wtorek, 25 grudnia 2012

INFORMACJA

Proszę, zapoznajcie się z nowym wydaniem moich "BOHATERÓW"
Czyli zakładka " Postacie"
Wszystko zmienione, mam nadzieje że to nie niczego nie zniszczy :C

Zostawcie komentarz, czy Wam się podoba ! :*


sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział XXXII cz.I



Z góry przepraszam za ten chyba najbardziej chujowy rozdział ever. Przepraszam za brak akcji..i w ogóle. Uhh..DŻIZYSKURWAJAPIERDOLE. No tyle w tym temacie. Sory za błędy :c
Może być mnóstwo błędów, za co na serio przepraszam.


Phoenix 26 lipiec 1972


Mała dziewczynka właśnie bawiła się w salonie, w swoim dużym domu. Jej babcia siedziała obok niej i podawała jej lalki, podczas gdy ona układała je w rządku.
- Kochanie czy twoi przyjaciele też dzisiaj przyjdą?- spytała jej babcia, po czym pogładziła dłonią długie, miękkie ,jasno brązowe włosy.
- Przyjdą..babciu, przyjdą ale chyba tylko Michael bo mama Baz'a kazała mu dzisiaj zostać w domu, a Effy jest chora..- opowiedziała , starszej kobiecie dziewczynka.
- No dobrze..a co zamierzacie dzisiaj robić?
Dziewczynka, położyła lalki na ziemi i wstała otrzepując się. 
- Wiesz, babciu..kocham cię, ale nie mogę ci powiedzieć..
- Rainy..babcia musi wiedzieć co będziecie robić..albo chociaż gdzie!- skarciła ją babcia.
Podeszła do niej i usiadła jej na kolanach.
- Tylko nie mów nic Carolinie, dobrze ? - szepnęła jej na ucho.- Bo, Michael będzie mnie uczył grać na gitarze..
Babcia spojrzała na swoją wnuczkę i włożyła niesforny kosmyk włosów za jej ucho. Przyjrzała się jej twarzy. Jej duże, zielone oczy błyszczały się. Cera była opalona i zaczerwieniona od słońca. Kobieta dobrze wiedziała, że jej ojciec poświęca jej za mało czasu. Od śmierci jej mamy nigdy jej nie przytulił, nie powiedział swojej córce ani jednego miłego słowa. 
- A Michael umie?- spytała po długim namyśle kobieta.
- Pewnie , że umie babciu..- nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Rain szybko podbiegła do drzwi i otworzyła je. Przed nią stanął chłopiec, o dwa lata od niej starszy. O brązowych włosach, jasnej karnacji. Uśmiechnął się do niej.
- Michael !- ucieszyła się dziewczynka i rzuciła mu się na szyję. Chłopiec objął ją rękami i pocałował ją w czoło.
Starsza kobieta przyglądała się tej dwójce. Wiedziała, że się kochają. Pomimo ich wieku, a raczej jego różnicy. Wyglądali jak para. W Michaela było coś takiego że kobieta szczególnie go lubiła. Zawsze dbał o to by małej Rainy nie stała się krzywda. Wiedział, że dziewczynka wiele przeszła i starał się jej okazywać takie uczucie których od swojego ojca nigdy nie dostała. To on właściwie zastępował jej w jakimś sensie jej ojca.
Podeszli do kobiety i usiedli koło niej na kanapie. 
- Babciu zobacz..o jaa..babciu zobacz tą wielką gitarę..- jękneła dziewczynka. 
Duff zarumienił się i spojrzał na kobietę.
- Michael, kto cie nauczył grać? -spytała.
- Brat i tata, na zmianę..- odpowiedział. Mała Rain nie wyciągając gitary z czarnego pokrowca i zaczęła szarpać struny.
- Rain..musisz ją wyjąc najpierw..czekaj..- chłopiec zszedł z kanapy i uklęknął przed dziewczynką. Pomógł jej wyjąc gitarę. Położył ją za ziemi i odwrócił się w stronę Rain.
- Zobacz..ogólnie masz sześć strun..patrz..to te..- dotknął opuszkami palca strun, a te wydały charakterystyczny brzdęk.
Dziewczynka z ogromnym zaciekawieniem, powtórzyła jego czynność. Kobieta zauważyła, że chłopiec przygląda się Rain. Dobrze wiedziała, że pomimo tego iż mają tak mało lat coś jest między nimi. Widziała to w oczach i Rain i Michaela. 
- Idę wam zrobić lemoniadę,dzieci..-westchnęła kobieta, i wstała wychodząc do kuchni. Przymknęła drzwi i zostawiła ich samych...



Los Angeles, 30 grudzień 1989



- Rain?- usłyszałam w oddali głos. - Chcesz coś do jedzenia?
Otworzyłam powoli powieki. Wzrok zaczął mi się wyostrzać. Zdałam sobie sprawę, że to nie był sen. Tylko żywe wspomnienie. Zupełnie realne i rzeczywiste.
Spojrzałam w bok. Zderzyłam się spojrzeniem z Duffem. Długo nie mogłam nic z siebie wydusić, bo cały czas na oczach miałam widok ich dzieciństwa. 
- Wariuję...- szepnęłam. Wyciągnęłam rękę w jego stronę i dotknęłam palcem jego ciepły policzek. 
- Co się stało? -spytał nie pewnie. 
- Nic..cieszę się , że jesteś..- powiedziałam, uśmiechając się do niego szczerze. 
- Wiadomo, że jestem , prawda? Zawszę będę, Rainy..- od powiedział, odwzajemniając uśmiech.
- Gdzie my w końcu jesteśmy?- spytałam odpinając pas.
- W  LA..ale nikogo nie było w domu a nie mieliśmy kluczy więc..kurwa..głodny jestem..pojedziemy sobie do jakiejś odjebanej restauracji? Oo..zamówimy sobie kurwa jebany kawior i krewetki i w końcu się porządnie nawpierdalam..i ty przede wszystkim musisz coś zjeść..
- Całą tą drogę spałam?- spytałam ze zdziwieniem.
- Całą..nie budziłem cię..- odpowiedział, zamykając za sobą drzwi auta.
Podeszliśmy pod budynek "Getty Center Restaurant" i weszliśmy o środka.
- Cooper, mówił że są tu zajebiste kraby..- powiedział Duff. Rzuciłam mu czujne spojrzenie.
- Błagam..nie chce na razie słyszeć nic  o Cooperze, dobrze?
Spojrzał na mnie z boku, ale nic nie od powiedział. Zajęliśmy miejsca , na samym końcu i usiedliśmy bo obu stronach okrągłego stolika. Duff podał mi Menu.
- Kurwa..co to jest?- mruknęłam, patrząc z kartę.- Krab japoński..krab w sosie śmietanowym z marynowanymi ośmiornicami..
- Nie marudź..o ja sobie wezmę te krewetki i jakąś tam sałatkę z ryba czy coś..
- Wezmę chyba tylko wodę..- powiedziałam.
- O nie, kurwa..bierz porządny obiad, bo jak nie to sam ci zaraz coś zamówię..-powiedział ostro.
Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową.
- Nie spinaj, się tak kochaanie!- zamruczałam.- Stres zmniejsza potencje..
Wybuchnął śmiechem i zamknął kartę. 
- Dalij..bierz jakiegoś kurczoka..- powiedział Duff , naśladując brytyjski akcent.
- Nie wychodzi ci cos ten brytyjski, akcent..
- To miał być akcent Slasha jak pierwszy raz się spotkaliśmy..- od powiedział.
Wytrzeszczyłam oczy.
- Slash miał taki akcent?
- No przecież on jest ze Stoke..czy jakoś tak..potem z Londynu..nie wiem..ale miał taki akcent, że za każdym razem jak coś mówił, miałem ochotę mu przypierdolić, serio..-powiedział. 
Przyglądałam się mu z uśmiechem. Jak rzucił dragi, jest zupełnie inny. Cały czas się uśmiecha i coś gada. Zupełnie tak jak kiedyś.
- Co jest mała?- spytał Duff, uśmiechając się nie pewnie. 
- Nic..kurwa czy zawsze o coś musi chodzić?- spytałam. - Weź już lepiej zamów..ja chcę to samo co ty, ok?
Spojrzał na mnie i odgarnął sobie włosy z twarzy.
- Kelner!- krzyknął.
- Duff!- skarciłam go, bo miał ubaw z tego jak ten biedny, młody chłopak z przerażeniem podchodzi do naszego stolika.
- Pisz..- powiedział.- Dwa razy krewetki w tym..no w tym co tam macie..i do tego sałatka grecka z tuńczykiem..
- Duff! Tylko nie z tuńczykiem!
- Za późno mała, bierzesz to co ci każę..tuńczyk jest kurwa zdrowy!- powiedział wysokim tonem. 
- Zaraz ci przypierdole, jak Boga kocham!
- Ale, przecież ty Boga nie kochasz..ty kochasz mnie..ha!- dobra tym mnie zgasił. Pokręciłam z nie dowierzaniem głową, z uśmiechem na twarzy.
- I jeszcze kopsnij nam ..nie mi nie..tylko jej lampkę wina..ja nie pije, wiesz? Byłem na odwyku..dla właśnie tej pani..a dlaczego? 
- Bo mnie koooooooooooooooooochasz!- powiedziałam, śmiejąc się.
- Dokładnie!- powiedział Duff i uśmiechnął się do przerażonego kelnera.- To wszystko.
Chłopak, wyciągnął kartkę i wszystko zanotował. Duff zaczął do mnie mówić, ale ten chłopak cały czas nad nim stał.
- Emm..przepraszam...mogę prosić autograf..obu państwa?- powiedział nieśmiało.
Duff spojrzał na mnie dziwnie.
- Hej, czemu chcesz jej autograf?-spytał uśmiechając się. Wybuchnęłam śmiechem i zdzieliłam go w głowę, leżącym Menu.
- Zaraz dostaniesz wpierdol..ostatni raz!- śmiałam się, grożąc mu palcem.
- No dobra, mały dawaj tam jakąś kartkę.- chłopak podał mu także długopis.- Jak ci tam?
- Jestem Michael..
- O to tak jak ty, kochanie!- za szczebiotałam, chamsko patrząc mu w oczy. 
- Tobie też, mogę przypierdolić..- zagroził.- Hej, może wszyscy razem sobie przypierdolmy, co ?
Cała sala patrzyła teraz tylko na nas. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. 
-Dla..Michaela..mojego ulubionego...kelnera..z pojebanej...restauracji...- pisał na kartce Duff, powtarzając każde słowo na głos.
Zasłoniłam sobie ręką twarz, żeby chodź na chwilę przestać się śmiać.
W końcu chłopak, podłożył też mi kartkę.
- Jej..ale co ja mam ci tu napisać?
- Napisz tak jak ja!- za proponował Duff.
Chwyciłam długopis i napisałam.
 "Dla naprawdę zajebistego kelnera, przepraszam za niego, jest nie wyżyty , Rain Rodriguez, dziewczyna tego pojeba." Dorysowałam jeszcze serduszko i oddałam mu kartkę.
Odszedł i zostawił nas samych.
Duff pieprzył coś bez sensu, przez jeszcze dobre pół godziny. Nie wiem czy tylko nią zgrywał..ale był jakiś taki inny. Nie wiem..może za dużo myślę o tym wszystkim. 
Oparłam łokcie o stół i zasłoniłam dłońmi oczy. Ziewnęłam.
- Jezu..jestem taka wykończona..- jęknęłam.
- Ja też..jeszcze jutro sylwester..Rain mam pytanie..- powiedział cicho. Już wiem o co chodzi.
- Chcesz wiedzieć, czy pozwolę ci jutro wypić.- to nie było pytanie. Raczej mu to tylko uświadomiłam.- Tak, możesz Duff. Chodzi o to żebyś nie ćpał, od początku chodziło o dragi..jutro chyba wszyscy będziemy pić..więc nie widzę przeszkód..byle byś nie wziął żadnych narkotyków..nawet trawki..nic.
- Wiem.- powiedział, biorąc oddech. - Ale obiecaj, że tu też nic nie weźmiesz..- powiedział, z miną zbitego psa.
- Obiecuję.- zaśmiałam się. Kelner podał nam nasze dania i zaczęliśmy jeść. 


