życzę i no po raz setny wszystkiego najlepszego. + mam nadzieje że mój Slash wisi już nad łóżkiem :*

Ten wieczór był dziwny. Izzy i Keira ogłosili ze spodziewają się dziecka. Wszystkim zmiotło.
- Mówię ci , Steve..-mówił zupełnie pijany Izzy.- Będzie chłopiec..
- Kurwa..dziewczynka! Mam przeczucie..- mówił Steven, patrząc na niego z poirytowaniem.
Przyglądałem się im i myślałem czy ja kiedykolwiek będę miał takie zmartwienia. Czy kiedykolwiek będę miał dziecko. Kurwa..przecież to jest nie możliwe. Znaczy..może Rain..nie ona nie będzie chciała mieć dzieci..ale jak mówiła o ślubie to może ...niee.
- Duff, powiedz mu kurwa..- wskazał na mnie palcem. Popatrzyłem na niego , popijając piwo.
- Co ?
- Będzie dziewczynka..będę jej wujkiem i będę ją kochał - uśmiechnął się słodko i zdusił papierosa w popielniczce, nachylając się nad stolikiem.
- Zajebiście, Steve- powiedziałem ironicznie i uśmiechnąłem się do niego. Dałem łyka i rozejrzałem się po pokoju. Wszędzie był syf. Rainy i dziewczyny łącznie z Slashem poszli już dawno spać. Siedzieliśmy w salonie przy piwie. Nie wiem w sumie co mnie tu jeszcze trzyma. Te pedały pierdolą o jakiś bzdetach..nie mam o czym z nimi gadać ..kurwa.
- Duff , a jak było z Rainy ?- spytał Izzy.
- Co, jak było ?
- Wiesz, że założyłem się z Axlem , że na pewno wrócicie razem ?
Oparłem głowę o podgłówek kanapy i uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Pojebało was?
- Ogólnie jesteśmy pojebani, ale ja źle obstawiłem i wiszę Axlowi sto baksów.
Wybuchnąłem śmiechem i zapaliłem kolejnego papierosa. Kurwa , za dużo palę.
- Ktoś się odezwał z wytwórni?- spytałem.
- Nie , nie dzwonili więc wszystko tak jak ustalaliśmy..trzeba będzie tylko jechać nagrywać, zostały te cztery piosenki , nie?
Szybko dopaliłem papierosa i zdusiłem go w popielniczce.
- Dobra , idę spać jestem w chuj wykończony nara pedały- powiedziałem i wstałem z kanapy.
- Daj trochę odpocząć tej Rain..- zaśmiał się Steven formując działkę kokainy na stole. Zaśmiałem się i pokazałem mu środkowy palec. Wszedłem na górę po schodach i udałem się do pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do łóżka. Rain spała na mojej połowie łóżka, przytulając do siebie moją kurtkę. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do niej. Wyciągnąłem jej kurtkę z rąk, chociaż mocno ją trzymała i położyłem się na jej połowie. Przyciągnąłem ją do siebie i wtuliłem głowę w jej włosy. Boże, jak ona zajebiście pachnie..Objąłem ją ręką i pocałowałem delikatnie w tył szyi. Poczułem , że się budzi .Odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie zaspanym wzrokiem.
- Śpij..-szepnąłem. Przysunęła się bliżej mnie i chwyciła dłonią moją dłoń. Splotła palce i ponownie zasnęła. Ma takie zimne, ręce..chwyciłem wolna ręką kołdrę i okryłem nas. Wkrótce zasnąłem.


***
17 grudzień 1989
Hiszpania
Lloret de mar

Siedzimy w tej Hiszpanii, już dwa dni. Jest tak cudownie..wiele bym dał żeby tutaj zamieszkać.
To najcudowniejsze miejsce na ziemi. Nie wiem co sprawia, że jest tu tak cudownie. Kurwa no bo dosłownie wszystko. Widoki, morze, jedzenie i wreszcie seks. Bo to chyba rzecz jaką robię tutaj nieustannie. Tak.. Moja żona i ja. Generalnie nie wychodziliśmy z łóżka przez te dwa dni. Hmm..żeby tylko kurwa z łózka. Z hotelowej windy, kibla, wanny, jacuzzi na dachu, a nawet oceanu i plaży. Tak te wszystkie miejsca zostały przez nas zaliczone. Effy, jest najcudowniejszą kobietą na ziemi..kurwa życie bym za nią oddał. Jednak chyba tęsknię, za LA. Tam jest mój dom. Tęsknie za tymi pedałami. Nawet za Slashem tęsknie, taka suprajs. Obiecałem sobie, że jak będę już stary to kupie tutaj dom. wyprowadzimy się ze Stanów, właśnie tu. Kupię dom, tam na samej górze. Z widokiem na morze. Kurwa..zaraz się posram z tej słodkości. Siedzę właśnie na tarasie. Jest zachód słońca. Effy siedzi naprzeciwko mnie i tak dla odmiany, pijemy czerwone wino. Czas się zatrzymał.


***
17 grudzień 1989
Los Angeles


Obudziłam się wtulona w Duffa. Jest mi tak dobrze..mogłabym tak całą wieczność. Na dworze znowu pada śnieg. Spojrzałam na okno, zupełna mgła. co jest z ta pogodą? Chyba pierwszy raz w LA jest mgła.
Obróciłam głowę w stronę Duffa. Już nie spał. Uśmiechnęłam się pod nosem i pocałowałam go  w usta. Odwzajemnił uśmiech i szepnął.
- Ja tam nigdzie nie wstaję w taką chujowa pogodę..
Odwróciłam się całym ciałem w jego stronę. On przewrócił się na drugi bok, wcześniej całując mnie w czoło. Wtuliłam się w jego plecy i natychmiast poczułam zapach papierosów, whisky i męskich perfum ów. Dzisiaj chyba nikt nie wstanie..jest niedziela..okropna pogoda..śpimy. 

***
Wieczór tego samego dnia

Znowu to ja obudziłam się pierwsza, spojrzałam na Duffa. Spał jak zabity. Dobra, trzeba się ruszyć, jestem już głodna. Wstałam z łóżka i wzięłam z szafy sweter, okryłam się nim i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. Zeszłam na dół, jeszcze nikogo nie było. Weszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki mleko. Napiłam się z butelki, po czym wzięłam leżącą na blacie paczkę Marlboro, wyciągnęłam jednego papierosa i zapaliłam. Oparłam się o blat kuchenny i przymknęłam oczy. Było bardzo zimno, bo w LA nigdy nie ma takich zimnych dni. Zaparzyłam wodę na herbatę, gdy do kuchni weszła Michelle. Uśmiechnęła się do mnie i usiadła przy stole.
- Zrób mi herbatkę..-poprosiła Michy. Wyciągnęłam kolejny kubek i zalałam herbatę. Usiadłam naprzeciwko niej . 
- Rain, a ty byłaś szczęśliwa ze Slashem ? - spytała.
Popatrzyłam na nią i opowiedziałam 
- Szczerze?
- Tylko, szczerze Rain..-opowiedziała,.
- Nie.
Załamała ręce.
- To znaczy..emm...Ja i Slash..to nie mogło się udać..i nie sugeruj się tym ze nam nie wyszło. Slash nie był ze mną tak szczęśliwy jak jest teraz z tobą, Michelle..
- Mam pierdolone wrażenie, że jestem dla niego na chwile, Rain..że za chwilę wymieni mnie na jakąś inną..
Mimo powagi sytuacji, zaśmiałam się bo to uczucie znałam już od dawna.
- Kiedy z nim byłam..byłam w nim naprawdę zakochana..ja wtedy zupełnie straciłam głowę..zapomniałam o Duffie..bardzo tego żałuję, wiesz?
Spojrzała na mnie. Jej oczy były zupełnie zeszklone.
- Ej..no nie płacz..ze Slashem musisz raczej krótko..on nie lubi prostych lasek..
- Ale przecież ty nie byłaś prosta..ty po prostu..
- Ja po prostu zawsze kochałam Duffa..-dokończyłam za nia uśmiechając się zachęcająco.
Uśmiechnęła się do mnie.
- Jak bardzo bym chciała , żeby Slash kochał mnie tak jak on ciebie..
Zarumieniłam się i dopiłam herbatę.
- Może pójdziemy dziś do Rainbow, dawno tam nie byliśmy..
- A-a, chłopcy mają zakaz wstępu..po tej ostatniej bójce..- powiedziała.
- Serio ?
- Serio..to może do Whiskey ? Dzisiaj nie ma być żadnego koncertu..najebiemy się..
Nagle do kuchni wszedł Duff. Stanął na de mna i pocałował mnie we włosy. Uśmiechnęłam się i wychyliłam twarz w jego stronę. Pocałował mnie w usta i jedna reką pokazał mi że mam zejść. Usiadł na moim miejscu i ja szybko usiadłam na jego kolanach. Michelle wpatrywała się w nas z uśmiechem.


