Ten rozdział jest bardzo słodki i sielankowy, ale no czasem przecież musi tak być.
Może być parę błędów, za co mega przepraszam.
Going To California, pojawi się już nie długo :)
Mam nadzieje, że nie obrazicie się za to przesunięcie w czasie.
Pozdrawiam :*
Aha i zapraszam do zakładki "Bohaterowie" Wszystko odświeżone :)
Los Angeles, CA.
***
2 miesiące później...
-JEZUS MARIA DUFF!!!
Usłyszałem długo wyczekiwany przeze mnie wrzask Rain z sypialni. Opadłem na kanapę i uśmiechnąłem się od ucha do ucha.Tak, to właśnie to co chciałem osiągnąć.
- Co to kurwa jest ?!- nadal się darła.- Skąd tu się wziął ten pies ?!
Usłyszałem jak zbiega ze schodów i już po chwili wpada do salonu, zatrzymując się na środku i odwracając za sobą. Za nią niepewnym krokiem zszedł maleńki, brązowy szczeniaczek. Zaszczekał wesoło i zamerdał ogonkiem, patrząc w naszą stronę.
- No co jest kochanie?- wstałem, wyminąłem ją i wziąłem na ręce małego pieska. Odwróciłem się w jej stronę i uśmiechnąłem głupkowato.- Kupiłem nam psa.
Długo stała w takiej samej pozycji. Jej twarz wyrażała taką złość i irytacje, jaką dawno u niej nie spotkałem.
- Co ci odbiło?- spytała.- Jestem w ciąży, będziemy mieli dziecko, a ty kupujesz...- przerwałem jej, odstawiając psa na ziemię.
- No wiem, ale czytałem w gazecie, że dzieci lepiej wychowują się w towarzystwie zwierząt. Pies ruszył w stronę Rain, ale jego małe łapki rozjechały się na śliskiej podłodze i wylądował brzuszkiem na ziemi. Oooo, jaki on słodki. Zaśmiałem się i podniosłem go, tak by stanął na nogach.
- Hej, kolego...- powiedziałem do niego.- Idź się przytul do tej pani, bo zobacz nie cieszy się, że jesteś z nami...
Kobieta parsknęła śmiechem i pokręciła z nie dowierzaniem głową.
- I jeszcze chłopak? Cały dom ci obsika...- w końcu także uklęknęła, a ja spojrzałem na jej już mocno widoczny brzuszek. - Skąd go w ogóle wziąłeś?
Pogłaskała pieska po główce i wzięła go na ręce, siadając na kanapę.
- Od jakiejś babki...-odparłem, siadając koło niej.- Miała hodowle, a ten został...ma jakąś wadę...coś nie tak z nogami...krzywo chodzi czy jakoś tak..
- Jejku...-szepnęła i przytuliła go mocno.- Co to za rasa?
- Labrador, ale podejrzewam że jest trochę kopnięty.
- Ale dlaczego?-spytała, nadal go głaszcząc.
- No bo sprzedała mi go za grosze, a rasowca chyba nie oddaje się od tak, prawda?- spytałem i sam pogłaskałem go za uchem. Rain popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się.
- Dobra, podoba mi się.- stwierdziła, całując mnie w usta.- Psepraszam, malutki, że tak na ciebie naksycałam...
Zaczęła mówić do niego ja do dziecka, a ja popatrzyłem na nią z nieskrywanym uśmiechem.Wiedziałem, że to będzie dobry pomysł.
- No a jak go nazwiemy?- spytałem, po długim milczeniu. Popatrzyła na mnie nie obecnym wzrokiem. Wiedziałem, że zaraz coś wymyśli.
- Hazer.
Powtórzyłem w myślach imię i popatrzyłem na psa.
- Hazer.- powiedziałem na głos, a piesek popatrzył na mnie, przechylając głowę.
Oboje zaśmialiśmy się i zajęliśmy naszym nowym, ale na pewno nie ostatnim członkiem rodziny.