***



W końcu wróciliśmy do domu. Spojrzałem na zegarek. 00:52. Kurwa. Nie mam w ogóle poczucia czasu. Muszę sobie kupić jakiś zegarek, albo coś. Musiała tu być jakaś ostra impreza, bo wszyscy spali na podłodze. Trochę mnie to przeraziło, bo jutro sylwester. Nikt nie wytrzeźwieje. Zajebiście. Weszliśmy do pokoju. Rain ściągnęła wszystko, rzucając to za ziemie. Włożyłem szybko wszystko do szafy i poszedłem za nią do łazienki.
- Mogę się pierwsza wykąpać?- spytała zmęczonym głosem. 
- Pewnie, mała.
Zamknęła drzwi za nami i zaczęła się rozbierać. Zostawiła rzeczy na kiblu i weszła pod prysznic. 
Ja też rozebrałem się do gaci i umyłem szybko zęby. Usiadłem na kiblu, wprost naprzeciwko prysznicu. 
Szyba była zupełnie przejrzysta, więc mogłem się jej przyglądać. Kurwa. Jest taka piękna. Pamiętam ja z czasów, jak byliśmy zupełnie mali..potem jak trochę starsi..w podstawówce..liceum..o tak..liceum..
- Rain?- spytałem, zapalając papierosa.
- Hmm?- powiedziała cicho, opierając się o ścianę prysznica i patrząc na mnie.
- Właściwie..właściwie czemu my zerwaliśmy, Rain?
Długo milczała. Naprawdę, nie pamiętam powodu. Pewnie byłem wtedy najebany.
- Bo zdradziłeś mnie z Kate.
O kurwa. McKagan, jesteś pojebany.
Kate. Kurwa. Jak mogłem o niej zapomnieć. Przez tą głupią pizdę..zniszczyła wszystko.
- Rain..ale nie będziemy do tego wracać, prawda?
Znowu milczała. 
Wstałem z miejsca i wyrzuciłem papierosa do zlewu. Otworzyłem kabinę prysznicową i wszedłem do niej. To nic, że jestem w gaciach i tak pewnie zaraz je ściągnę. Rain, stała do mnie tyłem. Jej, długie mokre włosy przylegały jej do pleców. Dotknąłem jej ramienia i odwróciłem ja w moją stronę.
- To było dawno temu..- zacząłem mówić, ale przerwała mi pocałunkiem.
- Przecież, już dawno ci wybaczyłam..ona była głupią dziwka..nie , nie wracajmy już to tego..- powiedziała, marszcząc brwi. Delikatnie musnąłem dłonią jej pierś, ale drgnęła po moim dotyku.
- Duff..nie dzisiaj..jestem wykończona..czuje się tak fatalnie..boję się, że o wszystko wróci..kurwa..- przywarła głową do mojej klatki piersiowej. 
- Przepraszam..już..kurwa..przepraszam..może..chodź..położę cię do łóżka..- powiedziałem i szybko zakręciłem wodę. Pomogłem jej wyjść z pod prysznica i okryłem ją ręcznikiem. 
Wytarła się i ubrała w jakieś szorty i moją koszulkę z CB-GB i wyszła z łazienki, zostawiając mnie samego, na środku łazienki. Wszedłem szybko pod prysznic i wykąpałem się. Wyszedłem z łazienki i zobaczyłem , że Rain, leży zwinięta w kłębek. Zgasiłem wszystkie światła i odsłoniłem żaluzje. Do pokoju wpadało światło księżyca i świateł ulicznych. Położyłem się koło Rain, ale jakoś nie chciało mi się spać. Zapaliłem papierosa i zniżyłem się do pozycji leżącej. Odwróciłem się zupełnie na bok przyglądając się jej twarzy. Przypomniały mi się te wszystkie nasze wspólnie spędzone wieczory, ucieczki. Nasze pocałunki, nasz seks. Wszystko było przepełnione taka magią..


Pheonix 4 sierpień 1979


Kurwa. Gdzie ja jestem? Coś zabójczo mocno wpija mi się w dupę. Sięgnąłem ręką i wyciągnąłem to coś. Po dotyku poznałem, że to pałeczki od perkusji. Wzrok zaczął mi się wyostrzać. Jestem w pokoju Rain. Poznałem to tylko i wyłącznie po plakacie Van Helen, na suficie, tuz na de mną.
Podniosłem głowę, powoli przypominając sobie co tu robię. Na podłodze leżała Effy, Kate, Baz i Rain.
Szybko wstałem, uderzając głową o lampę która chamsko zwisała na de mną.
- Kurwa..- jęknąłem siadając z powrotem na łóżko.- Rain..Rain..żyjesz?
Nawet się nie ruszyła. Nie dziwię się. Dlaczego Baz zawsze ma taki towar, że po nim nie ma kurwa opcji by ktoś zupełnie nie odleciał.
Zamknąłem oczy i nagle poczułem jak ktoś z całej siły wskakuje na mój brzuch.
- Jezu..- jęknąłem, bo poczułem jak jelita dosłownie wgniatają mi się w kręgosłup. 
Wskoczyła na mnie jeszcze pijana Rain. Zaczęła mnie całować.
Nie zwracałem uwagi na ból i zacząłem się śmiać i odwzajemnać pocałunki. Pomimo wypitego alkoholu i tak pachniała tak samo. Wanilią. Nie wiem co sprawia, że zawsze czuje o niej ten sam zapach. Zapach wanili.
- Zauważyłeś, że jak się naćpamy to na drugi dzień wszyscy leżą na podłodze tylko nie ty?- spytała ze śmiechem.
- Bo ja umiem brać, nie to co wy- od powiedziałem, przyglądając się jej twarzy z dołu. Jest taka piękna, jej dzikie, błyszczące oczy kontrastują z ciemną cerą. Długie, falowane włosy opadają na ramiona bezwładnie..