***

Objąłem moją małą Rain w brzuchu i oparłem podbródek o jej ramię. Tak zajebiście pachnie..kurwa zamieniam się w jakiegoś psychola..kurwa..
- Misiu, chcesz coś do jedzenia?- spytała Rain patrząc w moją stronę. Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem ją w szyję.
- Coś możesz zrobić..tylko nie jajka..Boże..zygam jajkami..
- Jakimi kurwa jajkami?- do kuchni wszedł zmasakrowany po wczorajszym Slash zasłaniając sobie oczy, bo raziło go słońce.
Wszyscy na jego widok wybuchneli smiechem. Podszedł do blatu i nalał sobie wody do szklanki.
Rain wstała w moich kolan i podeszła do lodówki.
- Slash, też chcesz?- powiedziała , wgryzając się w wcześniej wziętego blatu jabłko.
- Chce..- jęknął, odstawiając szklankę na blat.- Kurwa..co wyście mi wczoraj dali..ludzie..
- Po chuj to brałeś..Baz zwinął od Snake'a, więc się nie dziw..
- Kurwa..błagam was nie imprezujmy więcej z tymi gośćmi..oni mnie zabiją kiedyś..
- Za stary już jesteś, Hudson..- zaśmiałem się zapalając papierosa..
Popatrzyłem na Rain. Była taka piękna..kurwa..
- Duff, słuchasz mnie? - powiedziała do mnie Michelle.
Oderwałem wzrok od Rain.
- Co?
- Dzisiaj idziecie do wytwórni, nagrywać. Jedziemy z wami ..- przerwała.- Rain, jedziemy z nimi, nie?
- Tak, tak..-powiedziała Rain, znowu patrząc do lodówki.
- No..jedziemy z wami, żebyście czasem na pewno tam trafili, ja muszę potem jechać do pracy..więc..w każdym razie dzisiaj mamy zwolnienia, więc muszę iść się najebać. Slash wziął jabłko z talerza na stole i usiadł koło niej. 
- Jak to zwolnienia?- spytał się z pełnymi ustami.
- No normalnie..jest nas za dużo..i szef będzie zwalniał..z resztą i tak chciałam to zmienić..skończyłam studia prawnicze..więc..- wszyscy się na nią spojrzeli. 
- Mamy w domu gliny ?
- Jakie gliny, Slash..jestem tylko doradcą prawnym..no..chciałabym w końcu iść w tym kierunku..
- To dlaczego poszłaś pracować do Rainbow?- spytała Rain, stojąc przy blacie.
- No..w zasadzie nie wiem..chciałam szybko zarobić..z resztą..-zaczęła się jąkać.
- Dobra..Michelle..nie musisz się nam tłumaczyć..-powiedziała Rain i spojrzała się na mnie.- Duff też chcesz herbatę?
Popatrzyłem w jej stronę i pokiwałem głową potwierdzająco. Po chwili położyła prze de mną gorący talerz jajecznicy.
- Rain...-jęknął Slash patrząc na talerz. Uśmiechnęła się i po prostu wyszła z kuchni.
- Slash spojrzał na mnie podejrzliwie. Nic nie opowiedziałem i zacząłem jeść.

***


- Linda ? - ktoś się darł. - Gdzie jest kurwa Linda?
-Stradlin, przepuść te jelenie, widzisz że chcą przejść..- ktoś się odezwał.
- Ale odjebany pomysł z tą łąką, Duff...- odezwał się kolejny głos.
- Wiem..kurwa..gdzie my..Linda? Co ja ku..-otworzyłem oczy. Wisiał na de mną brylantowy żyrandol. What the fuck ? 
Podniosłem głowę. 
- Gdzie ja kurwa..- jęknąłem.- Gdzie..gdzie ja jestem ?
Mój wzrok powoli się wytężał w ciemność. Leżałem na stole. Koło mnie na krześle leżał Steven. Obok niego Izzy. Na ziemi Slash i obok niego pieprzony Alice Cooper.
- O kkurwa..- jeknałem patrząc na Alice'a. Był wkurwiony. Zajebiście wkurwiony.
- Duff....-jęczał ktoś z dołu. - Kurwa..ściągnijcie ją ze mnie..
- Linda !!! - wydarł się Cooper. - Kurwa, Slash...weź tą łapę..
Sciągnałem nogi i potem cały zszedłem ze stołu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Gdzie my kurwa jesteśmy? I gdzie jest Rain?
- Pomogłem wstać tej Lindzie, to chyba żona Cooper'a. Podszedłem do Slasha. Był całkowicie naćpany.
Gdy tylko go chwyciłem natychmiast, stracił przytomność. O nos obił mi się charaktery styczny zapach ćpuna po zażyciu heroiny. 
- Izz, pomóż mu..-jęknąłem , bo Slash był bardzo ciężki. Gdy w końcu go podnieśliśmy spojrzałem na Stevena. Leżał na stole i jęczał coś do siebie. Kurwa..co się stało..nic nie pamiętam.
Wyszliśmy przed dom Coopera. Odprowadził nas do furtki. 
- Kurwa..jestem już stary..chłopcy..kocham was..ostatni raz tak się najebałem .. jak wydałem pierwsza płytę..tak..to było chyba Priettes for You..kocham was chłopcy..Izzy- podszedł do Stradlina i przytulił go.- To był najlepszy towar..jaki wciągałem chyba od 20 lat..
Spojrzeliśmy po sobie. Slash ledwo stał na nogach i pojękiwał cicho. Modliłem się w duchu by Rain była w domu. Pożegnaliśmy się z Cooperem. Nie pamiętam jak go poznaliśmy, nie pamiętam w jakich  okolicznościach i w którym momencie. Wyszliśmy na ulice. Cooper stał przy furtce i z niepokojem patrzył na naszą czwórkę. 
- Chłopcy, może jednak zamówić wam taksówkę..-spytał nas z niepokojem. Spojrzałem na niego z wdzięcznością. Wkrótce przyjechała taksówka. Wpakowaliśmy się do niej. Izzy usiadł z przodu. To co działo się z tyłu przechodziło ludzkie pojęcie. Taksówkarz chciał nas wypierdolić dwa razy. Dusiłem się ze śmiechu. slash bełkotał bzdury które tak kurewsko nas bawiły..kurwa. Steven poryczał się dwa razy śmiejąc się z jakiegoś chujowego dowcipu. Jezu..jak my się staczamy. 
- Kuurwa..i on..- śmiech- i on ...- śmiech- Kkurwa..nnie mmogę..- jęczał Slash próbując wziąć oddech.
- Panowie..utrudniacie mi kurwa jazdę..za chwilę was wypierdolę..- krzyknął taksówkarz. Trzęśliśmy się ze śmiechu. Izzy na tym przednim siedzeniu..cały czas pizgał nogą w gałkę od zmieniania skrzyni biegów i cały czas jechaliśmy na dwójce bo wszystko się zawiesiło. Nigdy w życiu się tak nie śmiałem.
Kurwa..w sumie szkoda, że nie ma z nami Rose'a. Wtedy mogli byśmy już nie żyć. Wkrótce zatrzymaliśmy się pod domem. Zapłaciliśmy gościowi dość dużo kasy , a Slash kazał mu iść poruchać. Tak..Przytrzymałem razem ze Stevenem Slasha i skierowaliśmy się do furtki. Izzy otwierał nam każde drzwi, tak by Slash mógł się w nich zmieścić. Otworzył główne drzwi i znaleźliśmy się w samym środku piekła.

***

- Czy możecie mi kurwa powiedzieć gdzie wyście byli?- wydarła się na nas Keira ze łzami w oczach.
Izzy podszedł do niej i zaczął ją uspokajać, ale ona wyrwała się szybko i spojrzała na nas.
- Jestem kurwa, w czwartym miesiącu ciąży..wy nie wracacie z wytwórni..Brian dzwoni..że was zgubił..kurwa..Michelle zwolnili z pracy..bo kurwa..musiała iść was szukać..czy wy kurwa kiedyś dorośniecie?- darła się. Izzy cały czas mówił coś do niej szeptem, ale ona nie chciała go słuchać.- Michelle, Rain! Wrócili!- wydarła się. Po schodach usłyszeliśmy kroki. Zbiegła po nich Michelle. Rzuciła się w stronę Slasha i o dziwo wcale go nie uderzyła. Przytuliła się do niego, a że ten był pijany, przewalili się na podłogę. Steven szybko spierdolił na górę. Rain, nadal nie przyszła. Spojrzałem się na Keire, a ona pokręciła głową. Ruszyłem z miejsca i nie zwracając uwagi na protesty Michelle i Keiry, wszedłem po schodach. Udałem się do mojego pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Nikogo w nim nie było, ale drzwi od balkonu były otwarte, podszedłem więc do nich i wyszedłem na zewnątrz. Koło balustrady stała Rain, z papierosem między dwoma palcami. Miała cały rozmazany makijaż, jakby płakała. Szybko podszedłem do niej.
- Rain..- szepnąłem i wyciągnąłem w jej stronę rękę. Cały czas patrzyła w dal. Na wzgórza. Było w chuj zimno, więc podszedłem trochę bliżej. Na mój dotyk drgnęła, jakby w ogóle mnie nie zauważyła.
- Rain..- szepnąłem znowu. Nagle odwróciła głowę w moją stronę. Jej podbródek zaczął się trząść. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią pytająco. Zobaczyłem w jej oczach łzy. Rzuciła się w moją stronę płaczem. O mało co a bym się wyjebał. Przyciskałem ja mocno do siebie, bo płakała jak nigdy.
- Kochanie..shh..co się stało?- szeptałem do niej, obejmując mocno jej chudziutkie ciało. Cała się trzęsła, więc cofnąłem się do domu. Położyłem ją do łóżka.
- Co się dzieje, kurwa! Powiedz!- szeptałem do niej, bo od pół godziny nic tylko płacze. Zaraz sam się popłaczę. W końcu zaczęła mówić.
- Duff...-mówiła do poduszki.- Ona..ona..
- Jaka ona? Kto ?
- Carolina..była tu..kazała mi wracać do domu..bo..bo wujek choruje..i że ona nie ma czasu do niego jechać..a dzwoniła do niej przed śmiercią.. twoja mama..nie wiedziała gdzie jesteśmy..wiec zadzwoniła do niej..
Uklęknąłem obok niej przed łóżkiem.
- Rain..nie pojedziesz tam..nie pozwolę ci..
- Ale ja sama nie chcę..nigdy w życiu tam nie pojadę..nie do niego..
Chwyciłem jej twarz w dłonie.
- Nie bój się, na pewno tam nie pojedziesz. Zostajesz tu ze mną..i - nagle mi przerwała.
- Tak w ogóle, to gdzie wyście kurwa byli?
Zaśmiałem się i opadłem na podłogę, opierając się ręką o materac.
- Kurwa..nie uwierzyła byś..- jęknałem.
Nachyliła się na de mną z łózka. Otarła sobie łzy z policzków. Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem ją w nos.
- Która jest godzina w ogóle?- spytałem.
- Nie wiem..coś koło..czwartej..czy coś.
- Kurwa..- powiedziałem kładąc się do łóżka. - Chciałbym kiedyś położyć się do łóżka, normalnie..jak człowiek.
- To jest niemożliwe..- powiedziała już zasypiająca Rain. Przyłożyłem głowę do poduszki. Na dole ktoś jeszcze się kręcił, bo słyszałem głosy.
- Kurwa..zróbmy sobie dziecko..- powiedziała w półśnie Rain. Spojrzałem na nią i zaśmiałem się.
- Spij już..
- Ale ja serio mówię..
- Może jutro, co ?
- Okej, trzymam cię za słowo..
Popatrzyłem na nią ostatni raz. Uśmiechała się pod nosem.
To były żarty..z tym dzieckiem...ale..może..nie..lepiej nie.


