Nowy rozdział, zapraszam do komentowania :)
Może być trochę błędów, skorzystałam z okazji że jestem chora i trochę napisałam :)
Tak w ogóle, mam pytanie...czy ktoś z Was chce kolejnego rozdział Going To California?
Los Angeles, CA
***
-Rain, wychodzimy.
Usłyszałam nad swoim uchem zazdrosne warknięcie Duffa. Odwróciłam się powoli, z uśmiechem na ustach.Stał na przeciwko mnie, trzymając ręce w kieszeniach.
- Co się stało, że już chcesz wracać do domu, kochanie?-spytałam przekornie, kątem oka patrząc jak Joe Perry, spuszcza głowę i także uśmiecha się pod nosem.
Przyjrzał mi się, potem przerzucił wzrok na Joego i jego szczęka zatrzęsła się, tak mocno, że byłam w stanie to zobaczyć.
- Nie wkurwiaj mnie, Rain.- znowu warknął. Zamilkłam i pokręciłam głową.
- Nie mów do mnie w taki sposób.- nie powiem, droczyłam sie z nim. Wiedziałam, że jest zazdrosny, że jakby mógł rzucił by się na Perryego a mnie przywiązał sznurkiem do swojej ręki. Staliśmy tylko w trójkę, przed Roxy. Gdy po raz setny wyszłam sama z nim na papierosa, blondyn w końcu nie wytrzymał i wyszedł za nami. Wiem, że nie jestem fer, w jego stosunku ale po prostu jestem wkurwiona. Przez cały wieczór nie zamienił ze mną ani słowa, tylko latał gdzieś z resztą, ale ja ja chce sobie pogadać sam na sam z Joe, to robi mi wielką awanture.
- W ogóle o co ci chodzi?- zirytowałam się.- Przez cały wieczór ze mną nie rozmawiałeś i nagle ci się przypomniałam?
Zmrużył oczy i otworzył usta by coś powiedzieć, ale zaraz potem je zamknął, patrząc jak brunet wyrzuca papierosa na ziemie i zdeptuje go czubkiem buta.
- Dobra, ja wam nie przeszkadzam.- uśmiechnął się i podszedł o krok do przodu i pocałował mnie w policzek, tak czule i tak mocno, że myślałam że Duff na serio zaraz bo walnie. Ja także się uśmiechnęłam i pokiwałam mu.
- Do zobaczenia na trasie, Joey!-powiedziałam, by jeszcze bardziej dobić Duffa. Brunet wyminął nas, żegnając się z McKaganem tylko skinięciem głowy i wszedł z powrotem do klubu, zostawiając nas samych.
Zapadła cisza. Mierzyliśmy się wzrokiem.
- Możesz mi powiedzieć co ty odpierdalasz?- spytał po jakimś czasie.
- Co ja odpierdalam?- zdziwiłam się.- Będziesz mnie teraz przesłuchiwał?
Przystąpił z nogi na nogę i odwrócił wzrok.
- Dobra.- powiedział cicho.- Ja jadę do domu, jedziesz czy zostajesz z nim?
Uśmiechnęłam się i przegryzłam wargę.
- Pierdol się, Duff.- szepnęłam.- Nie jestem twoją własnością.
I ominęłam go, z powrotem wchodząc do klubu. Byłam z siebie zadowolona. Byłam wręcz dumna, z tego jak go potraktowałam. Poszłam do baru i zamówiłam sok. Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam, patrzącego na mnie Joego, który uśmiechnął się z niedowierzaniem.
Kusząco na niego spojrzałam i chwyciłam szklankę idąc w jego stronę. Michelle popatrzyła na mnie z uśmiechem i sama, przusunęła się w stronę Stevena Tylera, który patrzył na nią teraz, bardzo zaciekawionym wzrokiem.
- Ale jest o ciebie zazdrosny, ten twój mąż.- zaśmiał się Joe, patrząc jak siadam obok niego na krześle i stawiam sok na stole.