- O czym myślisz, Duff?- z rozmyśleń wyrwał mnie cichy szept Rain. 
Zamrugałem parokrotnie, bo zdałem sobie sprawę że nie robiłem tego przez dobre pięć minut. Oczy wyschły mi nie miłosiernie szczypiąc.
- O nas, mała.- odpowiedziałem.
Podniosła się i oparła głowę o ramę łóżka.
- Duff?
- Hmm?
- Pogadajmy o przyszłości, tak dla odmiany..
Przyjąłem taką samą pozycje jak ona.
- Czyli konkretnie o czym?
- No nie wiem.- mówiła, wpatrując się w sufit.
Popatrzyłem na nią. Szukałem w głowie pytań. Nigdy nie rozmyślałem o przyszłości tak na poważnie. 
To nie jest możliwe, nie w tym zespole. Nigdy nie wiadomo, czy jutro będę żyć..to takie słabe.
- Rain..a ty chcesz być ..tak ogólnie..moją żoną?- wypaliłem. 
Gwałtownie spojrzała w moją stronę.
- No jasne.- szepnęła.
- Emm..gdybym ci powiedział..ee..że w najbliższym czasie ci się oświadczę..przyjęła byś to ?
Długo wyczekiwałem jej reakcji.
- No pewnie , że bym przyjęła..kurwa!-rzuciła się w moją stronę i pocałowała mnie mocno w usta.
-Ej..pocałunki zostaw na potem..teraz twoja kolej na nurtujące pytania..
Uśmiechnęła się i opadła z powrotem na swoje miejsce.
-Gdybym ci powiedziała..że..ee..no że jestem w ciąży..co byś zrobił?- powiedziała. Zamarłem.
- Kkurwa..a..a ..a jesteś?- spytałem cicho.
- No niee! Kurwa..Duff! Zjebałeś!- jęknęła.
-No dobra sory..jeszcze raz..- zaśmiałem się, po czym znowu spoważniałem.- Już wtedy, pamiętasz? Dwa miechy temu jak myśleliśmy że zaszłaś..to już wtedy chciałem mieć z tobą dzieci..zawsze Rain..gdybyś była teraz w ciąży..to chyba bym..no lepiej żebyś nie wiedziała...w sumie..- zacząłem się jąkać.
- Skoro, tak to dobra..tak.. Duff? Jestem w.. ciąży..za dwa miesiące zostaniesz ojcem trójki chłopców.- powiedziała z powagą Rain. Ponownie zamarłem. Ale Rain szybko wybuchnęła śmiechem.
- Jebło cię?- powiedziała śmiejąc się.- Kurwa..jakbyś zobaczył swoją minę..
- Dżizys ..nie strasz mnie..ej ale tak na serio jakbym ci jebnął takie trojaczki? Co byśmy zrobili?
- Nic? Wychowywał byś nie jednego Duffiątka tylko trzy Duffiątki, proste, nie?
Nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją w jej ciepłe usta. Przyciągnęła mnie do siebie, po czym zaczęliśmy się namiętnie całować.
- Ej..nie serio dziś nie możemy bo nie brałam tabletek..- jękneła.
- Ale mam gumy!- zachwyciłem się swoją pomysłowością.
- Które są przeterminowane..nie Duff lepiej nie..jeszcze nie czas na trojaczki..- uśmiechnęła się do mnie. 
- Dobra..nie to nie..sam się wyrucham..- powiedziałem cicho.
- To może mam wyjść?- zaśmiała się.
- Pewnie, śmiej się ze mnie..najlepiej..- mówiłem. W końcu przytuliła się do mojej klatki piersiowej i zamilkła.
poczułem że moży mnie sen.
- Idziemy spać?- spytałem, w sumie już prawie zasypiając.
- Mieliśmy gadać o naszych dzieciach, Duff...
- Jutro pogadamy, huh?- szepnąłem.
- A jakby była córka, to jakbyś ją nazwał?- spytała cicho, też już prawie zasypiając.
- Grace.-opowiedziałem bez namysłu. 
-Nadal podoba ci się to imię?
- Zawsze mi się podobało..twoja mama miała tak na imię.
Pocałowała mnie w policzek i znowu położyła głowę na mojej klatce piersiowej.
- Grace McKagan..- szepnęła.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Wyobraziłem sobie jak śliczna musiałaby być ta dziewczynka. 
Po chwili zmożył mnie sen. 

To jest pierwsza część tego jutrzejszego rozdziału..albo pojutrzejszego..nie wiem. ale na pewno kiedyś tam będzie ta druga część. :*
















wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział XXXI

Los Angeles, 29 grudzień 1989


Przepraszam za błędy, ale pisałam na telefonie :c



Te ostatnie dni roku, były dla nas cholernie pracowite. Płyta została wydana w dwudziestu pięciu krajach, z czego prawie na każdej widniała naklejka ochrony rodzicielskiej. Na nasze konta, zostało przelane 2 milony dolarów. Mogliśmy mieć wszystko od statku, po odrzutowce. Krążki schodziły jak ciepłe bułeczki, w zaledwie dwa dni po premierze zostało sprzedane w ilości dziesięciu milionów egzemplarzy. Wytwórnia nie wiedziała co zrobić z pieniędzmi. Czeka nas jeszcze milion wywiadów do Rolling Stone, Heavy Metal i reszty tych komercyjnych gówien. Pomimo tych wszystkich sukcesów, nikt nie za bardzo się cieszy. W domu panuje grobowa atmosfera, nie ma Duff'a i Stevena, od półtora tygodnia siedzą w Ohio, w ośrodku odwykowym. Dzwonili tylko raz, by powiedzieć, że jak wrócą mamy szykować wódkę. Tak..Na pewno wrócą trzeźwi jak chuj o poranku..Brian planuje jakąś wielką trasę koncertową, jeszcze przed tymi wakacjami. Szczerze, to nikomu z nas się nie chcę..ale trzeba. Fani czekają, a koncerty same się nie zrobią. Na razie mamy związane ręce, bez Duff'a i Steve'a możemy co najwyżej sobie palcem w dupie pogrzebać. Siedzimy sobie wszyscy w salonie na kanapie i jemy jakieś indyki. Wczoraj, był u nas Cooper z tą swoją Linda. Dziewczyny ją polubiły, my..nie za bardzo. Alice mówi , że jest niezła w łóżku, ale jest przede wszystkim jego żoną od prawie dziesięciu lat, więc nie wypada tak po prostu jej zdradzić. W sumie racja..
- Rose, podaj mi zapalniczkę..-odezwał się do mnie Izzy, trzymając w ustach papierosa. 
Rzuciłem mu ją na kolana i dopiłem do końca piwo. Spojrzałam na Keire, której brzuch był juz dość mocno zaokrąglony. Ciekawe kiedy ja i Effy zrobimy sobie dzieciaka.
- Keira?- spytałem.
- Hmm?- odpowiedziała, biorąc kęs indyka.
- Gdzie wy będziecie z tym dzieckiem?
Dziewczyna popatrzyła niepewnie na Stradlina, ten zaciągnął się papierosem i rozłożył nogi pod stołem.
- No właśnie..bo my chcieli byśmy powiedzieć, że po nowym roku się wyprowadzamy.
Zapadła cisza, spojrzałem na Slasha, który spojrzał najpierw na mnie a potem na Izziego.
- Ale..w sumie dlaczego?- odezwał się, na co Michelle szturchnęła go w ramię.
- Może dlatego, kurwa ..- powiedział ostro Izzy- Że w marcu rodzi się kurwa nasza córka..i nie będzie mieszkała tutaj..
- Dobrze, Izz przecież my tutaj nie mamy nic do gadania liczy się dobro ..waszej córki..- powiedziała cicho Effy, spuściła wzrok i wbiła go w swoje ręce. Spojrzałem na nią czujnie.
Nachyliłem się nad jej uchem  i szepnąłem.
- Jak pojedziemy..na te wakacje..zrobimy sobie kurwa bliźniaki..dobrze?
Zobaczyłem , że się uśmiecha. Odwzajemniłem uśmiech i klepnąłem ją w udo.
- A macie już dom ?- spytałem.
- Tak..nie daleko..na Beverly Blvd, zupełnie na obrzeżach..- powiedział Stradlin i uśmiechnął się ciepło do Keiry.
- No ..to wreszcie będziemy mieli gdzie imprezować..znaczy ..
- No ale nie od razu...bo dziecko musi swoje pierwsze dni przeżyć w zupełnym spokoju...
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, gdy Izzy zaczął prawić monologi.
- Hej, może od razu napiszmy piosenkę o tym jak przewijać pieluchy, co ?- zaśmiał się Slash.
Izzy rzucił w niego zapalniczką, śmiejąc się.
- Zobaczymy jak twoja będzie w ciąży..
- Kurwa..spierdalaj Stradlin- powiedziała Michelle, rzucając w niego kawałkiem indyka. 
Nagle zadzwonił telefon, Effy spojrzała na mnie, więc szybko ją przepuściłem. Podeszła do telefonu i odebrała, a ci zaczęli się rzucać tym biednym ptakiem.


***


Chwyciłam słuchawkę i przyłożyłam do ucha,
- Halo?
- To ja..-odezwał się cichy głos po drugiej stronie słuchawki.
- Rain...nareszcie..- odetchnęłam z ulgą. Chwyciłam telefon razem z kablem i przeszłam do drugiego pokoju.
- Jak płyta?- spytała.
- No dobrze..ja..Rain..kurwa nie wiem co mam ci powiedzieć, ale chce żebyś tylko wiedziała, że on jest na odwyku od półtora tygodnia, w Ohio , w ośrodku odwykowym św. Magdaleny..jakiś chujowy , ale drogi..prowadzą go sami byli narkomani..no bo Cooper im go polecił..i tak wyszło..dzwonił tylko raz, spytać się czy dzwoniłaś..Steven zaczął gadać, że mamy szykować wódkę..ale to nie ważne..a ty jak się trzymasz?
- Naprawdę jest na tym odwyku?- spytała. 
- Jest..Ostatnio jakoś zbliżył się z Rosem..i jak wczoraj z nim rozmiawał...to Axl kazał mi wyjść z pokoju, żebym nie podsłuchiwała..ale potem i tak wszystko mi powiedział..podobno naprawdę przestał pic..nie ma nawet chęci ..jak wyjechałaś też nie pił, jak poszliśmy do Whiskey został w domu..doceń to Rain..
- Doceniam..kurwa..doceniam..ale..Eff, mogę do niego zadzwonić?
- Możesz..tylko tam są jakieś godziny..czekaj spytam sie Axla.- Axl..chodź tu na chwile..kiedy oni mają te wolne godziny ..między czternastą a piętnastą, nie?
- Nie na odwót..między pietnastą a szesnastą..teraz może zadzwonić..jest wpółdo..
Z powrotem przyłożyłam słuchawke.
- Dzwoń..powiedz, że..Rose idź stąd..powiedz mu coś takiego od serca, żeby jakoś wytrzymał..nie wiem cokolwiek..
- Tęsknie za nim..- szepnęła Rain. Zrobiło mi się jej żal, siedzi tak sama..no może jest Mandy...ale ona nie zrozumie jej tak jak..chociażby ja.
- Powiedz mu to..
- Powiem..dobra, daj mi numer..
- Pisz..25 478 57 taki jest chyba kierunkowy do Ohio..nie wiem..Axl, 25 to kierunkowy do Ohio? Tak, to jest to..no zadzwoń..i wybacz mu, Rain on już więcej nie wytrzyma..
- Ja też, już więcej nie wytrzymam..- powiedziała cicho. Miałam wrażenie , że jak to mówiła, płakała..ale może..
- Rain..płaczesz?- za późno, rozłączyła się.