***

Tydzień później


Wcale nie zrobiliśmy z Duffem dziecka a nawet w ciągu tego tygodnia nie było okazji do jakich kolwiek 'zbliżeń'. Praca nad tymi ostatnimi kawałkami była naprawdę intensywna. Siedzieliśmy w studio 24h. Non stop. Pomagałam chłopakom przy wszystkim. Łaziłam do Briana i z powrotem. Załatwiałam nowe gitary, wzmacniacze. Płyta była już w pełni gotowa. Wszyscy mają zajebiste humory, a dzisiaj w dodatku wracają Rose'owie. Więc będzie chlanie. Siedzimy sobie wszyscy w salonie przy wódce i gadamy.
- Trzeba ogarnąć jakieś przywitanie na tym lotnisku, albo chociaż tutaj..- powiedział uśmiechnięty Steven, poprawiając działkę kokainy leżącą na stole. 
- Adler, podziel się- jęknął siedzący obok mnie Duff. 
Steven pokazał mu środkowy palec i sam wszytko wciągnął. 
- Chuj z ciebie..- mruknął Slash znad kurtyny włosów. Obrysowywałam opuszkiem kciuka gwint butelki. Siedziałam zupełnie zamyślona. Cały czas zastanawiałam sie nad tym co powiem Carolinie..kiedy znowu tu przyjdzie. Najgorsze jest to, że miałam wyrzuty sumienia. Koszmarne wyrzuty..może jednak powinnam jechać do wuja? Był chujem i może nie zajmował sie nami tak jak trzeba ale..ale jednak tylko on zajął się nami wtedy.Kurwa..pierdolenie..przecież on nas bił..nigdy mu tego nie wybaczyłam, więc teraz nagle mam tam jechać? 
- Rain..wszystko ok ?- szepnął mi na ucho Duff. Dopiero po krótkiej chwili przeciagnęłam wzrok z butelki na niego. Jego oczy błyszczały, a na twarzy miał słodkie wypieki. Był szczęśliwy, a ja mu te szczęście odbierałam przez moje wieczne problemy..kurwa mam dość.


Dobra, jest rozdział najbardziej chujowy ever. 
Brak jakiejkolwiek akcji, sama miłość kurwa żygam.
Mam doła
Nikt mnie nie kocha :D
Dobra ide pisac nastepny <3
A no i to jest pierwsza część tego następnego rozdziału :)





środa, 21 listopada 2012

Rozdział XXVI

16 grudzień 1989 , Phoenix

Przepraszam za brak polskich znaków, ale pisałam na telefonie, miśki ;*




Obudziłam się wcześnie rano, za ścianą usłyszałam odgłosy kłótni między Amandą i Ryanem. Wystraszyłam się trochę, bo padały tam takie słowo których nawet ja nigdy nie słyszałam. Przysunęłam się bardziej w stronę śpiącego Duffa. Dzisiaj nareszcie wracamy do domu. Los Angeles, to moje miasto , mój jedyny , najukochańszy dom. To cudowne , że mam gdzie wracać. Do domu pełnego tych chorych debili. Kocham ich, jestem taka szczęśliwa że ich mam. Myślałam jeszcze długo po czym, postanowiłam że pójdę się wykapać. Wyplatałam się z ramion Duffa i podeszłam do torby. Wyjęłam z niej ręcznik i kosmetyczkę , po czym weszłam do łazienki. Była dość duża, w rogu stał prysznic,  tuż za nim wielka wanna. Jaka wielka? Ogromna. Uśmiechnęłam się pod nosem i odkręciłam kurek w wannie. Usiadłam na kiblu, wzięłam ze sobą paczkę Marlboro,  więc zapaliłam jednego. Zaciągnełam się dymem i włożyłam rękę do wody. Była już bardzo gorąca wiec postanowiłam ze wejdę do wanny. Rozebrałam się i podeszłam do drzwi by je zakluczyć. Już siegałam do zamka gdy nagle drzwi otworzyły się z impetem i stanął w nich Duff. Zmierzył mnie wzrokiem i wszedł do łazienki. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do mnie, chwycił mnie za włosy i szyje i przyciagnał do siebie. Pocałował mnie w usta i przywarł do ściany. Zaczeliśmy się zachłannie całować. Duff gładzil rekami moje plecy i włosy. Sciągnał swoja koszulkę i zobaczyłam jego umieśniony brzuch. Zaśmialam się pod nosem i wskoczylam na niego oplatajac nogami jego biodra. Nagle duff gdy chcial podnieść mnie wyżej,  poslizgnela mu sie noga i runelismy na podloge. Zaczelismy sie smac jak dzieci,  wtedy przypomnialo mi sie te wszystkie wspomnienia z nim związane..moj pierwszy raz byl przeciez wlasnie z duffem. Moj pierwszy pocalunek byl z duffem...to jest najlepsze w tym wszystkim. Woda w wannie prawie sie wylewala wiec szybko oderwalam sie od duffa i zeszlam z niego zakrecajac kurek. Spojrzalam na jego nagie cialo a potem na moje i kiwnelam glowa na wanne. Duff wyszczerzyl zeby w usmiechu i podszedl do mnie pomogl mi wejsc do wanny a nastepnie sam do niej wszedl. Wszedzie bylo mnóstwo piany wiec atmosfera byla naprawde niesamowita. Jezalam w jego ramionach i rozmawialismy. Dlugo o niczym. O effy i axlu ktorzy wlasnie prazą dupy w loret de mar. O slashu i michelle, o izzym i keirze ktorzy kochają sie najbardziej na swiecie. O bachu,  o jego zajebistym skid row. O wszystkich zespolach ktorych sluchalismy, sluchamy i sluchac bedziemy. 
Duff:

- Siedzialem z Rain w wannie. Nareszcie jesteśmy razem . Tyle musiałem na nią czekać..kurwa..jestem taki szczęśliwy ze w koncu ja mam. Patrzę w jej oczy i widzę w nich bardzo delikatną i wrazliwa osobę.  To jest taka sama mala Rain.  Zawsze nią była. Wsluchiwalem sie w jej glos,  w jej glos mowiacy do mnie.
- Rain wiesz ze dokladnie, tutaj 10 lat temu po raz pierwszy..no wiesz..- powiedziałem obracając sobie w palcach kosmyki jej włosów. Odwróciła głowę i delikatnie musnęła wargami moje usta. Uśmiechnąłem sie po nosem i wsunąłem język w jej wargi delikatnie rozchylając jej usta. Splatłem nasze języki. Całowaliśmy się bardzo długo i namiętnie. Rain łapczywie łapała moje wargi jakbym zaraz miał jej uciec. 

- Rainy, przecież ci nie uciekne..mamy na to wieczność, prawda?- zaśmiałam się, gdy oderwałem się od niej na chwilę. 
Uśmiechnęła się słabo po czym zmrużyła oczy. 
- Hej , co jest powiedziałem coś nie tak?
- Nie..nie po prostu znowu ten ból brzucha..- powiedziała cicho. Podniosłem sie trochę i spojrzałem na nia z troską. Skrzywiła twarz i zamknęła oczy. 
- Wzięłaś w  ogóle z domu te leki ?
- Nie..- odpowiedziała. 
- Rain...chcesz byc zdrowa czy pieprzyć się z tą anemię do końca ?- spytałam odwracając jej głowę tak by na mnie spojrzała.
Szybko wstała i podeszła do wieszaka. Założyła na ciało ręcznik  i stanęła pod umywalką. 
- Kurwa..jak mi się słabo zrobiło..- jęknęła.
Szybko wstałem , sam wziąłem ręcznik i zarzuciłem go na biodra. Podszedłem do niej od tyłu i mocno ją przytuliłem.
- Ja pierdole..- jęknęła i przyłożyła czoło do zimnego lustra. Spojrzała na nasze odbicie w lustrze. Jej oddech się uspokajał z minuty na minutę. Odwróciła się i wtuliła się we mnie. 
- Zabierz mnie z powrotem do domu..- szepnęła. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem się ubierać. Za pół godziny była dokładnie dziesiąta więc pora jechać. Zeszliśmy na dół  i poszliśmy się ze wszystkimi pożegnać. Rain najdłużej żegnała się z Mickeyem. Ja podszedłem do Amandy i wtuliłem się w jej ciało. Pachnie tak samo jak kiedyś. 
- Oj, Micheal..-powiedziała kręcąc z uśmiechem głową. 
- Duff..- zaśmiałem się całując ja w policzek. - Zostaw go, Mandy..jedz z nami..
Spojrzała na mnie wrogo.
- To mój mąż..
Rain skarciła mnie spojrzeniem , więc dałem spokój. Pożegnałem się z Mickeyem. Ryana nie było, więc problem z głowy. No i w końcu wsiedliśmy do auta. Jechaliśmy przez zatłoczone Pheonix , pogrążeni we własnych myślach. Gdy przejechaliśmy koło cmentarza, mój wzrok zatrzymał się na pewnej dziewczynie stojącej koło grobu mojej matki. Zamurowało mnie.
- Kurwa..Rain za ziemie..to Carolina...- powiedziałem głośno. Okna były otwarte. Musiała to usłyszeć. Rain szybko zerknęła w moje okno i prawie za chwilę padła na ziemie auta.
- Widziała nas ?- jęknęła.
Spojrzałem w lusterko. Akurat patrzyła na nasz samochód. 
- Kurwa...widziała..mnie w każdym razie na pewno..
Rain usiadła z powrotem na siedzenie i odwróciła się nerwowo w stronę tylniej szyby. Znowu padła na podłogę.
 - O kurwa..kurwa..jedzie za nami..
Wybuchnąłem śmiechem, bo faktycznie jechało za nami czarne Maserati.