- To chyba dobrze, prawda?
- Ja bym był jeszcze bardziej niż on, Rain.- szepnął i w pewnym momencie wyciągnął w moją stronę rękę i pogładził opuszkiem kciuka moje usta. Zamarłam i poczułam jak serce zaczyna mi bić szybciej.
Wziął dłoń i nadal patrząc na moją reakcję, położył ją na moim kolanie. Przełknęłam ślinę i tak jak to zawsze jest, w takich momentach przed oczami stanął mi Duff. To, jak mnie kocha i jak ja kocham jego.
Miałam nadzieje, że nikt na nas nie patrzy, ale nie mogłam się odwrócić od jego hipnotyzującego spojrzenia
- Bardzo mi się podobasz, kochanie.- szepnął i jego dłoń, wsunęła się pod moją sukienkę. Drgnęłam i zachłysnęłam się powietrzem. Wiedziałam, że nie będę w stanie zareagować.
- Ee..przepraszam, ale chciałbym zatańczyć z Rain.
O Boże, dziękuję. Slash stanął nad nami i położył ręce na moich ramionach, tak mocno, jakby miał je wbić w skórę. Perry natychmiast wyciągnął rękę spod sukienki i skinął głową, odwracając się ode mnie. Wstałam najszybciej jak tylko mogłam i stanęłam za Slashem. Chwycił mnie za rękę i podszedł jeszcze do Michelle, odciągając ją od Tylera. W trójkę, pomimo jej protestów wyszliśmy z Roxy, wsiadając do jego samochodu. Michy całą drogę nawijała o tym, o czym rozmawiała z Stevenem, a ja i Slash milczeliśmy. Co jakiś czas, patrzył w lusterku w moją stronę, ale nic nie mówił. Czułam się okropnie. Naprawdę. Chyba nawet nigdy się tak nie czułam. Po chwili Saul zaparkował pod ich domem i kazał mi poczekać, bo mnie też odwiezie. Drzwi od ich domu otworzyły się i wypadła z nich mała Heaven, która swoją droga powinna już dawno spać, bo była jakaś dwunasta w nocy. Michelle podniosła ją i o mało co y się nie potknęła. Slash, natychmiast wziął jej dziecko i weszli do domu, a opiekunka zamknęła za nimi drzwi. Gdy mulat wrócił, kazał mi uściąść z przodu. Przez dłuższy czas nie rozmawialiśmy, ale w końcu się odezwał.
- Przeleciał by cię, jak bym nie zareagował, nie?- spytał.
- Czułam się jakby mnie coś sparaliżowało.- szepnęłam.- Okropne uczucie.
Westchnął i pokręcił głową.
- Duff się wkurwił, wiesz?- spytał po czym skręcił w moją ulicę.
- Wiem, pokłóciliśmy się...-odparłam szeptem i po chwili stanęliśmy pod domem. Oboje wyszliśmy i oparliśmy się o maskę samochodu Wyciągnął z kurtki paczkę papierosów i podsunął mi ją pod nos.
- Tak w ogóle gratulacje.- powiedział i zapalił swojego i podał mi zapalniczkę. Obracałam papierosa w reku i patrzyłam na niego, ze spuszczoną głową.
- Dz-dzięki.- odparłam. - Nie mogę palić, mogę się od ciebie raz zaciągnąć?
Kiwnął głową i podał mi papierosa, a ja mu swojego oddałam. Zaciągnęłam się i poczułam, że dym nie przechodzi przez moje gardło tak łatwo jak kiedyś. Zakrztusiłam się delikatnie, po czym oddałam mu go.
Spojrzał na mnie współczująco i wyciągnął rękę w moją stronę. Natychmiast wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Dzięki, że mnie uratowałeś.- oboje parsknęliśmy śmiechem.
- Nie ma sprawy.- spalił do końca, pożegnaliśmy się i powoli poszłam w stronę domu.