***


Usiadłam na brzegu łóżka. Chwyciłam telefon, i połączyłam go na kolanach. Długo gapiłam się na karteczkę, na której widniał numer do Duffa. Po co właściwie było mi to wszystko..to całe rozstanie..przez ten tydzień zachowywałam się jak zombie..prawie nie jadłam..nie piłam..no może tylko wino. No właśnie, czepiam się jego, a sama topię smutki w alkoholu..kurwa jestem taka niesprawiedliwa..nie pomyślałam..że może być powód tego jego zachowania..nie no , kurwa..nie powiedział by mi że mam spierdalać..nie Duff..dobra..wybrałam numer i przyłożyłam podłóżną słuchawkę do ucha. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci i nic..może to nie jest numer do jego pokoju..kurwa..
- Co?- mruknął Duff po drugiej stronie słuchawki. Na dzwięk jego głosu, przeszedł mnie dreszcz. Nie za bardzo wiedziałam co mam mu powiedzieć..Jego głos wydawał się być taki nieobecny..zachrypnięty..jakbym dopiero co go wyrwała z jakiegoś transu, albo snu.
- Duff..-szepnęłam. Po drugiej stronie była zupełna cisza. Wstrzymałam oddech, by móc cokolwiek usłyszeć.
- Rain..- szepnął Duff, dmuchając powietrzem w słuchawkę. Westchnął.
Wiedziałam co mam powiedzieć dalej..ale zabrakło mi języka w gębie. 
- Tęsknie za tobą..- w końcu się odezwałam, mówiąc już trochę głośniej.- Tak bardzo cię przepraszam..
- Rainy, maleńka..Boże..to ja przepraszam..- szeptał.- Wybacz mi..tak bardzo cię kocham..pozwól mi to jakoś naprawić..jestem teraz na odwyku..robię to dla ciebie..wybacz mi..proszę..
Poczułam na moich policzkach łzy.
- Przyjedź tutaj..nie wytrzymam dłużej bez ciebie..jestem tu zupełnie sama..ten Ryan..pobił Mandy tak mocno..ja się boję, bo na mnie też podniósł rękę..od wczoraj, go nie ma ..Amanda jest w szpitalu..a ja zostałam tu sama z Mickeyem..Duff..jak on tu wróci..
- Rain..już jadę..potem dokończę odwyk..będe za kilka godzin..stąd nie jest daleko do Pheonix..juz jadę, maleńka..nie bój się..- i się rozłączył.
Opadłam na łóżko, z trudem powstrzymując łzy. 
- Ciociu..boję się tatusia..nie chcę żeby przyjeżdżał...niech przyjedzie wujek Duff i nas stąd zabierze. mnie i mamę..- powiedział Mickey, który właśnie wszedł do pokoju.
Wyciągnęłam ku niemu ręce. Podszedł do mnie i wtulił się w mój brzuch.
- Będziemy tu z tobą, dopóki mama nie wyzdrowieje ..a potem..zobaczymy, kochanie..a teraz chodź na dół, zrobię ci obiadek, dobrze?


***



Na szczęście pozwolili mi dokończyć kiedy indziej ten cały odwyk, ale Steve musiał zostać. Wsiadłem w auto i ruszyłem w drogę. Nie jest źle, jak dobrze pójdzie pojadę tylko dwie godziny..i już będę z Rain.
Napierdolę temu Ryanowi, jak Boga kocham..w sumie nie kocham..ale..moja biedna Mandy..zabieram ją stąd..zadzwonie do Kristin i weźmie ją do tego swojego Nowego Jorku..
Po dwóch godzinach, mijałem juz pierwsze ulice Phoenix. Zastanawiałem się jaka będzie reakcja Rain...gdy mnie zobaczy. Rozstaliśmy się przecież w takiej chujowej sytuacji..
W końcu dojechałem pod dom. Światło paliło się tylko w salonie. Zaparkowałem auto i podszedłem cicho do jednego z okien. W środku, na dywanie tańczyła Rain trzymając na rekach małego Mickeya. Zaśmiałem się na sam widok. Miała na sobie tylko krótkie spodenki i czarną bluzkę..chyba z Sex Pistols..chłopczyk cieszył się jak opętany, podskakując w jej ramionach. W pokoju, z gramofonu leciało  the Beatles..jakaś szybka piosenka..nie mogłem usłyszeć jaka..podszedłem do drzwi i zadzwoniłem. Muzyka ucichła. Usłyszałem szybkie kroki i drzwi się otworzyły.


***


Otworzyłam powoli drzwi. Przede mną stał Duff, ubrany w szare rurki, koszulkę z napisem " SLUT" i czarna, skórzaną kamizelkę. Zmierzył mnie wzrokiem, wstrzymując oddech. Właściwie wiem, że to powinno być romantyczne i w ogóle, ale teraz w ogóle mnie to nie obchodziło. W jednek chwili rzuciłam mu sie na szyje, wskoczyłam mu na biodra. Szybko mnie chwycił, podsadzając wyżej. Objęłam rękami jego szyję i zaczęłam zachłannie całować. Każdy centymetr jego twarzy, kończąc na jego ciepłych ustach. Plecami popchnął drzwi , by się zamknęły i poszedł do przodu, nie odrywając sie od moich ust. Oderwałam się od niego tylko na chwilę, by powiedzieć Mickeyowi by poszedł obejrzec bajke. Przeszliśmy do kuchni. Zeszłam z Duffa i podbiegłam do drzwi by je zamknąć, zgasiłam świało. Duff stanął przy kuchennym blacie. Wskoczyłam na niego, on obrócił mnie tak, że teraz ja siedziałam na blacie. Oplotłam nogami jego biodra. Duff , muskał językiem moją szyję. 
- Kurwa..- jęknęłam, biorąc oddech.- Nigdy więcej mi tego nie rób..
Uśmiechnął się i włożył ręcę pod moją bluzkę, dotykając moich piersi. Jęknęłam szybko i zrzuciłam z blatu jakieś zbędne rzeczy..położyłam się i poddałam mu zupełnie. Ściągnął moją bluzkę, zrzucając ją na podłogę, to samo zrobił z moimi spodenkami. Całował mój brzuch, zjerzdzając co raz niżej. Zatrzymał się nad moją kobiecością, i znowu wrócił do moich ust wtapiając w nie swój język.
Jedną ręką, przejechał bo moim biodrze zjerzdzając na udo. Podciągnął moją nogę.
- Teraz twoja kolej..- wymruczał mi do ucha. Podniosłam się i nie wiele mówiąc rozpięłam jego spodnie..i wszystko co pod nimi. Staliśmy zupełnie nadzy. Znowu położyłam sie na blacie, Duff przywarł do mnie całym ciałem i pocałował moje usta. 
- No dalej..Duff..- jeknęłam. Nie potrzebnie, bo własnie zrobił to na co czekałam. Wypuściłam z siebie głośno powietrze..Jezu jakby teraz wszedł Mickey..Duff poruszał biodrami bardzo szybko, sprawiając , że krzyczałam coraz głośniej. Całował mnie po szyi, głaskając po włosach. W końcu powoli czułam, że dochodzę.
- Jezu..- jęknęłam głośno. Oparł głowę o moje ramię, szybko oddychając.
Po chwili nasze oddechy były coraz wolniejsze.
- Jeszcze raz, Duff..- mruknęłam mu do ucha. Podniósł moje nagie ciało i przeniósł, na kanapę która stała w rogu kuchni. Położył mnie na niej i zaczął całować mój brzuch. Zjechał na sam dół, sprawiając że zaczęłam krzyczeć. Zaczęłam głaskać jego włosy, co jakiś czas jęcząc i wyginając się w łuk.
Podniósł się, znowu sięgając do moich ust. Zmieniłam pozycję, teraz ja na nim siedziałam, całując jego ciepłe wargi.
- Jesteś niesamowita..- jęknął Duff, gdy tym razem ja skończyłam robić mu przyjemność.
Opadłam obok niego na kanapie. Światło było zgaszone, a przez okno wpadało wieczorne światło księżyca. 