Usłyszałem długo wyczekiwany przeze mnie wrzask Rain z sypialni. Opadłem na kanapę i uśmiechnąłem się od ucha do ucha.Tak, to właśnie to co chciałem osiągnąć.
- Co to kurwa jest ?!- nadal się darła.- Skąd tu się wziął ten pies ?!
Usłyszałem jak zbiega ze schodów i już po chwili wpada do salonu, zatrzymując się na środku i odwracając za sobą. Za nią niepewnym krokiem zszedł maleńki, brązowy szczeniaczek. Zaszczekał wesoło i zamerdał ogonkiem, patrząc w naszą stronę.
- No co jest kochanie?- wstałem, wyminąłem ją i wziąłem na ręce małego pieska. Odwróciłem się w jej stronę i uśmiechnąłem głupkowato.- Kupiłem nam psa.
Długo stała w takiej samej pozycji. Jej twarz wyrażała taką złość i irytacje, jaką dawno u niej nie spotkałem.
- Co ci odbiło?- spytała.- Jestem w ciąży, będziemy mieli dziecko, a ty kupujesz...- przerwałem jej, odstawiając psa na ziemię.
- No wiem, ale czytałem w gazecie, że dzieci lepiej wychowują się w towarzystwie zwierząt. Pies ruszył w stronę Rain, ale jego małe łapki rozjechały się na śliskiej podłodze i wylądował brzuszkiem na ziemi. Oooo, jaki on słodki. Zaśmiałem się i podniosłem go, tak by stanął na nogach.
- Hej, kolego...- powiedziałem do niego.- Idź się przytul do tej pani, bo zobacz nie cieszy się, że jesteś z nami...
Kobieta parsknęła śmiechem i pokręciła z nie dowierzaniem głową.
- I jeszcze chłopak? Cały dom ci obsika...- w końcu także uklęknęła, a ja spojrzałem na jej już mocno widoczny brzuszek. - Skąd go w ogóle wziąłeś?
Pogłaskała pieska po główce i wzięła go na ręce, siadając na kanapę.
- Od jakiejś babki...-odparłem, siadając koło niej.- Miała hodowle, a ten został...ma jakąś wadę...coś nie tak z nogami...krzywo chodzi czy jakoś tak..
- Jejku...-szepnęła i przytuliła go mocno.- Co to za rasa?
- Labrador, ale podejrzewam że jest trochę kopnięty.
- Ale dlaczego?-spytała, nadal go głaszcząc.
- No bo sprzedała mi go za grosze, a rasowca chyba nie oddaje się od tak, prawda?- spytałem i sam pogłaskałem go za uchem. Rain popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się.
- Dobra, podoba mi się.- stwierdziła, całując mnie w usta.- Psepraszam, malutki, że tak na ciebie naksycałam...
Zaczęła mówić do niego ja do dziecka, a ja popatrzyłem na nią z nieskrywanym uśmiechem.Wiedziałem, że to będzie dobry pomysł.
- No a jak go nazwiemy?- spytałem, po długim milczeniu. Popatrzyła na mnie nie obecnym wzrokiem. Wiedziałem, że zaraz coś wymyśli.
- Hazer.
Powtórzyłem w myślach imię i popatrzyłem na psa.
- Hazer.- powiedziałem na głos, a piesek popatrzył na mnie, przechylając głowę.
Oboje zaśmialiśmy się i zajęliśmy naszym nowym, ale na pewno nie ostatnim członkiem rodziny.