- Ona sobie jaja robi czy co..ten gościu co był z nią w klubie jest tam..prowadzi..- powiedziałem. Założyłem okulary i jeszcze raz spojrzałem w lusterko.
Za kierownica siedział jakiś kark, a obok niego Carolina. 
- Dobra..jedz szybko może nawet nie jadę za nami..- jęknęła Rain i oparła głowę o oparcie fotela zamykając oczy. Spojrzałem w jej stronę. Wiem ,że znowu źle się czuje. Moje maleństwo..

***
Autostrada miedzy stanowa nr.10

Jedziemy juz jakieś 3 godziny. Nie jadą za nami , więc mogę spokojnie prowadzić. Wypiłem już 7 kaw, z czego 3 były z podwójną kofeina. Wyglądam jak jakis pierdolony zombie, próbując prowadzić w tych ciemnościach. Jesteśmy na środku autostrady, więc jakby zostało mi tylko stare radio. To auto Briana, więc będą tu napewno jakieś fajne płyty. Rain spała koło mnie jak zabita, więc nie chciałem jej budzić. Sięgnąłem ręką do schowka i otworzyłem go. Jedną ręką prowadziłem kierownicę, a drugą grzebałem w schowku. Na wyczucie wyciągnąłem płytę która była najbardziej blisko. Led Zeppelin. Cuuudnie. Włożyłem płytę do radia. Zaczęło lecieć ''All my love''. Znałem cały tekst na pamięć, więc zacząłem śpiewac pod nosem.

Should I fall out of love my fire in the night,
To chase a feather in the wind.
Within the glow that weaves a cloak of delight,
There moves a thread that has no end.

All of my love,
All of my love,
To you now


Śpiewałem pod nosem.  Spojrzałem sie na Rain. Już nie spała. Uśmiechała się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałem z powrotem na drogę. Rain podkurczyła nogi tak, że opierała się rękami o nie. Odwróciła się do mnie, opierała sie plecami o okno. Oparła głowę o podgłowek. Wyglądała tak pięknie, jest taka piękna..
- Słucham?- uśmiechnąłem się do niej, nadal patrząc na drogę. 
-Nic, tylko patrzę..-szepneła uroczo.  Popatrzyłem na nia, przyblizyła sie do mnie i odgarneła mi włosy z czoła. Przyłozyła usta do mojego ucha i wyszeptała
- Po prostu bardzo cię kocham..
Uśmiechnąłm się do niej. Akurat wtedy skończyła sie All of my love. 
- Ja też cie, kocham ..- powiedziałem. 
Klepnęła mnie reką po nodze i nachyliła sie nad schowkiem. 
- Dobra...włączmy coś szybszego..
- Nastepna piosenka jest szybsza..to ..chyba..ej..nie..nie tylko nie ..- i nagle usłyszałem głos Tiny Turner. Rain wybuchneła smiechem, wiem ze robiła sobie jaja. 
- Hej, masz coś do Tiny?- zaśmiałem sie.- To "Simply the best" ! 
- Nie, a ty?
I zaczeła śpiewać.

Wołam Ciebie, gdy Cię potrzebuję i moje serce płonie
Chodź do mnie, chodź do mnie dziki i nakręcony
Chodź do mnie, daj mi wszystko, czego potrzebuję
Daj mi życie pełne obietnic i świat marzeń
Mów językiem miłości jakbyś wiedział, co on znaczy
Och i to nie może być złe
Weź moje serce i uczyń je silnym

Darła się (to prawdziwe tłumaczenie <ok> haha:D) głośno , cały czas się śmiejąc. Ja pierdole..nie wyrobie. Piosenka tak chamsko wkręcała mi się w umysł, że powoli zaczynałem ją śpiewać. W refrenie darliśmy się jak psychiczni, ściągnięci prosto z kozetki. Byliśmy na środku pustyni, same wzgórza a my śpiewamy na cały głos Tinę Turner.Gdy nadszedł czas na refren, Rain, ściągnęła bluzkę i zaczęła nią wywijać. Śmiała się przy tym jak dziecko.


You're simply the best
Better than all the rest
Better than anyone
Anyone I've ever met
I'm stuck on your heart
I hang on every word you said
Tear us apart, baby
I would reather be dead

Przy każdym "Simply the best" całe auto aż huczało. Rain, w końcu wyłączyła tą jebaną Tinę i puściła trochę Skid Row.
- Ty jesteś nienormalna..zaśmiałem się.
- To samo można powiedzieć o o tobie..daj mi jakiegoś papierosa, Duff...
Sięgnąłem do kurtki i wyciągnąłem paczkę i rzuciłem jej na kolana. Otworzyła okno i zapaliła papierosa.
- daj mi trochę..-poprosiłem ja, po czym podała mi do ust papierosa, gdy się zaciągnąłem wzięła go z powrotem. Milczeliśmy przez dłuższy czas.
- Duff?
- Hmm?
- Gdzie jesteśmy?
- Nie wiem, chyba w połowie  drogi bo mam jeszcze paliwo..zaraz będzie jakieś miasteczko..
- Chodź, pochodzimy sobie po pustyni..- zaśmiała się.
Spojrzałem na nią.
- Poważnie?
Spojrzała na mnie.
- Nie, akurat teraz żartuje ale zróbmy to kiedyś, ok ? A podróż poś...- szybko przerwała.
- Poślubną?- spojrzałem na nią wygłupiony. Odwróciła wzrok.
- Przepraszam..em..ja..- zaczęła się jakaś.
- No nie, Rain..naprawdę chciałabyś być moją żoną? 
Popatrzyła na mnie i wyrzuciła papierosa za okno.
- Kurwa..Duff zaraz pustynie podpalę..
- Przecież jedziemy tak szybko ze zanim od spadnie na ta ziemie to zgaśnie...z resztą nie odwracaj tematu.
- Tak, chciałabym. - powiedziała cicho. Uśmiechnąłem się sam do siebie . 
Uderzyła mnie pięścią w ramie.
- Kurwa ja ci się zwierzam, a ty nie traktujesz mnie poważnie..- powiedziała.
- No jak nie traktuje cie poważnie, Rain? - zapytałem. Naszym oczom ukazały się światła jakiegoś miasteczka.
- Dobra, z resztą whatever..pójdziemy coś zjeść , jestem bardzo głodna?
Kurwa, teraz będzie obrażona.
- Rain..
- No mówię nie ważne.- uśmiechnęła się krótko i pocałowała mnie w usta. Pokręciłem głową i zatrzymałem się pod jakimś barem.

***
Granice LA

Już dojeżdżaliśmy do LA. Nareszcie. Znajome ulice, to jest mój dom.
- Home, sweet home, right ?- powiedział Duff. 
- Nooo.- popatrzyłam na wzgórza i szyld ''Hollywood". Jechaliśmy jeszcze pół godziny, po czym podjechaliśmy pod dom. Trwała jakaś niezła impreza, Metallica na cały regulator i ryki gitary Slasha.
Duff uśmiechnął się pod nosem i zamknąwszy auto, podszedł do mnie, chwycił mnie w talii i udaliśmy się w stronę wejścia. Gdy stanęliśmy w drzwiach, okazało się że byli tam oprócz naszych, jeszcze tylko Skid Row Michelle zupełnie pijana rzuciła mi się w ramiona krzycząc
- Kurwa nareszcie Duff tą pizdę streściłeś i jesteście razem. Kurwa jak się ciesze ! No i nagle wszyscy się zebrali by spytać się ile razy Duff mnie wyruchał, ile zdradził. Nareszcie. Moi najkochańsi. 