                                                                       ***


Spojrzałem w bok na moją , nagą Rain. Jest najcudowniejszą kobietą na świecie. Wyciągnałem paczkę papierosów. Zapaliłem jednego, przytulając ją do siebie. Podałem jej do ust papierosa. Przekręciła się się i usiadła na mnie okrakiem, ubierając wcześniej moją koszulkę . Wyglądała tak pięknie w długiej koszulce z napisem "SLUT", z rozrzuconymi , bezwładnie włosami. Zaciągnęła się papierosem, odchyliła głowę do tyłu i wypuściła dy z ust. Przybliżyłem ją bardziej do siebie.
- Jesteś podniecająca jak palisz, wiesz?- szepnąłem. Zobaczyłem na jej twarzy kuszący uśmiech. 
- Ty też. -mrukneła, nachylając się nade mną. Jej włosy łaskotały mnie po twarzy. Znowu pocałowała moje usta, splatając nasze języki. Całowalismy się tak jak kiedyś, jak zwykłe dzieciaki którym się to podoba. W koncu oderwała się ode mnie i podała mi papierosa.
- Boże, tak bardzo cię kocham..- szepneła, opierając się o moją klatkę piersiową. Dłonią gładziłem jej zgrabne pośladki. 
- Też cię kocham, Rain.- powiedziałem, ponownie zaciągając sie papierosem. - Ale przygniatasz mi mojego przyjaciela..
Rain zaśmiała się i szybko wstała.
- Idę zobaczyć, co z Mickeyem..
- Ej, no jaja sobie robisz? Kurwa..właśnie miałem ci ściągnąć tą bluzkę..
Wybuchnęła śmiechem i rzuciła w moją stronę moje gacie.
- Zakładaj i nie marudź.
I wyszła z kuchni, zapalając mi świało.
Szybko się ubrałem i poszedłem do salonu. Kurwa. Zapomniałem o tej biednej Mandy.
Usiadłem na kanapie i spojrzałem na Rain, która zbierała zabawki Mickeya. Miała na sobie tylko tą koszulkę..więc gdy się schyliła było jej widac..dosłownie wszystko. Nic, nie mówiłem tylko cały czas mierzyłem ją wzrokiem.
- Wujku, słuchasz mnie?- szturchał mnie w ramię Mickey, musiałem odwrócić wzrok od Rain. 
- Tak?
- Zabierzesz mnie  i mamusię stąd? - spytał cicho. Rain przestała zbierać zabawki i usiała koło mnie.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Przecież nie zabiorę jej do nas..zadzwonie chyba do tej Kristin.
- Nie wiem, kochanie..jutro porozmawiamy, a teraz dokończ bajkę potem pójdę cię uśpić, dobrze?- powiedziałem do niego. Rain, nie odrywała ode mnie wzroku. 
- Misiu, chodź na chwilę do kuchni..- powiedziałem do Rain nachylając się nade nią Wstaliśmy i weszliśmy do kuchni.
- Bo Mandy..jak wtedy przyjechaliśmy na pogrzeb mamy ..powiedziała mi , że jakby cokolwiek sie stało to ona ma gdzie iść bo Kristin..pamiętasz ją?
- To..ta średnia siostra tak?- odpowiedziała niepewnie
- Tak.., że Kristin ją przyjmię..mieszka w Nowym jorku..
- No to zadzwoń do niej i spytaj..nie pozwolę, by wrócił tu ten Ryan...- powiedziała. Podniosła z ziemi swoje majtki i szybko je ubrała. Ściągnęła moją koszulkę, zapinając sobie stanik. Rzuciła nią we mnie , a sama ubrała swoją z Sex Pistols. 
Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer do Kristin, odebrała po pierwszym sygnale.
- Halo..- powiedziała.
- Emm..Cześć Kristin, to ja Michael..- powiedziałem czekając na jej reakcje.
Długo milczała.
- To ty jeszcze żyjesz?- powiedziała ironicznie. Kurwa..nigdy jej nie lubiłem.
- No jak widać..słuchaj..Ryan ją pobił..jest w szpitalu..moja..moja dziewczyna tu była jak to się stało, ją też chciał ale sie obroniła, wezwała karetkę i mowi że Mandy jest w szpitalu na ..gdzie?- spytałem Rainy.
- Na rogu piędziesiątej..- odpowiedziała, patrząc na mnie czujnie.
- Na rogu piędziesiątej..przyjedź Kristin..i weź ją do siebie..
- Czekaj..ta twoja dziewczyna to..to Rain?- spytała.
- Tak..to Rain..
- Jezu..daj mi ją do telefonu..
Podałem jej słuchawkę i zacząłem słuchać.
- Tak?- powiedziała Rain. Kristin długo coś mówiła.
- Jak weszłam, to on właśnie wybiegał z domu..nawet go nie zatrzymywałam..bo wiedziałam juz o co chodzi..wzięłam Mickeya i znalazłam ją w sypialni..zadzwoniłam szybko i przyjechali. Wzięli ją..
Patrzyłem na jej niespokojną twarz. 
- Dobrze..yhym..tak..przeciez wiesz, że go kocham..nie chciałabym, żeby mu się cos stało..dobrze przywieziemy go..za godzine..dobrze..cześć.- odłożyła słuchawkę i usiadła na krzesle.
- I co ?- spytałem.
- Mamy go przywieść za godzinę za lotnisko..ona będzie tam czekała..Mandy jest już u niej..znaczy..wiesz że Kristin,redaktorką naczelną Vogue'a? Załatwiła szpitalny odrzutowiec, kurwa..i wzięła dziś rano Mandy do siebie..
- Wzięła ją?
- No tak..za godzinę będzie na lotnisku tu, w Phoenix..mamy tam czekac z Mickeyem...mamy też zamknąć dom..będzie sprzedany..
Opadłem na krzesło. 
- No..także tego..- powiedziała cicho Rain, patrząc na małego Mickeya.- Kochanie, chodź tu na chwilę, do cioci.
Chłopiec szybko przyszedł, a Rain wzięła go na kolana.
- Posłuchaj, mamusia jest u cioci Kristin,więc będziesz musiał do niej jechać, wiesz? Ciocia i wujek Duff odwiozą cie tam, gdzie sa takie duże samoloty, dobrze?
Chłopiec spojrzał na nas i uśmiechnął się.
- Nie będzie już tatusia?
- Nie będzie.- powiedziała, uśmiechając się do niego.
- No to jadę..- powiedział i wziął ze swojego krzesła mały plecaczek. 
Rain popatrzyła na mnie i wysłała mi całusa, układając usta w dzióbek i charaktery stycznie cmokając.


***

- Daj w razie czego swój adres, Kris..- powiedział Duff do swojej siostry która nachylała się nad Mickeyem.
Podała mu swoja wizytówkę, 
-Zawsze znajdziecie mnie w redakcji..Rain chyba wiesz, gdzie jest prawda?
Pokiwałam głową z uśmiechem.
- No..dobra Mickey pożegnaj się z ciocią i wujkiem..zobaczysz ich pewnie za 20 lat..jak będą żyć..oczywiście..- spojrzała na nas niepewnie. 
Mickey przywarł do mnie.
- Kochanie, bądź dzielny, dobrze? Ciocia bardzo cię kocha..- Duff ukląkł koło mnie i także chwycił Mickeya.
- Wujek też, cię kocha mały !- potarmosił mu włosy i uśmiechnął sie.
Po chwili patrzyliśmy jak odchodzą w strone odprawy.
Wróciliśmy do auta.

Duff:

- Ty też czujesz się teraz dziwnie?- spytała Rain, gdy już siedzieliśmy w aucie. Obejmowała rękami nogi. Spojrzałem w jej stronę.
- Dlaczego?
- No nie wiem..ten mały naprawdę jest zajebisty..
- W każdej chwili, sami możemy sobie zrobić takiego Mickeya, Rain...- powiedziałem, wjeżdżając na autostradę. 
- Wiem..- powiedziała cicho. O-o powiedziałes coś nie tak McKagan..
- Rain..coś nie tak?
Popatrzyła na mnie, po czym spotkawszy się z moim spojrzeniem nachyliła sie nad radiem i włączyła Led Zeppelin. 
Nie chciałem ciagnąć tematu, ale o coś chodziło bo widziałem to w jej oczach. 
Jak wrócimy do LA, jadę z Rose'm kupić pierścionek. 

Żygam tęczą, za słodko..stanowczo za słodko..ale cóż :c



poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rozdział XXX

Wybaczcie, że tak długo :c
O to ' XXX' rozdział haha :D
Przepraszam za błędy, Enjoy.
W ogóle jaram się, bo przyszły biletki na Slash'a + dostałam wreszcie gitare..będę mogła w końcu zacząć sie uczyć :D
JUTRO NOWY :)
Na stówkę, bo jestem chora i zostaje na chacie xd