***
Mijały dni, a ja jestem już w piątym miesiącu. Dopiero za dwa dni jadę na rozpoznanie płci dziecka, bo wcześniej wiadomo, nie było nic widać. Jak na razie i mam nadzieje że tak zostanie, z płodem wszystko jest w porządku. Pokój nie jest jeszcze urządzony, bo Duff się uparł, że dopiero jak będziemy wiedzieć czy będzie córeczka. Nie wiem dlaczego, ale uparł się na Grace. Cały czas mówi coś o niej, o tym że on jest pewny, że będzie miał córeczkę. Kłoci się ze Slashem o to, która pierwsza nauczy się grać na gitarze...to wszystko jest takie można by powiedzieć śmieszne. Trasa z Aerosmith skończyła się miesiąc temu, ale wciąż o niej opowiada. Była naprawdę zajebista. Przyznam, po tej akcji z Joe bałam się trochę, ale nie potrzebnie. Tak naprawdę to prawie w ogóle go nie widziałam. Aerosmith miało zupełnie inaczej zaplanowany czas, po za koncertami. A my to samo. Slash kursował między Los Angeles a miastami w których koncertowali. Izzy to samo, Axl też. Tylko my z Duffem i ich nowy perkusista, Matt zostawaliśmy tam gdzie akurat mieliśmy. Paryż, Praga, Londyn, Dublin, Glasgow, Stoke,Sztokholm...prawie cała Europa. Ten Matt, jest całkiem fajnym facetem. Ma dziewczynę, która przyleciała do nas do Paryża, też bardzo fajna dziewczyna. Jest modelką i malarką.Przez cały ten czas, latałyśmy po sklepach i szukałyśmy ciuchów dla mnie i dla dziecka. Za bardzo nie wiedziałam jakie kolory mam wybierać, więc kupowałam takie neutralne. I dla chłopaka i dziewczynki. Meble w pokoiku dla dziecka też już właściwie mamy. Z kolorami nie było problemu, bo są białe więc będą pasować do obu płci. Duff strasznie się mną opiekuje. To już nie jest to, co było kiedyś. Teraz więcej pracuje, przy rzeczach niezwiązanych z muzyką. Razem ze swoim bratem dorzucił się do jakiejś nowo powstającej firmy związanej z komputerami i teraz siedzi na jakimiś cyferkami. Nie ogarniam co tak właściwie tam robi, ale ważne że jest szczęśliwy. Co raz częściej zastanawiam się nad tym, co ze sobą zrobić. Tak na poważnie. Chciałabym w końcu zacząć coś robić. Razem z Melanie, właśnie tą dziewczyną Matta rozmawiałam o tym co mogłabym zrobić. Powiedziała, że najlepszym sposobem będzie stworzenie jakiegoś kobiecego interesu. Stwierdziłam, że fajnym pomysłem będzie założenie jakiejś pracowni. Zawsze chciałam, żeby każda kobieta, w dosłownie każdym wieku czuła się seksownie. Więc postanowiłam ,że założę firmę, która projektuje bieliznę. Gdy tylko powiedziałam o tym Duffowi, wyśmiał mnie i powiedział, że jeśli chcę to on mi sam coś za projektuje. Nie odzywałam się potem do niego przez trzy dni, więc w końcu poparł mnie i też zaczął coś kombinować.No ale czy to było by złe? Wcale nie.
Siedząc w kuchni, w listopadowy już dość chłodny wieczór z Effy w kuchni, rozmawiałyśmy o tym i ona także mnie poparła.
- To dobry pomysł.- powiedziała pijąc kawę.- Też o tym kiedyś myślałam. Zarobisz kupę kasy, ale tylko jak się dobrze za promujesz.
Spojrzałam na jej podkrążone oczy i gdzieś za mną usłyszałam, że coś spada na ziemię.
-Hazer!- skarciłam psa, po przyniósł z korytarza trampek Effy.- Zostaw to...
- Dobra, niech się bawi...o jednego buta nie chodzi...-zaśmiała się i obie patrzyłyśmy na już dość sporego szczeniaka, który szarpał się czarnym conversem, warcząc.
- No i wracając do tematu...w sumie, Eff...może razem coś takiego założymy co?- spytałam i popatrzyłam w jej stronę. Przyjrzała mi się po chwili uśmiechnęła się.
- No...wiesz...ja nie chciałam tego proponować...ale...-tak się ucieszyłam, że zaczęłam wrzeszczeć jak głupia na co zaraz Hazer zaczął szczekać.
- Ale super!- powiedziałam.- Przecież jesteśmy przyjaciółkami, znamy się najlepiej...więc to musi wyjść !
Pies tym razem zajął się czymś innym, bo na korytarzu znowu rozległ się huk.