NO TO JEST ROZDZIAŁ :D
Bardzo przepraszam za brak polskich znaków, ale pisałam wszystko na telefonie
Miłego czytania i jeszcze raz za błędy przepraszam . Enjoy :)





niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział XXV

15 grudzień 1989 , Los Angeles


Obudził mnie dźwięk natarczywego, głośnego budzika. Szybko go wyłączyłam i spojrzałam na Duff'a. Był zupełnie odwrócony. Ręką zasłaniał sobie głowę. Boże, jak jest mi go żal, ale przecież musimy jechać na ten pogrzeb. Wstałam z łóżka i nie bardzo wiedziałam co mam zrobić. Nie mam serca go w ogóle budzić. Załamał się tak mocno...aż boję się g obudzić. Ale muszę. Podeszłam do niego , uklękłam przed łóżkiem. Delikatnie pogłaskałam go po policzku, otworzył ciężkie powieki i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem.
- Duffy..musimy jechać..- szepnęłam. Ponownie zamknął oczy. Otworzył usta i powiedział:
- Wiem.
Popatrzyłam na niego. Nic więcej od niego nie wyciągnę, więc westchnęłam i wstałam na nogi podeszłam do małej walizki i wyciągnęłam z niej szczoteczkę do zębów. stanęłam na środku pokoju i spojrzałam na Duffa
- Idę się wykąpać..wstań już Duff...naprawdę musimy jechać..
Nie zareagował. Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Szybko się wykapałam i ubrałam. Czeka nas 7 godzinna podróż w starym nie ogrzewanym vanie Briana, o ile nam go w ogóle pożyczy. Wyszłam z łazienki, Duff na szczęście już nie spał. Siedział na rogu łóżka paląc papierosa. Usiadłam koło niego.
- Jedziemy? - spytałam biorąc mu z ust papierosa. Zaciągnęłam się z nim i oddałam mu go z powrotem.
- Musimy..ja muszę.- od powiedział patrząc w martwy punkt. Dotknęłam jego uda wierzchem dłoni i delikatnie ją potarłam. Duff uśmiechnął się słabo i popatrzył na mnie. Jego oczy były zupełnie bez wyrazu. Całe zeszklone.
- Duffy..
- Nic już nie mów, Rain.- powiedział Duff. Pocałował mnie w policzek i wstał podszedł do drzwi i odwrócił się do mnie.- Czekam na dole, ok ?
-Dobrze..-odezwałam się cicho. Duff szybko wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Super.

***
Autostrada między stanowa nr.8
godzina 16.20


Przez całą drogę nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Nic , zupełnie nic. No może tylko raz, gdy pytał mi się jaką chce kawę na stacji benzynowej. Opowiedziałam, że czarna bez mleka ale chyba nie zrozumiał bo wziął mi podwójnie słodzoną z mlekiem karmelizowanym. Nic nie powiedziałam. Jedziemy już 3 godziny, jest tak pięknie. Zachodzi słońce, ta droga ciągnie się przez niekończące się pustynie i kaniony. Widok jest naprawdę piękny. Dobija mnie ta cisza. Nawet  radio nie gra. Spojrzałam w stronę Duffa. Policzki trzęsły mu się od zaciskania zębów. Jego wzrok był zupełnie nieobecny.
- Duff..nie obwiniaj się za to..to nie jest twoja wina..proszę cie odezwij się do mnie..- powiedziałam błagalnym tonem. 
- Nie mam do tego głowy Rain..proszę cię nie każ mi teraz z tobą rozmawiać..chcę po prostu przeżyć ten pogrzeb..i wrócić do LA..chcę zapomnieć..
- Przepraszam..- szepnęłam i odwróciłam głowę. Duff westchnął.
- Rain...nie obrażaj się kurwa..
- No a czy ja się obraziłam, Duff? Po prostu przepraszam że się odezwałam..
- Kurwa mać, po prostu się..po prostu już się zamknij.- warknął. Chyba trochę przesadził. Już więcej się do niego nie odezwałam. Parę razy patrzył w moją stronę, ale udawałam że tego nie widziałam. 
W końcu dojechaliśmy do granic Phoenix. Te same ulice, te same wzgórza. Tu nawet drzewa są takie same. 
Wszystko było tak znane. Minęło 5 lat odkąd uciekłam z tego chorego miasta, a jednak czuję jakby minęła cała wieczność. Mijaliśmy znajome budynki i za każdym razem przypominałam sobie wspomnienia z nimi związane. Parki, jeziora to całe nasze dzieciństwo. Przykre jest to , że musimy tu wracać właśnie w takich okolicznościach. W końcu dojechaliśmy pod stary dom Duffa. Był całkowicie identyczny. Te same stare okiennice, ten sam płot wszystko tak samo. Wysiedliśmy w milczeniu i udaliśmy się na ganek domu. Duff potarł nerwowo ręce. Stanęłam za nim. Nadusił na dzwonek. Długi czas nikt nie otwierał w końcu w drzwiach stanęła dość niska blondynka. To Amanda. Na rękach trzymała małego chłopca, mógł mieć może z 3 latka. Duff stał jak wryty. Jego siostra z reszta tak samo. Duff odkąd wyjechał, te 7 lat temu ni widział się z nią ani razu. W końcu chłopiec którego trzymała na rekach zaczął się niecierpliwić, więc dziewczyna odstawiła go na ziemię. 
- Cześć, Michael.- powiedziała słabo Amanda. Wyglądała , pomimo swojego młodego wieku bo była młodsza ode mnie o rok na bardzo przepracowaną, pod oczami miała ogromne sine cienie. Wychyliłam się zza Duffa i spojrzałam na dziewczynę. Ta otworzyła oczy ze zdziwienia.
- Rain ?! Boże..- szepnęła i rzuciła się na mnie. Przywarłam do niej, o mój nos obił się charakterystyczny zapach tytoniu. 
- Amanda..jak bardzo tęskniłam..- opowiedziałam z uśmiechem. Odwróciłam się w stronę Duffa. Nadal stał jak wryty.
Amanda puściła mnie i powoli podeszła do Duffa. Delikatnie chwyciła jego rękę. W końcu on przywarł do niej. stali i po prostu się przytulali. To był niesamowity widok. Byli do siebie tak podobni. Postanowiłam że nie będę im przeszkadzać, więc powiedziałam cicho że wchodzę o domu. Minęłam próg domu i weszłam do dość ciemnego hallu. Słyszałam śmiech tego małego chłopca. To jest jej syn? Weszłam do salonu. Chłopiec siedział na kanapie i oglądał bajkę. Podeszłam do niego i usiadłam obok niego na kanapie.
- Jak się nazywasz kochanie ?-spytałam go.
- Jestem, Mickey ciociu - powiedział słodko chłopiec uśmiechając się do mnie.
- Miło mi cie poznać, Mickey...- uśmiechnęłam się do niego. Wstałam i wróciłam znowu na hall akurat tam rozmawiali Duff i Amanda.
- Zmarła w pokoju ..na górze..wszystko jest tak jak było..nic nie ruszałam..- mówiła cicho opierając się o ścianę. - Pogrzeb , tu u nas w kościele wszystko już ustalone. 
- A gdzie reszta? Gdzie jest Nick, Lily..-powiedział Duff.
- Nie mam pojęcia, wyjechali rok po tobie..reszta..nawet nie wiem gdzie mieszkają.
- Zostawili cię tu samą ? A ten chłopiec? To twój syn ? 
- Tak..ja..jakby..jestem zona Ryna.. i to jest nasz syn..
- Jesteś co, kurwa? 
- Michael..
- Jestem Duff..kurwa ..- obruszył się- Wyszłaś za tego cwela ?
- A co miałam zrobić , Duff? Miałam zostać sama ? 
- Dlaczego z nim , Amanda? 
Ona popatrzyła na niego z wyrzutem. 
- Bo przy najmniej dzięki niemu mam Mickey'a. 
Wyminęła go i powiedziała do mnie.
- Chodź Rain..przedstawię ci mojego synka.
Spojrzałam na Duffa i pokręciłam z nie dowierzaniem głową. Odwróciłam się i weszłam do salonu za Amandą.

***

Mijały godziny. Co raz bardziej zbliżał się godzina pogrzebu. Duff gdzieś zniknął..nawet nie wiem gdzie poszedł. Poszłam z malutkim Mickeyem na podwórko za rączkę. Chwyciłam piłkę i zaczęliśmy sobie rzucać. W pewnym momencie piłka wpadła zza krzaki i oczywiście ja musiałam po nią iść. Schyliłam się by ominąć ostre gałęzie gdy zobaczyłam Duffa, siedzącego ta wyciętym starym pniu drzewa. Szybko chwyciłam piłkę i podałam ją chłopcu. 
- Poczekaj tu, kochanie ciocia zaraz przyjdzie..- powiedziałam do niego a on grzecznie usiadł na ławce. 
Ponownie przeszłam przez krzaki i podeszłam do Duffa. Uklękłam przez nim i chwyciłam go za dłonie.
- Duff..przestań już..nie bądź na nią zły.Ona nie miała wyjścia .. rozmawiałam z nią..jak zaszła z nim w ciąże to nie miała wyjścia..musiała z nim zostać..- powiedziałam. Duff spojrzał na mnie i powiedział.
- Kurwa..to nie miało tak być...ja po prostu..po prostu wiem że to wszystko moja wina..nie powinienem był jej zostawiać..zawsze z nią dogadywałem się najlepiej..była moją najukochańszą siostrą..a tak najnormalniej w świecie ją tu zostawiłem. 
- Zrobiłeś to co chciałeś, Duff wyjechałeś by spełniać swoje marzenia to nie jest złe. ona nie jest na ciebie zła..tylko postaraj się ją zrozumieć.- mówiłam. 
- Ale ja ją rozumiem tylko..tylko..
- Tylko co ?
- Tylko mam kurwa zjebane poczucie winy..że to wszystko kurwa przeze mnie. To przeze mnie mama umarła ..
- Nic nie jest przez ciebie i zrozum to wreszcie..kurwa..jesteś dorosły i powinieneś to wiedzieć..-nagle Mickey podszedł do nas z piłką w ręce. Spojrzał się na mnie i podał mi piłkę. 
- Ciociu..mama woła ciebie i wujka Duffa ..
Spojrzałam na chłopca a potem na Duffa  ,, on uśmiechnął się do mnie.
- Zostaw ciotkę , ja pójdę.- chwycił malucha za rączkę i poszedł w stronę domu. Wyglądali tak uroczo..dobra bo zaraz się poryczę z tej słodkości. W końcu poszłam za nimi , gdy byliśmy w salonie Amanda powiedziała:
- Musimy jechać, stąd na cmentarz jest jakieś półgodziny drogi..zostawię Mickeya u sąsiadki i będziemy ruszać, dobrze?