Los Angeles 25 grudzień 1989



W końcu zatrzymałam się i podniosłam rękę by zatrzymać jakąś taksówkę. Gdy się zatrzymała szybko wsiadłam i zamknęłam za sobą drzwi. Otarłam sobię wierzchem dłoni zaschnięte łzy. Taksówkarz spojrzał na mnie czujnie, i spytał.
- Gdzie jedziemy?
- Na lotnisko.- opowiedziałam krótko, patrząc w okno.
- To będzie więcej niż 70 dolców, wiesz?
- Mam to w dupie.- odparłam krótko.
Taksówkarz ruszył przez zatłoczone ulice. Cały czas po głowie krążyły mi słowa które wy powiedział do mnie Duff.
- Ty jesteś Rain?- z zamyśleń wyrwał mnie kierowca.
Popatrzyłam na niego od tyłu.
- Skąd wiesz?
- W zeszłym tygodniu wiozłem czwórkę nawalonych gości..to był jakiś zespół..ta trójka z tyłu była najbardziej nawalona..ten z przodu na moich oczach wciągał coś...ale mniejsza.- zaczął mówić.- No i jeden z nich..siedział zupełnie tam gdzie ty..zaczął do mnie gadać..powiedział, że ma na imię Michael i że mama mu umarła..powiedziałem mu, że ma się odpierdolić , bo nie mogę się skupić na jeździe..ale on  nie słuchał..potem powiedział, że jednak jest Duff..zaczął mi opowiadać o swojej dziewczynie..mówił, że jakby mógł oddał by za nią życie..wydawał się być w niej na maksa zakochany..jak o niej mówił zmieniał mu się głos..pokazał mi jej zdjęcie..i jeśli pamięć mnie nie myli..byłaś na nim ty..- skończył opowiadać.
Patrzyłam się tępo w jego stronę, nie wiedząc co powiedzieć.
-  No tak..to ja..- w końcu odpowiedziałam.
Taksówkarz przyjrzał mi się w lusterku.
- Czy to przez niego płakałaś ?
- Tak.- odpowiedziałam prosto.- Mogę zapalić papierosa?
- Możesz.
Otworzyłam okno i zapaliłam papierosa.
- On naprawdę cię kocha..- powiedział mężczyzna.
- No i co z tego, że mnie kocha? Co mi to da jeśli właśnie od niego , usłyszałam najgorsze słowa jakie chyba można usłyszeć.
Widać, że trochę się speszył moim wybuchem gniewu.
- Powiedział mi coś jeszcze..- odparł cicho kierowca.- Że dla ciebie, rzuciłby to gówno..ale, że najnormalniej w świecie się boi..boi się , że nie będzie sobą jak odstawi dragi..i że wtedy zrani cie.
Spojrzałam na niego, zacisnęłam oczy po poczułam , że zbierają się pod nimi łzy.
Nic mu nie od powiedziałam. Przez resztę drogi paliłam papieros, za papierosem cały czas myśląc o tym co mi powiedział. W końcu wjechaliśmy na lotniskowy parking. Taksówkarz zatrzymał się pod samym wejściem.
- Ile?- rzuciłam w jego stronę.
- Nic. - odparł taksówkarz, uśmiechając się ciepło. - Tylko proszę,cię..ten chłopak naprawdę cię kochał..uwierz mi że wiem co mówię..wiozłem już setki pijanych mężów, chłopaków, kochanków..żaden nie mówił o swojej kobiecie takich słów..zapamiętaj to sobie.
Spojrzałam na niego i powiedziałam ciche.
- Dzięki.- otworzyłam drzwi i szybko wyszłam.
Kurwa..co to w ogóle było. Po chuj się wpierdala, grubas jeden.
Weszłam do budynku. Podeszłam do informacji.
- Są wolne bilety do Phoenix?- spytałam, jakiejś tępej laski.
- Są..w ostatniej chwili..- podała mi jeden bilet.
Udałam się na odprawę, po dwudziestu minutach siedziałam juz na pokładzie samolotu.
- Przepraszam, mogę skorzystać z telefonu?- spytałam stewardessę. Wskazała mi telefon i podeszłam w jego stronę.
Długo wahałam się, ale w końcu wykręciłam numer do domu. W duchu modliłam się, żeby odebrała Effy.
- Rainy?- odezwała się na szczęście ona, po drugiej stronie słuchawki.
- Nie.- powiedziałam ironicznie.- Lece do Amandy, nie dzwońcie..muszę wszystko przemyśleć..powiedz mu..powiedz mu..
- Idzie na odwyk.- powiedziała cicho - Po premierze..razem ze Steve'm.
- To jak narazie..nic nie zmienia..chcę być sama Eff i zrozum mnie.
- Ale ja cie rozumiem, przemyśl wszystko..on jak narazie..no..śpi..
- Dajcie mu rano mięte, rzygał jak kot po tych dragach..- nie wiem dlaczego to mówię.
Effy westchnęła. Nie chciałam dłużej ciągnąć tej rozmowy.
- Kończę, za chwilę startujemy.
- Trzymasz się, Rain?- spytała nie pewnie.
- Nie.- opowiedziałam szczerze i rozłączyłam się.



***


Po jej rozłączeniu odłożyłam słuchawkę.
- I co, jedzie do Mandy? - spytał mnie Axl, siedzący po drugiej stronie łóżka.
- Tak..- westchnęłam i wróciłam na swoją stronę, przykrywając się kołdra.
- Powiedziałaś Duffowi , że jutro od rana jedziemy do studia?
- No powiedziałam, ale nie wiem czy pojedzie..z resztą wiesz jak on..
Axl spojrzał na mnie i zgasił światło. Położył się bliżej mnie, więc przytuliłam się do niego.
Długo milczeliśmy , wpatrując się w ciemność.
- Współczuje mu..nie wiem co bym zrobił jakbyś ty ode mnie odeszła..chociażby na kilka dni..
- Co ma powiedzieć Rain..siedzi teraz tam u Mandy..może ja do niej pojadę, co ?
- Nie..nie jedź, będzie jeszcze gorzej..nie wtrącajmy się, to są ich sprawy..
Nic nie opowiedziałam. Po krótkiej chwili, po prostu zasnęłam.


***


- Proszę zapiąć pasy, za chwilę będziemy lądować..- powiedziała Stewardessa.
Zapięłam się i otarłam wierzchem dłoni, łzy które zaczęły juz powoli zasychać.
Płakałam cały dwugodzinny lot. Bez przerwy. Chyba bardziej zajebiście już być nie może.
W końcu wylądowaliśmy i udałam się na lotnisko, przeszłam powrotna odprawę i poszłam po moją torbę.
Wyszłam na parking. Gdzie mam teraz iść? Co jak Mandy, nie będzie chciała mnie przyjąć?
Wezwałam taksówkę i po półgodzinie byłam już po domem Duff'a. Zobaczyłam w oknie Mandy.
Podeszłam na próg. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich Mandy a za nią mały Mickey.
- Rain? Co ty tu robisz?- jęknęła. Spojrzałam na nich i poczułam, że w oczach zbierają mi się lzzy.- Gdzie Duff?
Rzuciłam się na nią z płaczem. 
Zupełnie zaskoczona Mandy , ledwo co zdążyła się cofnąć.
- Rain...- głaskała mnie po włosach.- Co się stało? Wejdź do domu..Mickey, idź do pokoju..
Poszłyśmy do salonu. Usiadłam na kanapie, wyciągając paczkę papierosów z kieszeni. Zapaliłam jednego i opadłam na kanapę. Spojrzałam szybko na zegarek . Dwudziesta pierwsza..który dzisiaj w ogóle jest? Mandy przyniosła z kuchni dwa kieliszki i butelkę czerwonego wina.
Nalała i podała mi jednego.
- Który dzisiaj jest, Mandy?
- 25, a co ?- spytała nie pewnie. - Co się dzieje,,ale czekaj,.chcesz coś do jedzenia.został mi indyk, jakieś inne..- zaczęła mówić.
- Mogę u ciebie zostać na parę dni? Może tygodni?
Popatrzyła na mnie nie pewnie.
- Oczywiście, że możesz..ale powiedz mi..co się stało..
Opowiedziałam jej zupełnie wszystko. Wypiłyśmy całą butelkę wina i dwie Danielsa. Byłam zupełnie nawalona. Mandy wypiła trochę mniej, bo musiała jeszcze położyć Mickey'a spać. Zaprowadziła mnie do pokoju, w którym ostatnio spałam z Duff'em. Położyłam się do łóżka i momentalnie zasnęłam.


***
Los Angeles
26 grudzień 1989


Otworzyłem oczy.
- Kurwa.- szepnąłem. Spojrzałem w bok, na puste miejsce w łóżku..miejsce gdzie powinna leżeć teraz Rain. Położyłem głowę na jej poduszkę. O nozdrza obił mi się jej charaktery styczny zapach.
- Kurwa..jestem pojebany..- mruknąłem i podniosłem głowę z nad poduszki. Rozejrzałem się po pokoju, jeszcze ciemno, ale chyba już świta. Jeszcze wczoraj ja przytulałem, całowałem, dotykałem jej miekkich włosów..a teraz? Leżę sam na łóżku, użalając się nad sobą. Spojrzałem na zegarek. Szósta rano. I tak za godzinę musielibyśmy wstawać, bo na ósmą do studia. Zwlokłem się z łóżka i poszedłem do łazienki.
Wziąłem prysznic, by zmyć z siebie wszystko, począwszy od pustych emocji.
Zszedłem na dół. Zrobiłem sobie płatki. Zajebiście.
Po pół godzinie, siedzenia na kanapie i gapienia się w sufit do salonu wszedł Slash i Steven.
Zaraz po nich Axl i Izzy. Wyszliśmy w domu i pojechaliśmy do studia. 
Siedzieliśmy chyba dwie godziny nad jebanym początkiem 'Coma'
- Kurwa, Duff wchodzisz po Izzy'm !- wydarł się Axl, zza szyby.- Jebło cie?
Wyjąłem papierosa z ust i rzuciłem go na ziemię. 
- Jeszcze raz, Slash zaczynaj..- powiedział techniczny.
Znowu zaczęliśmy grac. Pomyślałem,o tym ze gdy slash pisał Come, jeszcze nie byłem z Rain. Obsunął mi się palec i akurat wtedy gdy Axl zaczynał śpiewać moja gitara wydała z siebie ciężki, mocny basowy dźwięk.
-KURWA, OCHUJEĆ MOŻNA!!!- darł się Axl. 
Odłożyłem gitarę.
- Pierdol się.- powiedziałem cicho. Podszedłem do drzwi.
- Hej, Duff gdzie idziesz ?- krzyknął za mną Izzy.- Daj spokój..
Zatrzasnąłem za sobą drzwi.