Wszędzie było ciemno, ale czułam papierosowy dym, unoszący się wszędzie. Z salonu dobiegał mnie dźwięk włączonego telewizora, więc ściągnąwszy buty, poszłam tam. Na kanapie leżał Duff, przykryty to połowy kocem. Głowę miał odwróconą tak, żeby mógł patrzeć w telewizor. Oglądał jakieś telezakupy, więc usiadłam na kanapie, w jego nogach i spojrzałam na niego znacząco. Nie zareagował nawet jednym spojrzeniem. Postanowiłam, jakoś go udobruchać. Stanęłam na klęczkach, na poduszkach i przeszłam przez jego nogi, kładąc się na jego klatce piersiowej i odwracając głowę także w stronę telewizora. Oddychał spokojnie, jakby w ogóle nic nie poczuł. Przygniotłam go, a on nadal nic. Jedną rękę trzymał zgiętą pod głową i drugą wzdłuż tułowia, więc chwyciłam ją pocałowałam.
- Przepraszam, kochanie. - szepnęłam i tym razem pocałowałam go w brzuch, przez koszulkę. Przymknęłam oczy. Było mi tak dobrze i byłam strasznie zmęczona więc po chwili zasnęłam.
***
Powoli otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę z tego, że leżę na kanapie, ale już nie na Duffie. Nie byłam nawet przykryta kocem, a jedna noga spadała mi, powodując że strasznie ścierpła. Zasłoniłam sobie oczy ręką, bo było tak strasznie jasno. Usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Telewizor był już wyłączony i wszędzie było cicho. Wstałam, już w chodzie, rozpinając sobie zamek w sukience, w której nadal byłam. Zrzuciłam ją i na górę poszłam tylko w bieliźnie.
- Duff...jesteś?- krzyknęłam, by w ogóle wiedzieć czy jest w domu. Cisza. Weszłam pod prysznic i przebrałam się w zwykłe szorty i bluzkę na ramiączkach. W jeszcze mokrych włosach zeszłam na dół, do kuchni i wstawiłam wode na kawę. Na stole leżała kartka.
Jestem w wytwórni, do wieczora.
PS. Spaliśmy na tej kanapie całą noc, nie mogę chodzić, tak boli mnie kręgosłup.
PS2. To wcale nie znaczy, że nie jestem na ciebie obrażony.
Uśmiechnęłam się i wyrzciłam kartkę do kosza, zalewając kawę wodą.Zjadłam śniadanie i chwyciłam telefon, wybierając numer do Effy. Msiałam opowiedzieć jej o tym, co zaszło między mną a Joe, woczoraj i o reakcji Duffa i Slasha. Pogadałam z nią trochę po czym stwierdziłam że fajniej będzie się spotkać. Zadzwoniłam także Do Keiry i Michelle i stanęło na tym, że za dwie godziny mamy się widzieć w Starbucksie na rogu Melrose Ave. Znowu się przebrałam, tym razem w jakąś zwiewną sukienkę i wyszłam z domu, zamawiając taksówkę. Wysiadłam pod budynkiem i zobaczyłam, że cała trójka już jest. Pokiwałam im, stojąc po drugiej stronie ulicy.
Gdy w końcu ze spokojem zamówiłyśmy kawy i usiadłyśmy przy stoliku, zaczełyśmy gadać. Opowiedziałam o Joe, potem ze swoich perspektyw opowiedziały także Michy i Keira, a Effy tylko sie przysłuchiwała. Widziałam jak bardzo zmęczone ma oczy i jaka jest inna. Taka dziwnie osamotniona.
- Effy a ja u ciebie i sebastiana?- spytała, przecież niczego nieświadoma Keira.
Dziewczyna spuściła wzrok i zaczęła obracać kubek w reku.Przełknęłam ślinę i wbiłam go w jej twarz.
- A, bo wy nic nie wiecie.- odparła.- W ogóle, jest nowa nowina.
Zamarłam.