***

Pogrzeb mijał tak wolno i uciążliwie. Nigdy nie lubiłam pogrzebów, wszystko jest takie przytłaczające i smutne. Nawet trawa koło grobu jest smutna. Wróciliśmy do domu w takich nastrojach, jakby zaraz miał spaść jakiś meteoryt czy coś w tym stylu. Zaczął padać deszcz, niebo było zachmurzone . 
Amanda kazała nam spać w swojej sypialni. Zajebiście . Duff ma minę jakby za chwilę miał umrzeć. Boję się odezwać, bo wygląda jakby zaraz miał mi przypierdolić. Na pogrzebie doszło do dość nie miłej wymiany zdań między nim a jego starszymi braćmi. Prawie się pobili. Tak mu współczuję, nigdy nie wiedziałam że jest tak wrażliwy..bo chyba nigdy taki nie był. Było już długo po dwudziestej drugiej , a byłam tak zmęczona podróżą że poszłam na górę. Pożegnałam się z Amandą i z Ryanem , który okazał się być całkiem fajnym gościem. Tylko coś mi w nim nie pasowało..Duff już dawno poszedł spać. Weszłam cicho do pokoju i zamknęłam drzwi. Ściągnęłam buty i bluzę położyłam je na fotelu. Zostałam tylko w koszulce z Metallicą i w samych bokserkach. Ledwo stałam na nogach..przez to wszystko zupełnie zapomniałam o moich lekach ..o całej tej pieprzonej chorobie.. odsunęłam kołdrę i weszłam do łóżka. Jest tak cholernie zimno..Duff spał zwrócony w moją stronę. Przyjrzałam się jego niespokojnej twarzy. Tak mu współczuję..kurwa ja współczuje sobie..przecież go kocham..kurwa.
Wyciągnęłam rękę w jego stronę i dotknęłam opuszkami palców jego policzka. Przez moje ciało przeszedł ten sam, powtarzający się dreszcz. Przysunęłam się bliżej niego. Nasze twarze prawie się ze sobą stykały.
- Chcę żebyś wiedział..że..że jesteś dla mnie jedyny, Duff..zawsze byłeś..zawsze będę cię kochać..przepraszam za wszystko..ja po prostu..kocham cię tak mocno..-wyszeptałam. Nagle Duff otworzył zupełnie niezaspane oczy. Zasłoniłam sobie ręką usta. Ja pierdole. 
- Dlaczego to kurwa ukrywałaś?- wyszeptał. Podniosłam się na łokciu . Do oczu natychmiast napłynęły mi łzy. 
- Myślałam że..że..- zaczęłam mówić, ale Duff przerwał mi wpijając się w moje usta. Przerwał dopiero wtedy, kiedy zabrakło i jemu i mi powietrza. Zaczęliśmy się namiętnie całować, nagle po prostu nie wiedząc co robię podniosłam się i usiadłam na nim okrakiem. Chwyciłam jego twarz w dłonie cały czas całując. Duff zaczął błądzić rękami po moich plecach i delikatnie wsunął ją pod zapięcie od stanika. Zwinnie rozpiął go i rzucił na ziemię. Sciągnełam z siebie bluzkę zostając w samych bokserkach. Nasze języki stykały się ze sobą cały czas gdy, zaczęłam ściągać mu koszulkę. W pewnej chwili , opadłam na łózka poddając się mu. Zaczął całować każdy centymetr mojej już nagiej skóry, począwszy od ust do podbrzusza. Duff ponownie przywarł do moich ust i wyszeptał
- Dlaczego dopiero teraz mogę to robić zupełnie legalnie, huh?
Uśmiechnęłam się kusząco i podniosłam się na nim. Teraz to on leżał pode mną. Sciągnełam mu bokserki i wciąż się do niego uśmiechając powiedziałam
- Bo teraz już wiesz..
W tym momencie, Duff agresywnie ściągnął moje pozostałe ubrania i chwycił mnie za biodra, jęknęłam z podniecenia i oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Wszedł we mnie mocno , co wywołało mój krzyk. 
- Cii..myszko..- szepnął mi do ucha Duff. Jego ruchy były szybkie i rytmiczne. Odchyliłam głowę do tyłu, bo przyjemność była tak ogromna że pozostało mi tylko jęczeć z rozkoszy. Całowałam go po szyi i w usta. Boże..kocham go..nareszcie..ile na to czekałam.. w końcu nasze oddechy stawały się co raz szybsze i cięższe. Już nie mogłam, wydałam z siebie stłumiony okrzyk , ale Duff szybko uciszył mnie pocałunkiem. Doszliśmy obydwoje w tym samym momencie. To była najcudowniejsza chwila w moim życiu. Opadliśmy na łózko. Znowu na nim usiadłam. przyjrzałam się jego twarzy, była rozpalona i uśmiechnięta. W oczach miał iskierki podniecenie, więc nie chciałam tego niszczyć. Zaczęłam całować jego umięśniony brzuch. Zjeżdżałam co raz niżej aż w końcu zatrzymałam się nad jego męskością. Po chwili Duff jęknął z rozkoszy. (ja pierdole, nie wierze że to piszę :D) Gdy skończyłam pocałowałam go w usta i opadłam na niego. Kochaliśmy się jeszcze chyba z pięć razy. Za każdym razem było tak samo zajebiście. W końcu gdy już skończyliśmy, leżeliśmy wtuleni w siebie. Duff delikatnie całował moją skroń, cały czas głaszcząc ręką moje plecy. Było mi tak dobrze. 
- Kocham cię..-szepnęłam , wtulona w jego nagi tors. Poczułam że się uśmiecha . 
- Kocham cię..- wyszeptał. Momentalnie zasnęłam, kołysana jego oddechem. 

NIE NO NIE WIERZĘ <3
WSZYSTKO JEST PRZESŁODZONE I WGL..
CHUJOWO I TYLE :(
Dobra z resztą nie ważne. Rain jest z Duffem łiiiiiiiiiiiiiiii *-*
No sorki za błędy i zapraszam do czytania :)

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział XXIV

14 grudzień 1989, hotel w północnej części LA

Obudziłam się dokładnie w takiej samej pozycji w jakiej zasnęłam.
- Dobry wieczór, mała- powiedział i szturchnął mnie w ramię Steven. Spojrzałam w jego stronę. Oczywiście nieodłączny uśmiech na twarzy.
- No i z czego się tak kurwa cieszysz, Adler ?- mruknął, gdzieś z dołu Duff. Podniosłam nogi i zobaczyłam jego twarz. Uśmiechnął się do mnie po czym szybko zasłonił sobie twarz dłonią. Rozejrzałam się po sali. 
Za oknem nadal było ciemno. 
- Która godzina?
- Za piętnaście pierwsza..-  opowiedział,skupiony Steven formując działkę kokainy na stole.
- Która, kurwa? - powiedział z podłogi Duff.
- No..pierwsza..pierwsza..- opowiedział, wyciągając charakterystycznie kącik języka z ust.
- To o której my się najebaliśmy?
- Coś koło 17..
- Ja pierdole..a z wami co raz gorzej- do sali wszedł Axl krzycząc do nas.
Na twarzy miał ogromny uśmiech. Stanął nad naszym stolikiem rozglądając się.
- Z wami to się już nie da pić, o 16 przynieśli wódkę a godzinę później leżeliście pod stołami- powiedział.
- O, przepraszam ale ja nie leżałem- powiedział Steven, nachylając się nad stołem i zatykając palcem jedną dziurkę od nosa. Wciągnął kokainę i odchylił głowę do tyłu.
- Z resztą, whatever ćpuny- zaśmiał się Axl siadając koło mnie.- No, my za dwie godziny mamy lot, wiec dalej musicie sobie radzić sami.
- Jaki kurwa lot?- spytał Duff nadal leżąc na podłodze.
- Normalny, nie? Do Hiszpanii sobie kurwa lecimy, na miesiąc miodowy.- powiedział , zapalając papierosa.
- Co ?- powiedział Duff, wstając z podłogi. Usiadł koło mnie i wyrwał mi papierosa z ust. Zaciągnął się i włożył i go z powrotem.
- No kurwa, chyba nie myśleliście że będę ruchać się z moją żoną w tamtym syfie, dzień po ślubie, co ?
- Ruchaj co chcesz i gdzie chcesz, ale Rose, kurwa! Co z płytą?- powiedział Duff.
- Wszystko jest załatwione...premiera jest 23 stycznia, wszystko gotowe, miśki.
- Przecież zostały jeszcze 4 kawałki do opracowania ..
- Wpadłem na zajebisty pomysł, że wydamy jakby jedna płytę ale podzieloną na dwie części, przez to będzie więcej kasy..no i więcej pracy...ale potem się utargowałem i stawią nam wakacje..jakieś Karaiby czy coś...- mówił nie przerywając Axl. 
- Nic nie mówiłeś...kurwa ..to jest zajebisty pomysł..ale reszta się zgodziła?- zapytał Duff.
- No wczoraj coś tam im bąknąłem, ale nie wiem czy cokolwiek załapali..
- Kiedy na to wpadłeś?
- Nie wiem..dwa dni temu?
Duff uśmiechnął się do niego. Widzę, że mu się to nie spodobało, bo znam go jak własna kieszeń. 
W końcu Axl i Steven poszli i zostałam przy stoliku sama z Duffem.
- Czemu ci się nie podoba ten pomysł?- spytałam go dopalając kolejnego papierosa.
Spojrzał na mnie i rozłożył nogi pod stołem. 
- Bo zrobił to bez naszej wiedzy. - opowiedział.- Tak się po prostu nie robi, Rain albo jesteśmy zespołem albo nie, proste.
- Ale on chce dobrze, Duff..- powiedziałam.
- Wiem, ale mimo wszystko..jesteśmy zespołem..jednością..takie rzeczy powinny być ustalane z całą piątką a nie że on, kurwa przychodzi do nas..i oznajmia że po prostu tak postanowił i że tak ma być..
- No wiem, wiem Duffy- westchnęłam i zdusiłam papierosa w popielniczce.- No nic idę spać i tak wszyscy są najebani...
- Nie idź..może gdzieś pójdziemy, co ? -powiedział cicho Duff. Miał na sobie rozpiętą białą koszule i czarne, skórzane spodnie. Wyglądał na serio..zajebiście. 
- Ale gdzie, ja nawet nie wiem jak daleko od domu jesteśmy..-jęknełam.
- No to chodź...- powiedział i wstał. Ruszyłam za nim.
Wyszliśmy w milczeniu z sali na długi korytarz. 
- Duff, gdzie idziemy ?- spytałam gdy wchodziliśmy po schodach.
- Na dach.-opowiedział. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. 
- Duff, na dworze..jest trochę zimno..wiesz..
- Nie pierdol, Rain..-uciszył mnie i wcisnął przycisk do windy, jednak ta wcale się nie ruszyła.- Co jest kurwa?
- Może się zacięła czy coś?
- Dobra chodź schodami..tylko 15 pięter..- powiedział ciągnąc mnie za rękę.
Na ostatnim piętrze, prawie nie mogłam oddychać. 
- Ppojebało..cię kkurwaa..-wydyszałam. 
- Ja ogólnie jestem pojebany- uśmiechnął się Duff otwierając wielkie drzwi które prowadziły na dach. Moim oczom ukazało się praktycznie całe LA. Otworzyłam usta ze zdziwienia.
Wyszliśmy na zupełną krawędź dachu. W oddali na wzgórzach widniał ogromy napis, który pomimo tego że był pokryty śniegiem co tu zdarza się naprawdę rzadko to świecił tak intensywnie ze aż raził w oczy.
Usiedliśmy na jednym z niskich wentylatorów, leciało z nich ciepłe powietrze wiec zrobiło się tak zajebiście przytulnie.
- Jak się czujesz, Rain?- spytał po dłuższym milczeniu Duff.
- Jakoś tam na pewno..-szepnęłam , opierając głowę o ścianę. 
- Kurwa..nie moge w to uwierzyć..jakby ktoś dziesięć lat temu mi powiedział że Effy wyjdzie za mąż nie za Bacha..to ..to bym nie uwierzył.- powiedział.
- No..oni wtedy tak jakoś ..byli jakby identyczni..każde ich ruchu były takie same..to takie kurwa słodkie..- powiedziałam patrząc na niego. 
- My też byliśmy słodcy..-zaśmiał się cicho Duff.
- Ja nadal jestem słodka, i ty z resztą też !- zaśmiałam się uderzając go zadziornie w ramię.
- Effy Rose, kurwa..-powiedział odwzajemniając uśmiech. Nagle ktoś zawołał nas. Równocześnie się odwróciliśmy.
- My jedziemy, Rain. - powiedziała Effy. Natychmiast wstaliśmy i udaliśmy się w ich stronę. Po jakimś czasie wszyscy staliśmy na dole i patrzyliśmy jak odjeżdża taksówka Effy i Axla. 
- Pojechali, kurwa!-krzyknął Steven.- Czas na dziwki!
- Sam jesteś taka jedna wielka dziwka, Adler- uśmiechnął się do niego slash przytulając go ramieniem. Drugą ręką objął Michelle. Spojrzałam na nich z boku. Slash wydaje się być szczęśliwy. To chyba dobrze prawda?
Nagle z hotelu wypadł Brian i stanąwszy koło mnie i Duffa powiedział.
- Duff, twoja siostra dzwoni..-wydyszał. - Coś z twoją matką..
Natychmiast zerwał się z miejsca i wbiegł do hotelu. Zdezorientowana spojrzałam po wszystkich i pobiegłam za nim.