- Kurwa, ten pies jest niereformowalny...- powiedziałam z nie dowierzaniem i wstałam z krzesła.- Hazer, chodź tu!
Pies pojawił się w przejściu z czapką z daszkiem Duffa. Effy wybuchnęła śmiechem i patrzyła raz na mnie raz na niego.
- No co się tak patrzysz?-spytałam się go.- Co tam zrobiłeś? Mam iść zobaczyć?
Przekręcił głowę w drugą stronę i zamerdał ogonem, wpuszczając czapkę z pyszczka.
- Oj, tylko pan wróci...-pogroziłam mu i podeszłam do niego, biorąc go na ręce.- Eff, muszę iść z nim na spacer, bo już włączyła mu się destrukcja...chodź z nami.
Pokiwała głową i wstała. Założyłam Hazerowi szelki i zapięłam grubą smycz i już po chwili wyszłyśmy przed dom. Szłyśmy tak długo, aż doszłyśmy do ścieżki prowadzącej na znak Hollywood. Ludzie patrzyli na mnie jak na idiotkę, bo Hazer ciągnął tak, jakby miał mi zaraz wyrwać bark. Szarpałam się z nim, ale w końcu usiadłyśmy pod jakimiś krzakami i położył się, obserwując czujnie teren.
- Dzisiaj Sebastian przyjeżdża po dzieci...- odezwała się Effy i pogłaskała psa po głowie.
Popatrzyłam na nią i czekałam aż powie coś więcej.
- Ostatnio co raz częściej chce się z nimi widzieć.
- No ale to chyba dobrze, prawda?- spytałam cicho.- Że zależy mu na dzieciach...i na tym wszystkim...
- Na tym wszystkim?- spytała.- Rain, oprócz dzieci nie zależy mu na niczym.
Przyjrzałam się jej i znowu w jej oczach dostrzegłam łzy.
- Nie wiem...myślałam, że...-po jej policzkach spłynęło kilka kropel, po czym otarła je wierzchem dłoni.- To się jakoś zmieni, po tym jak od niego odejdę...ale tak n-nie jest.
Było mi jej tak żal.
- Kochanie...-szepnęłam.- Zobaczysz, że jeszcze się wszystko ułoży...
- Wiesz co jest najgorsze?-rozpłakała się na dobre.- Ostatnio pojechałam do Kid's Store po jakieś nowe zabawki dla bliźniaków...i wpadłam tam na Axla...razem z Mandy...stali i wybierali jakieś śpioszki...
- Effy...-powiedziałam i przytuliłam ją mocno.
-Zobaczyli mnie...ale ja nie chciałam z nimi rozmawiać...szybko uciekłam gdzieś na drugi koniec sklepu...i wtedy on mnie zaszedł od tyłu...i tak na mnie patrzył...Rain, dlaczego tak bardzo muszę za to wszystko cierpieć?Przecież zdradziłam go, o kocham Sebastiana...czy to nie może się skończyć?
- Chcesz naprawdę rozwieść się z Sebastianem?- spytałam po krótkiej chwili.
- Nie chcę... ja po prostu...- zaczęła.- Ja chcę żeby on wrócił. Żeby ten Sebastian jakiego kocham, wrócił.
Hazer patrzył na Effy, zupełnie jakby słyszał co mówi. A ja nie wiedziałam co mam robić. Ona jest w takiej rozsypce...ja nawet nie wiem jak mam z nią rozmawiać.
- S-słuchaj...a może ja z nim pogadam?-spytałam. Otarła łzy i znowu zaczęła głaskać psa po głowie.
- Co to da?- żachnęła się.- On i tak zrobi co chce.
Kiwnęłam głową i już więcej się nie odzywałyśmy.Zaraz potem zeszłyśmy z wzgórz i wróciłyśmy do domu. Effy pojechała, a ja zostałam sama z myślami. No...nie całkiem. Hazer wskoczył na kanapę i zwinął się w kłębek, w moich nogach. Czytałam książkę, ale w ogóle się na niej nie skupiałam. Myślałam nad tym, czy mam porozmawiać z Bazem, o tym całym interesie z Effy.Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Pies ze szczekiem zerwał się z miejsca i pobiegł do drzwi. Kiwał ogonem, jak pojebany. Byłam przekonana, że to Duff wrócił. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam opierającego się o ramę Slasha.