- Kazałam mu się wynosić.- szepnęła.
Zasłoniłam sobie usta ręką i nie mogłam uwierzyć w to co powiedziała.Ona popatrzyły na nią z niedowierzaniem, nie wiedząc o co chodzi.
- Ma romans, z dwiema kobietami. - powiedziała.- Jedna, ta o której ci mówiłam Rain...a druga...dowiedziałam się dopiero wczoraj...z Las Vegas.
Kręciłam głową z niedowierzaniem.
- Ale...ale...jak?- szepnęła Michelle.- C-co?
Effy tylko wzruszyła ramionami, uśmiechając się słabo.
-A gdzie teraz jest?-spytałam.
- Wyjechał z dziećmi na wakacje, stwierdziłam, że to dobry pomysł.
Popatrzyłyśmy na siebie z dziewczynami i spuściłyśmy głowy. Zapadła cisza, bo każda zatopiła się w swoich myślach.
- Miłość się kończy.- szepnęła po jakimś czasie.- Ludzie potrafią bez niej żyć, dochodzą do siebie po jej utracie.Podniosłam wzrok i spojrzałam na jej twarz, po której spływały łzy. -Miłość można stracić i odnaleźć ponownie, ale w moim przypadku tak nie będzie.-dokończyła i zmarszczyła brwi. Schowała twarz w dłoniach i wybuchnęła cichym płaczem. Wszystkie w trójkę, zerwałyśmy się z miejsca i przytuliłyśmy ją tak mocno, że prawie nie mogła oddychać. Otarłam jej łzy z policzków.
- Nie smuć się, bo on na ciebie nie zasługuje, kochanie.- powiedziałam jej i wróciłyśmy na swoje miejsce.
- Wiecie co jest najgorsze?- spytała.- Że, ja się obwiniam.
- Ale za co?-spytała Michelle.
- Moim zdaniem to kara za to, co zrobiłam Axlowi.
Zamarłyśmy, przetwarzając w głowie jej słowa. Wtedy odbiegłam na chwilę myślami od niej i zaczęłam myśleć o Duffie. O tym, jak się wczoraj zachowałam. Znamy się już dwadzieścia sześć lat, równo tak jak się urodziłam. Jest moim mężem, przyjacielem, moim wsparciem i osłoną. Daje mi poczucie bezpieczeństwa i jest wszystkim ,czego kiedykolwiek mogłam chcieć, a ja tak po prostu...daję się dotykać Joe Perryemu, który nie dosyć, że jest ode mnie o 16 lat starszy ,to jeszcze może tak na prawdę mieć każdą, a ja jestem tylko jego kolejną zabawką. Poczułam nagły przypływ takiej miłości do blondyna, że nawet nie mogłam nad tym zapanować.
- Jezu, jak ja dziękuję, że mam Duffa.- odparłam po jakimś czasie.
- A ja Izzyego.-dodała Keira. I po chwili Michelle.
- A ja dziękuję, że mam was.- powiedziała Effy. Nie przetrwałabym tego, gdyby nie wy. Uśmiechnęłam się do niej i już myślałam o tym, co mam powiedzieć Duffowi, żeby mi wybaczył.
***
Leżałam na kanapie, czekając aż w końcu Duff wróci. Ubrałam na siebie najładniejszą bieliznę jaką mam i czekałam. Jakieś dwie godziny, az w końcu usłyszałam jak podjerzdza jego samochód. Otworzył drzwi i wszedł do domu. Zgasiłam wszystkie światła, więc zapalił to w salonie i w kuchni, ale mnie nie zauważył. Czytałam gazetę, patrząc na niego z nad niej. Ściągnął buty i odwrócił się. Gdy mnie zobaczył, podskoczył nerwowo i zmierzył wzrokiem to jak wyglądam.Położył ręce na biodra i zaczał powoli iść w moją stronę.Kąciki jego ust drgały, a ja sama nie mogłam sie powstrzymać od śmiechu.