***

Długo nie mogłam go znaleźć. Szukałam wszędzie. dosłownie wszędzie. W końcu zrezygnowana poszłam do  pokoju. Zastałam w nim Duffa. Całego zapłakanego. nigdy w życiu nie widziałam żeby mężczyzna płakał, a już na pewno nie Duff. Podbiegłam do niego, siedział na łóżku z dłońmi przykrywającymi twarz. 
- Duff, Boże...Duffy, co się stało ?! -wzięłam jego dłonie z twarzy. 
-  Mama..mama ..umarła..- przywarł głową do mojej klatki piersiowej.  Ja pierdole. 
- Duffy, shhh...spokojnie..co się stało ? - szeptałam mu do ucha głaszcząc go po włosach.
- Dzwoniła Amanda..mama miała wylew.. - szepnął.- Po jutrze jest pogrzeb.. w Phoenix ..muszę tam być.
- Będziemy, Duff pojadę z tobą..dobrze ? Ja poprowadzę samochód i pojedziemy..już cicho..- powiedziałam mu. Pamiętam dobrze jego matkę. Była to bardzo opiekuńcza kobieta, bardzo piękna. Zawsze dbała o nich, o Duffa i jego rodzeństwo. No i o mnie. Jak wuja wracał najebany to razem z Caroliną biegłyśmy do McKaganów. U nich zawsze było bezpiecznie. Tam była prawdziwa rodzinna atmosfera. W końcu , Duff zasnął na moich kolanach. Boże jak mi go żal. Długo nie mogłam zasnąć. Chodziłam w kółko po pokoju. Co jakiś czas sprawdzałam czy Duff w ogóle żyje. spał tak mocno że ledwo oddychał. Zza ściany dochodziły mnie jedno znaczne dźwięki udanego związku Slasha i Michelle. Położyłam się na łóżku. 
- Kurwa..-szepnęłam. Długo jeszcze myślałam nad wszystkim. Spojrzałam na zegarek. jest 8 rano..to dlaczego do kurwy nędzy Steven gadał że jest pierwsza? Jutro wieczorem jedziemy do Phoenix. 


Matko jaki chujowy rozdział..krótki i wgl..
co ja tam będę gadać..no to miłego czytania ..sorki za błędy. enjoy :)


wtorek, 13 listopada 2012

Rozdział XXIII

7 grudzień 1989, Los Angeles


Wróciłam do domu. Jestem totalnie wykończona. Ręce mi się trzęsą, jestem cała rozdygotana. Nie wiem dlaczego. Cały czas biorę leki, a jest jeszcze gorzej. Rzuciłam przemoczony płaszcz na ziemię i rzuciłam się w stronę kuchni. Nagle stanęłam jak wryta. Na krześle siedział Bach.
- Co ty tu robisz, Baz?!- wydarłam się podchodząc do niego. On wstał i spojrzał na mnie.
- Przepraszam, ale Effy mnie wpuściła...- nagle poczułam ostry ból w dolnej części brzucha.- Rain, wszystko w porządku..Rain..?! Effy !- wydarł się. Pomógł mi usiąść na krzesło. Poczułam ze robi mi się ciemno przed oczami. Uderzyłam głową o podłogę. 

***


Usłyszałam w oddali jakieś głosy. Były jakby oddalone ode mnie ale słyszałam je wyraźnie. Rozmawiało trzech mężczyzn. Mogłam wyróżnić trzy męskie głosy.
- Mocno jebła głową?- odezwał się pierwszy.
- Nie, złapałem ją ale i tak się uderzyła..co jej jest?
- Ma jakąś anemię..nie wiem..Duff? Gdzie jest Duff?- powiedział ten trzeci.
- Duff wyszedł..- nagle usłyszałam miękki damski głos w oddali pokoju.
- Co on odpierdala?-odezwał się pierwszy mężczyzna.
- Powiedział że to wszystko jego wina i wyszedł, siedzi przed domem..- odezwała się kobieta. Nagle mój wzrok zaczął się wyostrzać, zobaczyłam powoli wątłe zarysy osób które nachylały się na de mną. 
- Ej ludzie! Budzi się!- krzyknął mężczyzna o blond włosach. - Zawołajcie Duffa.
- Duff, budzi się.- krzyknęła dziewczyna której nie widziałam. Nagle coś trzasnęło w oddali i na de mną pojawiła się czwarta osoba. Wyostrzył mi się wzrok i przyjrzałam się twarzy mężczyzn. Stał na de mną Steven, Slash, Bach i niedawno przybyły Duff.
- Rainy...-szepnął Duff i uśmiechnął się do mnie słabo. Nie miałam siły by podnieść głowę z podłogi. Byłam jakby paraliżowana..to chyba nie może być już anemia..co ja się kurwa nawet ruszyć nie mogę?
- Weź.. mnie ..do łóżka..- szepnęłam tak cicho że Duff musiał się nachylić by cokolwiek usłyszeć.
- Już, Rain..już...przepraszam...- powiedział.-Przesuńcie się..
Poczułam że unoszę się na jego ramionach. Wtuliłam głowę w jego pierś. W końcu znalazłam się na łóżku. 
- Ja pierdole..nie mam już siły..- powiedziałam odwracając się na drugi bok. - Nie wytrzymam..może powinnam iść do szpitala..jakiejś kliniki..ja tak nie mogę żyć..
- Rain..przepraszam...za to całe więzienie..nie powinniśmy do ciebie dzwonić..a co jakbyś za kółkiem zasłabła..to moja wina..
- To nie jest twoja wina..ale..ale dlaczego wylądowaliście na tej policji..Duff to były nasze ostatnie pieniądze..mieliście nagrywać..- mówiłam. 
Usiadł koło mnie.
- Wiem...ale ..oni chcieli się najebać..Axl zaprzeczał..ale i tak poszliśmy..potem w klubie zjawiła się Carolina..i ..
- Ko się kurwa zjawił?
- Steven zaprosił ją do studia..kazałem jej spierdalać..ale  się wkurwił..ona chciała żebyśmy zaprowadzili ją do ciebie..ale powiedziałem znowu że ma spierdalać..był z nią jakiś gościu i mi wpierdolił..i Slash mu jebnął..no i wywiązała się bójka..i tak wezwali gliny..i mniej więcęj tak to było..
Wytrzeszczyłam oczy. Dopiero teraz zobaczyłam że ma popuchnięte oko. Dotknęłam spuchnięte miejsce opuszkami palców. Zmrużyłam oczy.
- Jeśli ona się tu zjawi..albo jak Steve, ją tu przy prowadzi..to..-powiedziałam cały czas dotykając powieki Duffa.
- Steven z nią zerwał, powiedział że ma spierdalać..ale ona i tak może tu przyjść..porozmawiać z tobą..
Westchnęłam i poklepałam miejsce obok siebie. Nakryłam się kołdrą .
- Wykończę się z tobą..- uśmiechnęłam się pod nosem. Duff położył się tak że jego głowa była na wysokości mojej. 
- Dlaczego ty jesteś taka zimna w stosunku do mnie..Rain? 
Zamurowało mnie.
- Zimna?
- Dlaczego w ogóle chciałaś się ze mną przespać?- spytał, wciąż patrząc mi w oczy.
Otworzyłam szerzej oczy. Nie miałam pojęcia co mam mu opowiedzieć.
- Ja..- szepnęłam.
- Widzisz Rain? Jestem dla ciebie cały czas. Robię wszystko żebyś była szczęśliwa. Nie ćpam tyle, nie pije aż tak bardzo..Rain...powiedz mi bo ja nie rozumiem...kim ja dla ciebie jestem?- powiedział. 
Podniosłam się na łokciu. Nie wiem, co mam mu powiedzieć, kurwa.
- Duff..ja..-w oczach zaczęły mi się zbierać łzy. - Proszę cie..nie dzisiaj..
-A kiedy, Rain? Kiedy ?!- podniósł głos.- Ile jeszcze każesz mi na siebie czekać? Powiedz?
Zamarłam. Nie miałam pojęcia..co mam odpowiedzieć. Powiedz mu, Rain. Powiedz mu kurwa.
- Nie wiem, Duff-zaprzeczyłam sama sobie. Nie mam pojęcia dlaczego.
Spojrzał na mnie.
- Tak myślałem..- szepnął i nagle zrzucił kołdrę z siebie i wstał z łóżka.
- Duff..gdzie idziesz?-spytałam błagającym tonem.
- No jak gdzie? Na podłogę. Tam gdzie moje miejsce u ciebie, prawda?- powiedział kładąc się po drugiej stronie łózka na podłodze. Nakrył się kocem i odwrócił się do mnie plecami.
- Kurwa, Duff..- powiedziałam.
- Spierdalaj..- szepnął. Nie jestem na niego zła , zasłużyłam sobie na jego 'spierdalaj'. Tylko dlaczego nie mogę nic powiedzieć? Dlaczego nie powiedziałam mu prawdy?