- Slash?-spytałam zdziwiona.- Co ty tu robisz?
Ściągnął okulary z nosa i spojrzałam w jego straszne przygaszone oczy. Otworzył usta, jakby coś chciał powiedzieć.
- Coś się...-chciałam spytać, ale mi przerwał.
- M-Michelle...wzięła Heaven...i...i się wyprowadziła.
Zamarłam, przetwarzając w głowie jego słowa
- C-co? Jak to...co?- pytałam, sama siebie.
Popatrzył na mnie, a ja przepuściłam go w drzwiach.
- Hazer, połóż się.- szepnęłam do szczeniaka, ale ten nawet nie drgnął. Mulat ściągnął kurtkę i powiesił ją na wieszaku.
- Mogę się do ciebie przytulić?- nagle spytał. Stałam zdezorientowana i patrzyłam na jego prawie zeszklone oczy. Wyciągnęłam w jego stronę ręce i po chwili wtulił się we mnie tak mocno jak nigdy. Objęłam jego szyję rękami i pogłaskałam go głowie.
- Slashy, co się stało?- szepnęłam mu do ucha.Objął mnie rękami w pasie i nic nie mówił. Nie miałam pojęcia co takiego mogło się stać. Nie rozmawiałam z nim jak i Michelle od miesiąca, a tu on nagle przychodzi i oznajmia mi, że od niego odeszła.
- Przyłapała mnie...jak...- zaczął mówić i wtedy się ode mnie oderwał. Zaczął podwijać rękawy koszuli. Moim oczom ukazały się małe, kłute ranki na wewnętrznej stronie ręki. Zamarłam.
- Boże...
- Znowu wpadłem w dragi.- szepnął i spojrzał oczekująco w moje oczy.
A no i macie jeszcze zdjęcie Hazera :)
Pies pojawił się w przejściu z czapką z daszkiem Duffa. Effy wybuchnęła śmiechem i patrzyła raz na mnie raz na niego.
- No co się tak patrzysz?-spytałam się go.- Co tam zrobiłeś? Mam iść zobaczyć?
Przekręcił głowę w drugą stronę i zamerdał ogonem, wpuszczając czapkę z pyszczka.
- Oj, tylko pan wróci...-pogroziłam mu i podeszłam do niego, biorąc go na ręce.- Eff, muszę iść z nim na spacer, bo już włączyła mu się destrukcja...chodź z nami.
Pokiwała głową i wstała. Założyłam Hazerowi szelki i zapięłam grubą smycz i już po chwili wyszłyśmy przed dom. Szłyśmy tak długo, aż doszłyśmy do ścieżki prowadzącej na znak Hollywood. Ludzie patrzyli na mnie jak na idiotkę, bo Hazer ciągnął tak, jakby miał mi zaraz wyrwać bark. Szarpałam się z nim, ale w końcu usiadłyśmy pod jakimiś krzakami i położył się, obserwując czujnie teren.
- Dzisiaj Sebastian przyjeżdża po dzieci...- odezwała się Effy i pogłaskała psa po głowie.
Popatrzyłam na nią i czekałam aż powie coś więcej.
- Ostatnio co raz częściej chce się z nimi widzieć.
- No ale to chyba dobrze, prawda?- spytałam cicho.- Że zależy mu na dzieciach...i na tym wszystkim...
- Na tym wszystkim?- spytała.- Rain, oprócz dzieci nie zależy mu na niczym.
Przyjrzałam się jej i znowu w jej oczach dostrzegłam łzy.
- Nie wiem...myślałam, że...-po jej policzkach spłynęło kilka kropel, po czym otarła je wierzchem dłoni.- To się jakoś zmieni, po tym jak od niego odejdę...ale tak n-nie jest.