***



- Rose..daj mu spokój widzisz w jakim jest stanie..nagrajmy to sami..potem dodamy jego bas..- powiedziałem, odgarniając włosy z twarzy.
- Slash ma racje..kurwa..nie traćmy czasu..
Axl odłożył słuchawki na studyjny mikrofon i przyszedł do naszego pokoju.
- Pójdę z nim pogadać, a wy grajcie.
Zamknął za sobą drzwi.
- Dobra, Steve..teraz ty..-powiedziałem do Adlera.

***


Nie mogłem do znaleźć, jakiś techniczny powiedział mi że poszedł do studia gdzie kiedyś nagrywali the Ramones. Zapukałem, bo kurwa wypada, nie? ale oczywiście nie od powiedział. Otworzyłem więc drzwi i wszedłem do środka. Duff, siedział na jednym z krzeseł. Pod nogami miał gitarę.



- Duff, naprawdę pedalisz..- podszedłem do niego, wzdychając. Usiadłem na przeciwko niego.- Dlaczego do niej nie pojedziesz, przecież wiesz , że jest u Mandy..jedź..walcz o nią..
Podniósł głowę.
- Rose..czy ty naprawdę nie rozumiesz..że ona dała mi ultimatum..albo idę na odwyk,,albo o de mnie odchodzi..ja się kurwa boję..że ją skrzywdzę, rozumiesz?
- rozumiem..ale jesteś pierdolonym gitarzysta..pierdolonego Guns N' Roses..tobie wszystko wolno..i ja ci to mówię..idź na odwyk..jakiś krótki..nie wiem tydzień..i wróć..i jedź po nią..i mam do ciebie radę, po prostu się jej oświadcz.
Popatrzył na mnie tępo.
- Po tym wszystkim? Nie zgodzi się..- uderzyłem go z otwartej dłoni w ten jego biały łeb.
- Tu się jebnij..kochasz ją, McKagan?
- W chuj ją kocham..
- Chcesz mieć z nia dzieci? Zamieszkać z nia..nie wiem co kurwa jeszcze..to walcz już nie dla siebie..tylko dla niej !- powiedziałem do niego. 
Uśmiechnął się słabo.
- Przez to wszystko..nie chcę mi się ani chlać, ani pic..może nie będę musiał..
- Oj, uwierz mi będziesz musiał.- zagroziłem mu. 
Zaśmiał się i chwycił gitarę.
Zaczął grać, swoją wersje Comy.
- Chcesz zagrać tutaj, bez tych pojebów?- spytał cicho.
- Było by lepiej..-od powiedział.
Chwyciłem mikrofon i podłączyłem go do stołu na którym były wszystkie przyrządy do miksowania.
I zaczęliśmy grac, basową wersje Comy.






wtorek, 4 grudnia 2012

Rozdział XXIX

Los Angeles, 24 grudzień 1989


błagam was nie zabijcie mnie za to :c



Pojechałam po Rose'ów na lotnisko. O siódmej ich samolot lądował, więc o osiemnastej wyjechałam z domu. Jechałam przez zatłoczone miasto, patrząc przez siebie. Cały czas "przed oczami" miałam co raz bardziej pogłębiające się uzależnienie Duff'a. Co będzie, kiedy to gówno w końcu go zabije? Jeśli pewnego dnia da sobie w żyłę, popije to wódką i najnormalniej w świecie się nie obudzi? W końcu zaparkowałam auto Izzy'ego pod wejściem i udałam się w stronę hali odlotów. Axl i Effy już czekali. Uściskałam się z nimi, patrząc na ich szczęśliwe, opalone twarze. Pomogłam Axl'owi włożyć walizki do bagażnika. W końcu ruszyliśmy z parkingu. Przez całą drogę Effy nie zamykała się buzia. Cały czas gadała, szczerze w ogóle jej nie słuchałam. 
- Rain, słuchasz mnie?- spytała dziewczyna niepewnie.
Spojrzałam na nią w tylnym lusterku , zupełnie nie obecnym wzrokiem. 
- Tak, tak..jestem po prostu..bardzo zmęczona..- powiedziałam.
- No, no..Duff pewnie nieźle cię tam powyobracał, huh? - zaśmiał się Axl.
Spojrzałam z powrotem na drogę, nic nie mówiąc. Effy wymieniła z rudzielcem spojrzenie i już więcej się nie odzywała. Pewnie ją to uraziło..ale ..jak na razie nie mam głowy do słuchania o pięknym i ciepłym Lloret De Mar. Dojechaliśmy pod dom, po dwugodzinnym staniu w korkach. Jestem koszmarnie wykończona. Znowu jest mi tak samo słabo, jak wtedy. Kurwa..błagam..nie tylko nie znowu ta anemia..nie zniosę tego drugi raz.Weszliśmy do domu i wszyscy zebrali się w salonie by przywitać Rose'ów. Zobaczyłam, że Duff śpi na kanapie z szklanką whiskey w ręku. 
- Kurwa..kto mu dał to Whiskey..- jęknęłam głośno, podchodząc do niego i wyjmując mu szklankę z ręki. Wszyscy rozsiedli się na kanapach. 
-Sam sobie wziął..z resztą nie jest dzieckiem, Rain..jakby nie chciał to by nie pił..-powiedział Slash zapalając papierosa.
- Pojebało cie?-wrzasnęłam.- On się dzisiaj zatruł, ledwo przeżył..jak widzisz że bierze coś to dlaczego po prostu mu nie powiesz, że ma tego nie robić?
- No ciebie chyba do końca posrało..nie będę mu zabierać wódki z przed nosa, pomyśl kurwa!
- Dobra, nie ważne..pozwólcie mu żeby się zaćpał..w końcu od czego ma się przyjaciół..-powiedziałam półszeptem, trzęsącym się głosem. Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Chwyciłam paczkę papierosów leżącą na stole i szybko wyszłam z pokoju, bo czułam że łzy nachodzą mi do oczu.


***



- Co się dzieje, Slash? Co jej jest?- spytałam nerwowo Slasha.
- Eff..kurwa..chodzi o to , że ona myśli że ja może będę temu pojebowi zabierał wódkę i dragi..sam praktykuję tak jak on..więc nie wiem o co jej chodzi..- opowiedział. Duff poruszył nogą i głośno mlasnął. 
Wstałam zostawiając wszystkich i poszłam za Rain.
Weszłam do kuchni i zobaczyłam, że stoi przy oknie z papierosem w ręku i płacze. 
Szybko podeszłam do niej i przytuliłam ja mocno do siebie. Wybuchnęła płaczem, wpuszczając papierosa z reki. Głaskałam ja po jej miękkich włosach, szeptając jej do ucha żeby się uspokoiła.
- Rain, opowiedz mi..co się stało..shh..o co chodzi z tym Duffem?
- No..Eff..kurwa..ja już nie mam siły..on cały czas pije, ćpa..moja choroba znowu wraca..jestem zupełnie wykończona..- zaczęła mówić. Odwróciłam jej głowę, tak by na mnie spojrzała.
Spojrzałam w jej mokre od łez, czerwone i zmęczone oczy.
- Ale..ale przecież..no ty też..-zaczęłam mówić, bo nie rozumiałam o co jej chodzi.- Przecież ty też ćpiesz i pijesz..
- Ale nie tak, Effy !-krzyknęła, łzy znowu napłynęły jej do oczu.- Boje się po prostu, że..że kiedyś weźmie i już się nie obudzi..że zostanę sama, Eff..tego nie boję..
Przytuliłam ją znowu i podniosłam papierosa z ziemi, bo zaczął wypalać dziurę w podłodze.
Podałam jej papierosa i szybko zaciągnęła się.
- Przestań się zadręczać..Rain..to wszystko jakoś się ułoży..przecież wiesz, że on cię kocha..on oddał by za ciebie życie..ja to wiem..dlatego daj mu trochę czasu..zmarła jego mama..może to jest powodem..albo..może..czegoś mi nie mówisz..?- spojrzałam na nią nie pewnie.
Otarła łzy z policzków i spojrzała na mnie. 
- Nie..wszystko jest dobrze..ja po prostu..nie chcę by cokolwiek mu się stało..
- I nie stanie..nic mu nie stanie..się..- wybuchnęłam śmiechem z pomimo powagi całej sytuacji. Rain także. 
- Kurwa..a miało być bez skojarzeń..- jęknęłam.
Rain szybko spoważniała.
- Jutro nagrywamy Axl'a, wie?-spytała.
- Wie, ćwiczył w samolocie..- zaśmiałam się. Jeszcze raz otarłam jej łzy z policzków i uśmiechnęłam się do niej ciepło.
- Już wszystko dobrze?
Popatrzyła mi w oczy.
- Tak.- jednak wiedziałam, że nie jest ok. znam ją na wylot, jej oczy pokazują wszystko. Wystarczy jedno spojrzenie rzucone na nią i już wiem, czy u niej wszystko dobrze.
Wyminęła mnie szybko i wróciła z powrotem do salonu.