Gdy stanął nade mną, wychylił głowę i popatrzył na moje piersi znad gazety i uśmiechnął się delikatnie. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, odkładając gazetę na bok.
Zmierzył mnie spojrzeniem i sam się zaśmiał. Zsunęłam z ramion szlafrok i stanęłam na przeciwko niego.
- I że niby ten stanik ma coś załatwić?- spytał. Zawiesiłam na nim ręce i delikatnie pocałowałam go w usta.
- Na to liczę.-odparłam, a on w jednej chwili podniósł mnie i przewiesił na swoim ramieniu. Wrzeszczałam jak głupia, ale cieszyłam sie że to poskutkowało. Zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku. Stanął przede mną i ściągnął swoją koszulkę, zrzucając ja na ziemię.
- Ja...ci...dam...Joe...Perry...-mówił, przerywając pocałunkami. Śmiałam się głośno, nie mogąc przestać. Rozpiął spodnie a mnie oczywiście rozebrał do końca i już po chwili nie myślałam o niczym.Kochaliśmy się całą noc, a na końcu prawie nie mogliśmy oddychać.
Nad ranem, opadliśmy na łóżko, czując całkowite nasycenie. Leżeliśmy nadzy na łóżku, patrząc na siebie i uśmiechając się.
- Jestem lepszy od Perryego?- spytał po jakimś czasie.
Przysunęłam sie do niego, tak że stykaliśmy się ciałami.
- Wiesz...inaczej to sformułuje.-powiedziałam. - Joe nie ma takiej żony jak ty, Duff.
Uśmiechnął się.
- Która kocha cię nade wszystko nad życie.- dokończyłam i pocałowałam go wtulając się jeszcze mocniej.
- I Joe, nie ma takiej zony, której mąż...kocha ją tak bardzo, że mógłby oddać za nią wszystko, wiesz?
- W ogóle ten Joe, to nie ma ani takiej żony, ani męża jak my.- zaśmiałam się i pocałowałam go w usta.
-Męża?- zaśmiał się.
- Oj no, pojebało mi się.
- Chodź tu, ty moja najsłodsza dziecinko.- przytulił mnie mocno i pocałował w głowę, a mi nadal uśmiech nie schodził z twarzy.- No dwie, dziecinki.
- Ona to wszystko słyszała, Duff...- szepnełam, gdy już zasypiałam.
- Niech się uczy, może kiedyś będzie krzyczeć głośniej niż mamusia.
- Nie, mnie nikt nie przebije...
- Śpijmy już.-szepnął i po chwili oboje już zapadliśmy w sen.
Wielbię Joe Perry'ego, jest moim Bogiem :D i rozumiem bardzo dobrze to, że Rain nie mogła się mu oprzeć. To widać, że kocha Duffa, ale w końcu sam Joe Perry o nią zabiegał...nie można przejść obok tego obojętnie. No i dobrze, że pojawił się Slash bo mogło być gorąco :D Od razu wiadomo czym podejść Duffa żeby wybaczył...wystarczy seksowna bielizna i gorący seks na zgodę :P Szkoda mi tylko Effy, a Sebastian to ostatnia świnia...już ja bym sobie z nim pogadała :P
OdpowiedzUsuńAhhh ten Perry...wybacz :D nie mogę się przestać zachwycać ^^
Oh tak, Joe *__*
UsuńJEZU JOE PERRY! Czy może być coś wspanialszego niż on na tym świecie? Tak swoją drogą ja to bym się chyba wkurzyła na Slasha, że mnie odrywa od takiego cuda :D
OdpowiedzUsuńA tak ogólnie to rozdział cudny!