Było mi jej tak żal.
- Kochanie...-szepnęłam.- Zobaczysz, że jeszcze się wszystko ułoży...
- Wiesz co jest najgorsze?-rozpłakała się na dobre.- Ostatnio pojechałam do Kid's Store po jakieś nowe zabawki dla bliźniaków...i wpadłam tam na Axla...razem z Mandy...stali i wybierali jakieś śpioszki...
- Effy...-powiedziałam i przytuliłam ją mocno.
-Zobaczyli mnie...ale ja nie chciałam z nimi rozmawiać...szybko uciekłam gdzieś na drugi koniec sklepu...i wtedy on mnie zaszedł od tyłu...i tak na mnie patrzył...Rain, dlaczego tak bardzo muszę za to wszystko cierpieć?Przecież zdradziłam go, o kocham Sebastiana...czy to nie może się skończyć?
- Chcesz naprawdę rozwieść się z Sebastianem?- spytałam po krótkiej chwili.
- Nie chcę... ja po prostu...- zaczęła.- Ja chcę żeby on wrócił. Żeby ten Sebastian jakiego kocham, wrócił.
Hazer patrzył na Effy, zupełnie jakby słyszał co mówi. A ja nie wiedziałam co mam robić. Ona jest w takiej rozsypce...ja nawet nie wiem jak mam z nią rozmawiać.
- S-słuchaj...a może ja z nim pogadam?-spytałam. Otarła łzy i znowu zaczęła głaskać psa po głowie.
- Co to da?- żachnęła się.- On i tak zrobi co chce.
Kiwnęłam głową i już więcej się nie odzywałyśmy.Zaraz potem zeszłyśmy z wzgórz i wróciłyśmy do domu. Effy pojechała, a ja zostałam sama z myślami. No...nie całkiem. Hazer wskoczył na kanapę i zwinął się w kłębek, w moich nogach. Czytałam książkę, ale w ogóle się na niej nie skupiałam. Myślałam nad tym, czy mam porozmawiać z Bazem, o tym całym interesie z Effy.Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Pies ze szczekiem zerwał się z miejsca i pobiegł do drzwi. Kiwał ogonem, jak pojebany. Byłam przekonana, że to Duff wrócił. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam opierającego się o ramę Slasha.
- Slash?-spytałam zdziwiona.- Co ty tu robisz?
Ściągnął okulary z nosa i spojrzałam w jego straszne przygaszone oczy. Otworzył usta, jakby coś chciał powiedzieć.
- Coś się...-chciałam spytać, ale mi przerwał.
- M-Michelle...wzięła Heaven...i...i się wyprowadziła.
Zamarłam, przetwarzając w głowie jego słowa
- C-co? Jak to...co?- pytałam, sama siebie.
Popatrzył na mnie, a ja przepuściłam go w drzwiach.
- Hazer, połóż się.- szepnęłam do szczeniaka, ale ten nawet nie drgnął. Mulat ściągnął kurtkę i powiesił ją na wieszaku.
- Mogę się do ciebie przytulić?- nagle spytał. Stałam zdezorientowana i patrzyłam na jego prawie zeszklone oczy. Wyciągnęłam w jego stronę ręce i po chwili wtulił się we mnie tak mocno jak nigdy. Objęłam jego szyję rękami i pogłaskałam go głowie.
- Slashy, co się stało?- szepnęłam mu do ucha.Objął mnie rękami w pasie i nic nie mówił. Nie miałam pojęcia co takiego mogło się stać. Nie rozmawiałam z nim jak i Michelle od miesiąca, a tu on nagle przychodzi i oznajmia mi, że od niego odeszła.
- Przyłapała mnie...jak...- zaczął mówić i wtedy się ode mnie oderwał. Zaczął podwijać rękawy koszuli. Moim oczom ukazały się małe, kłute ranki na wewnętrznej stronie ręki. Zamarłam.
- Boże...
- Znowu wpadłem w dragi.- szepnął i spojrzał oczekująco w moje oczy.
A no i macie jeszcze zdjęcie Hazera :)