***



Weszłam do salonu i podeszłam do nadal śpiącego Duffa, szturchnęłam go w ramię.
- Duff..obudź się..- powiedziałam cicho, ale nawet nie drgnął. Spojrzałam na Axla błagającym tonem.
-WAAAAAAKE UP, IT'S TAAAAAAAME TO DIEEEEEE !!!-wydarł się swoim scenicznym głosem. Duff natychmiast się obudził, zrzucając na ziemie szklankę. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Wszyscy oprócz mnie i Duffa, którego pierwsze spojrzenie po przebudzeniu padło na mnie. Pokręciłam z nie dowierzaniem głową i odwróciłam się i poszłam w stronę schodów. Usłyszałam, że Duff szybko wstaje i idzie w moim kierunku. Weszłam szybko do pokoju i zostawiłam mu otwarte drzwi. Wszedł zaraz po mnie, zamykając za sobą drzwi.
Usiadłam na brzegu łóżka, obejmując rękami nogi. Spojrzałam na niego pytająco.
- Rain..-szepnął i podszedł do mnie po cichu. Ukląkł przed mną i chwycił moje dłonie.
- Słucham?- powiedziałam, do niego.
- Wiem, że nie chcesz moich tłumaczeń..ale musisz mnie zrozumieć..nie rób mi wyrzutów o jedną szklaneczkę whiskey..- otworzyłam szerzej oczy.
- Co, kurwa?
Wyjęłam dłonie z jego i odsunęłam się.
- No co znowu?!- warknął Duff. - Kurwa..mam tego dość..dlaczego..cały czas..musisz mi gadać..jaki to ja jestem w chuj zły i nie dobry..wiesz co..mam to w..
- No gdzie to masz, powiedz Duff gdzie masz to , że się martwię?- dalej go prowokowałam. Wiem, że tylko w ten sposób dojdę do tego co mu leży na sercu.
- Mam to..mam to w dupie, Rain. Będę ćpał..bo tak mi się kurwa podoba, jasne?- jego oczy przybrały ciemniejszy odcień. 
Zamilkłam. Właśnie dotarło do mnie co powiedział.
- Czyli masz to wszystko w dupie, tak?- powiedziałam łamiącym się tonem.
- Jestem w pierdolonym zespole..tu nie ma limitów..trzeba się do tego dostosować..jeśli nie potrafisz, to..
- No to kurwa, co ?!- wrzasnęłam, zrywając się z łóżka.- Co wtedy, kiedy ja nie potrafię się dostosować..kurwa..myślałam że..- łzy mimowolnie zaczęły mi napływać do oczu.- Myślałam, że ..mieszkam z wami już pięć lat..pięć pierdolonych lat..widziałam już kurwa wszystko..a ty mi mówisz, że ..- mówiłam, czując na policzkach łzy.
Duff podszedł do mnie i chciał mnie chwycić, ale cofnęłam się szybko.
- Rain..przepraszam..nie chciałem..
- Ale to zrobiłeś..powiedziałeś, to co leżało ci na sercu tyle dni..tyle pierdolonych dni..
- Wysłuchaj, mnie..proszę..KURWA WYSŁUCHAJ MNIE !-wydarł się w końcu.
Podniosłam na niego wzrok. 
- Nienawidzę, cię.- szepnęłam. 
Duff przyjrzał mi się uważnie. Długo milczał, śmiertelna cisza prawie raniła moje uszy. Odsunął się o de mnie.
- Jeśli faktycznie tak jest..- wyszeptał.- To..to wypierdalaj.***(na dole info) 
Łzy napłynęły mi tak silnie do oczu, że nic już nie widziałam. Wyminęłam go szybko i ze szlochem wbiegłam do łazienki zatrzaskując za sobą drzwi.
Usiadłam na kiblu z płaczem którego w żaden sposób nie mogłam powstrzymać. 
Przyłożyła dłonie do twarzy, cały czas łkając. Kurwa..wszystko jest zjebane.
Nagle po prostu nie wiedząc co robię szybko wstałam i z impetem otworzyłam drzwi. Duff siedział na łóżku, z załamanymi rekami. Gdy tylko mnie zobaczył zerwał się z miejsca i chwycił mnie za rękę. Szybko mu się wyrwałam i podeszłam do szafy, otworzyłam ja i wyjęłam dużą torbę. 
- Co ty robisz? - jęknął Duff, wyrywając mi torbę. Nawet na niego nie patrząc, wyciągnęłam z szafy druga i zaczęłam wkładać w nią ubrania.
- Rain ?! Kurwa..posłuchaj mnie..- krzyczał Duff. Nie zwracałam na to uwagi. Jestem w jebanym amoku. Szybko zapięłam torbę i podeszłam do drzwi, lecz Duff zagrodził mi drogę.
- Gdzie idziesz?- szepnął.
Spojrzałam na jego oczy. Były całkowicie czarne.
- Teraz, poczujesz się tak samo jak ja...kiedy wypowiadałeś te słowa z przed kilku minut..może w końcu zrozumiesz..jak to jest..gdy widzisz jak ta druga osoba, którą kochasz..po prostu się stacza..i wiesz..może powinieneś zostać teraz sam. Przemyśl wszystko, Duff i zapamiętaj że .. zapamiętaj, że cie kocham..i jeśli nie chcesz tego zrobić dla siebie..zrób to dla mnie..- wyszeptałam te słowa. Wyminęłam go i ze łzami w oczach wyszłam na korytarz. Duff pobiegł za mną, krzycząc. Znowu płakałam, zeszłam szybko ze schodów. Wszyscy w salonie spojrzeli na nas. 
- Kurwa..Rainy..co się..?-zapytał cicho Axl, ale szybko zamilkł, widząc że płacze a Duff idzie ze mną. Szybko założyłam płaszcz i zatrzymałam się na chwilę zaciskając oczy. Łzy poleciały mi po policzkach. Effy zerwała Sice z miejsca, za nią Keira i Steven. Szybko wyszłam z domu trzaskając za sobą drzwiami.
Usłyszałam krzyk Duffa i po chwili..jakieś trzaski. Zaczęłam biec. Po prostu biec.


***

Nigdy w życiu nie widziałem Duff'a w takiej furii. Rzucał wszystkim co tylko dotknął. Rzucał się na wszystkie strony krzycząc. Trzymaliśmy go za chyba wszystkie części ciała. Izzy i Ja za ramiona, Axl i Steven pchali go na kanapę by usiadł i się uspokoił.
- NO USPOKÓJ, SIĘ KURWA..- jęknął Axl.
- Shhh..Duff...shh..już dobrze..- szeptała Effy. Przytuliła jego głowę do swoich piersi. On na serio płakał. Pierdolony Duff McKagan, płakał. Spojrzałem z nie dowierzaniem na Izziego, potem na Axla i na pozostałych.
Axl kiwnął na nas głową. Wszyscy wyszliśmy z pokoju, zostawiając Effy i Duffa samych.
Poszliśmy do kuchni milcząc. Z salonu, dochodziły nas odgłosy płaczu Duffa.
- Ja pierdole..on na serio ryczy..-jęknąłem, wychylając się przez drzwi.
- Kurwa..pomyślelibyście że taki cwaniak będzie płakał z powodu laski?- powiedział Steven.
- To w końcu Rain, powiedział Axl, zapalając papierosa.
Przytuliłem do siebie Michelle. 
- Gdzie ona poszła..? Naprawdę się..- spytała cicho Keira.
- Znając ją..wróci..ale chyba i ona i on potrzebują czasu..dobra..chuj z tym i tak się pogodzą..słuchajcie..trzeba tylko mu jakoś powiedzieć że jutro od rana jedziemy nagrywać..on musi być..
- Axl, daj mu spokój..może chociaż jutro..-powiedziała Michelle.
- Nie możemy, premiera za tydzień..a z resztą sam zadecyduje..napijmy się, co? 


***


- Duff..shhh..no już nie rycz..bo ja też się poryczę..shh- mówiłam do niego. Cały się trząsł. 
- Rain..Rain..Boże..- jęknął.
- Duff, spójrz na mnie..Duff..- powiedziałam podnosząc jego głowę.
Jego oczy wyrażały zupełnie wszystko..tak samo jak u Rain.
- Co się tam stało?- zapytałam.
- Powiedziałem..coś..czego nigdy w życiu bym jej nie powiedział..Effy..ona już..co ja mam zrobić?
- Daj jej czas..ona na pewno pojedzie do Amandy..znam ja..na pewno tam pojedzie...zadzwonię do niej..albo ona sama zadzwoni..
- Ja nie mogę jej stracić, Effy.- szepnął.
- Wiem, dlatego weź się w garść..i idź na odwyk, Duff.- powiedziałam stanowczym tonem.- Zrób to dla niej. Jeśli ona jest dla ciebie całym życiem, to nie pozwól jej odejść..
Spojrzał na mnie.
- Nie dam rady..ona ma racje..ja jestem uzależniony..kurwa..-jęknął i znowu załamał ręce.
- Duff, przestań..wytrzymaj do jutra..musicie jutro nagrywać..wytrzymaj..ja zadzwonię do jakiegoś ośrodka..
Nagle do pokoju wszedł Steven.
- Emm..Duff..ja usłyszałem tą rozmowę..i ja..ja pójdę z tobą na ten odwyk..mogę? -spytał niepewnie. Uśmiechnęłam się do niego słabo.
Duff nic nie opowiedział. 
- On z tobą pojedzie..po premierze..jedziecie na odwyk.- oznajmiłam. - A teraz, Duff..-powiedziałam ciszej..- idź spać..przemyśl wszystko..Wstał z grobową miną i minął Stevena nic nie mówiąc.
Mrugnęłam do niego i poszłam z powrotem do kuchni, ciągnąc go za sobą.

***


Czuję się jak gówno. Jebana kupa gówna. Moja Rain, moja jedyna, najukochańsza Rain. Co ja kurwa zrobiłem? 



*** To jest ta legendarna scena którą Duff opisał w biografii, jak powiedział do Mandy że ma spierdalać, gdy ona powiedziała mu ze go nienawidzi. Na tym ryczałam. :ccc
NIE BIJCIE MNIE ZA TEN ROZDZIAŁ ;'CCCCCC
Sorki za błędy :)