sobota, 5 października 2013

Rozdział 55


***
Los Angeles



Bałam się. Cholernie się bałam spotkania z nim. Nie wiedziałam jak wygląda, co się z nim dzieje, ani jak potoczyło się jego życie, od prawie miesiąca. Wiem tylko tyle, że Michelle po prostu od niego odeszła. Wzięła ze sobą Heaven i wyjechała z LA, nikomu tym nie mówiąc.

Slash wpadł tak poważnie w narkotyki, że już nawet przestał pojawiać się gdziekolwiek, po cokolwiek. Odkąd tylko przyjechał do mnie i oznajmił mi, że znowu wpadł dragi minęło już trzy tygodnie, a on nic. Nie dzwonił, nie odbierał telefonu, po prostu nie dawał znaku życia.

Wreszcie odważyłam się, pojechać do niego. Nie powiedziałam nic Duffowi, bo i tak nie pozwoliłby mi na to. Tyle że on bał się o mnie, nie o Slasha.

Rozmyślałam całą drogę samochodem i dopiero kiedy stanęłam przed jego domem, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo się denerwuję. Przecież na dobrą sprawę może go tam wcale nie być.
Myślałam. Dobra, spróbować trzeba.Wyszłam z auta, na ulicę i wzięłam głęboki oddech. Poprawiłam torebkę na ramieniu i poszłam przed siebie, zastanawiając się nad tym co tak właściwie robię. Przystanęłam pod drzwiami i znowu się zawahałam. A co jeśli...Nie! po prostu zadzwoń do tych jebanych drzwi, masz prawo.Jakie prawo? Nie masz żadnego prawa...

Przełamałam się i nadusiłam dzwonek, cofając się kilka kroków. Mijały minuty, ale nadal nikt nie otwierał mi drzwi. Straciłam jakiekolwiek nadzieje, ale nie dawałam za wygraną. Dzwoniłam jeszcze chyba z dziesięć razy. W końcu usłyszałam kroki i dźwięk przekręcanego zamka. Wstrzymałam oddech i w drzwiach wcale nie zobaczyłam Slasha.

- Tak?

Stanęła przede mną niska, w miarę szczupła kobieta. Brązowe, żadkie włosy miała spięte w niedbałą kitkę. Na sobie miała jakąś dużą szarą koszulkę.

- Eee...-nie wiedziałam jak mam się zachwać. W pierwszym momencie pomyślałam, że po prostu pomyliłam numery domu. - J-ja...

Przyjrzała mi się dziwnie, miałam wrażenie że poznawała mnie, tylko zupełnie nie wiem dlaczego.

- Słucham?- powtórzyła, wyrażnie zniecierpliwiona.

- B-bo...ja...ja...Slash...jest Slash gdzieś tam?- w końcu coś wydukałam. Kim do kurwy jest ta kobieta? I co robi w jego domu?

Przegryzła wargę i zmierzyła mnie, kładąc rękę na biodrze.

- A przepraszam kim pani jest?- spytała. Bezczelna suka.

- Jestem Rain McKagan...przyjaciółka Slasha ...-wytłumaczyłam. Drgnęła na moje słowa i poruszyła się nie spokojnie. Cofnęła się o krok i już myślałam, że po prostu zamyka mi drzwi przed nosem, ale na przechyliła się w bok i krzyknęła

- Kochanie, ktoś do ciebie.

WHAT THE FUCK? CO TO DO KURWY JEST? O CO CHODZI?
Znowu przeniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się krzywo. Usłyszałam kroki i po chwili w przejściu zjawił się Slash. Gdy mnie tylko zobaczył otworzył szerzej oczy i popatrzył na tą dziewczynę, przełykając ślinę.

- Cześć, Rain.- powiedział i uśmiechnął się spokojnie.

Nie, trzymajcie mnie bo jebne.

- Cześć, Slash.- powiedziałam po krótkiej chwili, zastanawiając się czy po prostu stąd nie iść.

Brunetka objęła jego tułów rękami i patrzyła na mnie, spojrzeniem jakim ja kiedyś obdarzałam dziewczyny które patrzyły się na Duffa.

- Co tu robisz?- wcale nie poczuł się nie zręcznie, gdy ta go napastwała. Odwzajemnił jej gest i on także objął ją ręką w pasie. Przyjrzałam się jego twarzy. Wyglądał jak gówno. Wielka, brudna, naćpana i przepita kupa gówna. Aż się go brzydziłam.