Tylko Effy żal... Tak ją skrzywdził ten Sebastian :C
Nie, zdecydowanie jest najcudowniejszy ! <3
UsuńWow! Kocham!!!! Cieszę się wgl ,że piszesz ciąg dalszy. Kocham tą historię! Zajebiście piszesz <3 Kocham ;)
OdpowiedzUsuńOjej, dziekuję bardzo <3
UsuńJoe Perry ... ehh już się bałam ,że coś się stanie między nimi , ale nie , pojawił się niezawodny Slash xD Szkoda Effy... ciekawe co z dziećmi jak się z Bachem na wakacje wybrały ... Słodki Duffy już się zastanawiam jakim będzie tatusiem xD
OdpowiedzUsuńRozdział świetny *_* i keep calm i czekam na kolejny ;)
Dziękuję seeerdecznie na komentarz :D
UsuńTo tak bardzo miło :3
No wiadomo, że Joe Perry jest zajebisty... ale dobrze, że Rain zrozumiała jakiego ma wspaniałego męża :D Dobrze, że Slash ją uratował, bo na pewno bardzo by żałowała.
OdpowiedzUsuńCo do Effy... sama sobie wybrała takiego faceta no ale skąd mogła wiedzieć, że on tak się zachowa w przyszłości. Myślę, że jeszcze znajdzie miłość.
JA CHCĘ CZYTAĆ GOING TO CALIFORNIA! LUBIĘ TO NAWET BARDZIEJ NIŻ TO O RAIN. Ja chcę wiedzieć co będzie dalej z Izzym, Jamie, Brook, Slashem... Błagam!
Ojej, dziękuje to dużo dla mnie znaczy <3
UsuńJa pierdole!!!!!!! Ten rozdział był tak zajebisty ze aż muszę skomentować!!!! Po pierwsze kocham Aerosmith!!! No i Joe Perry awwwww i kurde w głębi duszy liczyłam na to że przeleci Rain ale w sumie to Slash się zajebiście zachował!!! Kocham Mirande Kerr ona jest tak piękna!!! idealnie pasuje na Rain!!!!! Mam nadzieję że w następnym rozdziale będzie trochę więcej o Michelle i Slashu plisss!!!! I tak koniecznie musi być kolejny rozdział GOING TO CALIFORNIA!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńO ja *-*
OdpowiedzUsuńTak sie jaram twoim komentarzem, że czytałam go chyba jakieś cztery razy! Dziękuję <3
Ranyyyyyyy Joeeee *,*
OdpowiedzUsuńJaki odważny był w stosunku do RAin wiedząć że ona ma na karku chorobliwie zazdrosnego meża!
Rany to z tą ręką pod sukienka hahaha dobrze ze Slash szybko zareagował.
Kurde takie przeprosiny dla Duffa ... Rain wie jak ma zadowolić męża.
Jestem ciekawa co bedzie dalej czy cos wymyslisz z Joe... kurna no i kiedy ta trasa bo tam to podobno będzie gorącooo (if you know what i mean) :D
Już się nie mogę doczekać kolejnego rónie zajebistego rozdziału.
PS.
O GOING TO CHYBA NIE MUSZE NIC MOWIC :p
MASZ TO PISAC I KONIEC DZIUBASKU
KCKCK :***
O ja, dziękuję <3
UsuńTAK! Czekam na kolejny rozdział Going to California :D
OdpowiedzUsuńGal Anonim
Całe szczęście, że Slash ją ocalił z tej sytuacji. Nienawidzę takich panienek, które mimo stałych związków próbują kokietować innych. Dziwkarskie według mnie. Ale rozdział całkiem fajny, czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńDlaczego dziwkarskie? Przecież Joe jej się tylko podoba, to nie jej wina że zaczął ją obmacywać :(
UsuńKiedy nowy rozdzial Rainy ? :*
OdpowiedzUsuńNaprawilo mi sie !!!!!
OdpowiedzUsuńCzuć usta Joe Perryego na policzku *____* marzenie ! A co dopiero czuć palce Joe Perryego na.... ekhem za dobrze ma ta Rain ! Ja mam nadzieje ze on sie jeszcze pojawi !!! Dobrze ze Slash ja tak uratował. Hejże nie niszcz życia Effy ;c