***


Mijały dni. Duff przestał być taki jak kiedyś. Nadużyłam jego zaufania. Było mi tak cholernie źle. Brakuje mi go. Chodzi spać albo wtedy gdy ja już spię, albo gdy ja jeszcze siedzę na dole. Atmosfera w domu jest napięta bo zostały dwa tygodnie do terminu oddania wszystkich demo, kawałków. Axl chodzi wkurwiony na wszystkich, bo ślub także za tydzień. Ostatnie przygotowania. Denerwuje się chyba bardziej niż oni, bo razem  z Izzy'm jesteśmy świadkowymi. Effy ma przepiękną sukienkę którą razem wybrałyśmy. Jest delikatnie kremowa, bo Effy nie chciała robić kontrastu między rudymi włosami Rose'a a białym kolorem sukienki, o co Axl był na nią obrażony przez 2 dni, ale jakoś to przeżył. Sukienka była naprawdę piękna.
343047696585759727_riclqzc9_c_large

Schowałyśmy ją na strychu w chyba siedmiuset pokrowcach, tak żeby na pewno nic jej się nie stało.
Wybrałyśmy salę weselną, kościół. Wszystko było zapięte na ostatni guzik.

***
13 grudzień 1989
Dzień ślubu

- Proszę księdza, błagam no..-powiedziałam błagalnym tonem, gdy okazało się że Axl nie ma bierzmowania i że ślub nie może się bez tego odbyć.
- Rain, nie możemy , to jest bezprawne..-powiedział ksiądz. Znałam go od wielu lat, więc muszę to załatwić.
- Kurwa, Peter, proszę on się zabije jak nie będzie tego ślubu..
Spojrzał na mnie spod oczu i powiedział.
- Dobra, kurwa też jestem człowiekiem. 
Kocham tego gościa. Jest księdzem, kocha Boga..blablabla ale i tak jest zajebistym człowiekiem.
 Wyściskałam go i poszłam do pokoju gdzie była Effy. 
- No i co miśku? Gotowa?- spytałam ją delikatnie się do niej uśmiechając. Spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.
- Nie, nie idę tam..-powiedziała. - Przecież ja nie dojdę nawet do ołtarza..nie na tych nogach...kurwa..mam wszystko jak z waty.
- Effy, już grają..tego marsza..czy jak to tam...- do pokoju zajrzał Duff. Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Effy to zobaczyła i skarciła mnie spojrzeniem.
- Wy macie porozmawiać, a ja idę przed kościół do taty- powiedziała i wyszła.
Zostaliśmy sami.
- Rain..-Duff podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.- Przepraszam..
Uśmiechnęłam się do niego i odwzajemniłam jego uścisk. 
- Duff..nie rób tego nigdy więcej..brakowało mi ciebie przez ten tydzień..- zaśmiałam się. Zmierzył mnie wzrokiem.
- Ślicznie wyglądasz..-powiedział patrząc na moja czarną, obcisła skórzana sukienkę i czarne szpilki.
(buty wyglądały mniej więcej tak *-*) 


164662930095815125_5vzfhafg_c_large

Pomimo moich protestów, bo od początku chciałam ubrać Converse'y.
- Dobra, wiem wyglądam jak jakiś pustak, ale ty też tak wyglądasz..-spojrzałam na niego. 
- Kurwa..wiem..żenada..- jęknął i razem spojrzeliśmy w lustro. Po chwili do pokoju wparował Axl.
- Kurwa jego jebana mać..kurwa..Rain..ratuj..nigdy tak nie srałem z nerwów..- podszedł do mnie i o mało co a  wyjebał by się o wystający róg dywanu. 
- Bo się kurwa zabijesz ..- mruknął Duff wychodząc z pokoju. Wyjrzał zza drzwi..-Rose, twoja mama..
Axl zbladł i szybko wyszedł z pokoju. 
Zostałam sama, ale szybko dołączył do mnie Izzy. Czekaliśmy na znak od organisty.
- Kurwa..będę miał bardziej od jebany ślub..- mruknął Stradlin patrząc podejrzliwie na metkę na swoim garniturze,które kazała mu i niewątpliwie kupiła Effy. 
Wybuchnęłam śmiechem i szybko spoważniałam,bo organista w końcu dał znak by wejść do kościoła.

***

Po krótkim gadaniu, wreszcie naszedł czas na przysięgę. Wziąłem dłoń mojej brunetki w dłonie i delikatnie uśmiechnąłem sie do niej.
W końcu powiedziałem wyczekiwane przeze mnie słowa:
- Tak, chcę.
Spojrzałem jej w oczy. Była taka piękna. Włosy opadały jej na ramiona, a twarz była taka promienna i inna niż zwykle. Otworzyła usta i powiedziała:
- Tak, chcę. 
Nie czekając na dalszą gadaninę księdza, rzuciłem się na nią całując ją zachłannie. Spadł jej welon, Rain zerwała się z miejsca i podnosząc go szepnęła do mnie:
- Pojebało, cię kurwa? 
Wybuchnęliśmy śmiechem i cały kościół aż się zatrząsł od braw. 
- No tak..to ogłaszam was mężem i żoną- zaśmiał się Peter. Podeszła do nas Rainy i Keira, za nim stanęła Michelle z Duffem i slashem, na końcu Steven z bukietem kwiatów większym od jego kurwa samego. Wszyscy się uciskaliśmy.
- Koniec ruchania dziwek, Rose!- wydarł się na cały kościół Slash. Przytuliłem się do niego
- Kurwa..kocham cię..- Slashowi wypadł papieros z ust po czym zakrztusił się dymem. Nagle dołączył do nas także Duff , Steven i Izzy. Staliśmy na środku kościoła i po prostu się przytulaliśmy. Jak banda nie wyżytych pedałów.
- Dobra, spierdalać ..- jęknąłem. 
Uściskaliśmy się jeszcze ze wszystkimi i wyszliśmy przed kościół. 
Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do jakiegoś hotelu, gdzie miało się odbyć wesele.

***

- Jjja..ppierdolee...jestem..nnnajebany jak stodoła..- mruknął Slash ledwo słyszalnie z nad kurtyny włosów.
- Też bym chciała..- opowiedziałam. Siedzieliśmy przy stoliku. Na dworze padał śnieg. Siedzieliśmy w sali. Dosyć ładna. Jestem tak znudzona..a nie mogę nic pic. Wszyscy są najebani. Bach śpi mi na ramieniu. Duff leży gdzieś w nogach. Nie mam pojęcia gdzie jest reszta. Nie wiem nawet gdzie jest Effy, czy Michelle.
- Kkkurwa..gdzie jesst mmmojaaa..- i zasnął. Jedyna osoba z którą mogłam jeszcze pogadać. Dopiłam moją cole i rozejrzałam się po sali. Jakieś dwie pary jeszcze tańczyły. W końcu głowa sama opadła mi i zasnęłam przy stole. 



No ok. 
To jest ten ślub :D
Przepraszam za błędy i enjoy :D <3