- A jak myślisz, co ja tu kurwa robię?- warknęłam,nie mogąc pwstrzymać drgania szczęki. Byłam tak wkurwiona jak nigdy. Uwierzcie mi, jak NIGDY.

Uśmiechnął się słabo i wymienił z dziewczyną spojrzenie.

- Może zanim zaczniesz mnie gnoić, poznaj proszę Perlę.- wkazał na nią ręką. Wyciągnęła do mnie szybko rękę, ale ja w tym momencie nie wiedziałam nawet jak się nazywam. Oczywiście nie uścisnęłam jej ręki, jak dobrej ko
leżance i nie spytałam. Cześć Perla, jak się masz? Swoją drogą co to kurwa jest za imię?

Widząc brak mojej reakcji, wzięła dłoń z powrotem i dziwnie spuściła głowę.

- Możesz mi powiedzieć o co tu chodzi? Bo...ja j-jakoś...-przyłożyłam sobie dłoń do czoła.- Kim jest ta dziewczyna? Gdzie jest Michelle?

Patrzyli na mnie tak dziwnym wzrokiem...jakbym urwała się z innej planety.

- O co tu chodzi?- spytał, jakby sam nie zrozumiał.- Ta dziewczyna to Perla, a Michelle po prostu już nie ma.

- Jak to już nie ma? Przecież mieliście brać ślub...macie córkę...Slash...ja...- nie rozumiałam nic.

Znowu wymienili spojrzenia i tym razem Perla się uśmiechnęła.

- Po prostu, już nie jesteśmy razem.- powiedział. - A Heaven zniknęła razem z nią.

Cofnęłam się do tyłu, próbując ogarnąć co do mnie mówi.

- Slash, wytłumacz mi wszystko jeszcze raz, bo się trochę zgubiłam.- szepnęłam. Przychodzisz do mnie i mówisz, że Michelle odeszła razem z Heaven i że znów wpadłeś w dragi...potem nie odzywasz się przez trzy tygodnie i kiedy w końcu przełamuję się i przyjeżdżam do ciebie...ty przedstawiasz mi swoją...dziewczynę? I mówisz mi, że nie jesteś już z Chelle...

- No, to czego nie rozumiesz, Rain?- on także szepnął.

- Wszystkiego...-pokręciłam głową.- Ale chyba...już teraz nie chcę zrozumieć...

- Miałem z Perlą romans, już od kilku miesięcy...spaliśmy ze sobą dwa tygodnie po narodzinach Heaven...przez poczucie winy zacząłem brać...dowiedziała się o dragach i...i mojej zdradzie...i po prostu odeszła.- powiedział jednym tchem, jakby chciał mnie zatrzymać. Perla miała nie wzruszoną minę, tak jakby właśnie czytała instrukcję obsługi lodówki.

Nie mogłam uwierzyć w to, co mówił. Romans? Zdradził Michelle? Dlaczego nic mi nie mówiła...co za jebany sukinsyn.

- Ja pierdole...-szepnęłam.- Jak mogłeś jej to zrobić?

Wzruszył ramionami, tak jakby właśnie pozbywał się papierka od batonika i wyrzucał go do śmietnika, pełnego
 takich samych papierków.

- A ty?- zwróciłam się do tej dziewczyny.- On ma roczną córeczkę, wiedziałaś o tym że rozpierdalasz jej rodzinę?

Otworzyła szerzej usta, ale już nie chciałam jej słuchać.

- Dobra...-odwróciłam się i o mało co wyrżnęła bym się na schodach.

- Rain...-powiedział na mną, jakby błagalnie.

- Wiesz co Slash?- nie wytrzymałam i odwróciłam się, stojąc już na ziemi.- Jesteś zwykłym chujem...robiłeś to mi, teraz Michelle a później zdradzisz też ją, bo po prostu ci się znudzi...nie zasługujesz na nic...nawet na taką kobietę jak ona, która po prostu rozbija komuś rodzinę. Zgnij w tych jebanych dragach, już mnie to kurwa gówno obchodzi..cześć.

Odwróciłam się na pięcie zostawiając ich, wpatrzonych w moje plecy. Nie mogłam patrzeć na oczy,
tak bardzo łzy zasłaniały mi widok. To były łzy złości. Czystej złości.Wsiadłam do samochodu i spojrzałam w szybę. Slash wyraźnie wkurwiony wszedł do domu, zostawiając Perlę samą, w drzwiach. Odpaliłam silnik i już po chwili byłam w drodze do studia. Wpadłam do środka jak jebana rakieta, nie wiedząc w ogóle co mam myśleć.Szłam po korytarzach, co chwile na kogoś wpadając. Zapomniałam o ciąży, o tym że powinnam być spokojna, ale nie mogłam. W końcu doszłam do ich studia i weszłam do środka z hukiem otwierając drzwi. Spojrzenia wszystkich zwróciły się na mnie a ja trzasnęłam nimi za sobą i stanęłam na środku, rozglądając się po pomieszczeniu.

Na kanapie siedział Duff, obok niego Matt a na fotelu Izzy, Było tam też dwóch technicznych.

- Rain?- spytał zdezrientowany blondyn.

- Lepiej się zamknij i mnie kurwa słuchaj...-powiedziałam, opadając na kanapę pomiędzy nimi. Wszyscy patrzyli na mnie jak na pojebaną. Duff patrzył na mnie o czywiście wzrokiem z podejrzeniami.

- Co się stało?- spytał Izzy, znad jakiegoś zeszytu.

- No więc...oczywiście...poszłam do tego jebanego Slasha.

- Rain...co ja ci kurwa mówiłem...natychmiast zareagował Duff.

- Słuchaj mnie.- przetwałam mu.- Drzwi otworzyła mi jakaś jebana Perla i okazało się, że Slash miał z nią romans...Michelle od niego odeszła, zabrała Heaven a on po prostu...sobie jest z tą jebaną...- nikt nie reagował, a Matt i Izzy nagle po prostu odwrócili głowy. Tylko Duff nadal na mnie patrzył. Zdałam sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak.

- No i...c-co wy na to?-spytałam, bo nie uzyskałam od nich żadnej reakcji.

Matt odchrząknął i podrapał się po głowie, marszcząc brwi. Powoli odchodziło do mnie, dlaczego nie reagują.

- Tylko mi nie mów, że...-powiedziałam do Duffa, a on uśmiechnął się słabo i włożył mi za ucho spadający kosmyk włosów.

Odwróciłam głowę, otwierając szerzej usta.

- Wiedziałeś...-raczej stwierdziłam niż spytałam.

Nie wiedziałam co myśleć, ani jak się zachowywać. To najbardziej pojebany dzień w moim życiu.

- Nie mogłem ci powiedzieć, bo...

- No, bo co?- przerwałam mu.- Od trzech tygodni nie spię przez prawie całe noce, bo się o niego martwiłam...nie mogłeś...ja pierdole...- nie wytrzymałam i wstałam z miejsca.Szybkim krokiem podeszłam do drzwi.

- Rain...-zawołał za mną bez emcji Duff.- Przestań...

Otworzyłam je i nawet się nie odwracając wyszłam ze studia, zatrzaskując je za sobą Szłam przez korytarz, chcąc jak najszybciej wyjść na powietrze. Zrobił mi się słabo. Nie wiem czy to był przyczyną tego wszystkiego, ale cholernie się wystraszyłam. Powoli, z obu stron nachodziła mi wszech obecna ciemność. Próbowałam iść dalej, ale nogi zrobiły mi się jak z waty. Wyczułam ścianę i po chwili uderzyłam głową o podłogę.

Minęły może sekundy, może minuty...albo nawet i godziny gdy poczułam coś zimnego na twarzy. Milimetrami otwierałam oczy. Poczułam, że ktoś mnie trzyma, a głowę mam na czymś cholernie twardym.

- Wraca...-ktoś w moich nogach powiedzial cicho. Moje oczy zaczęły przyzwyczajać się do wszechobecnego światła. Wzrok wyostrzał się powoli, tak jakby dawał mi czas na zapoznanie się z sytuacją. Czułam jak jest mi zimno. Moje ciało przechodziły fale drgawek. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam się zastanawiać, o co tu w ogóle chodzi.

- Ale co jej się stało?- usłyszałam znajomy głos.- Przecież tak nagle nie traci się przytomności...

Odpowiedziała mu cisza. Ktoś głaskał mnie po włosach, w charakterystyczny sposb. Znałam ten sposób, tak to napewno Duff.

- Nie mam pojęcia...-szepnął.- Zobacz jak się trzesie...

Wtedy zobaczyłam nad sbą głowę mojego męża, zaraz koło niego siedział Matt, w nogach Izzy...a nad nami chyba z dziesięć innych sób, w tym Axl a obok niego Mandy.

- Jezu...co jej jest...-usłyszałam, że Duff szepcze. Jeg głos wykazywał, że był przerażony.

- Karetka już jest...odsuńcie się...-krzyknął ktoś i po chwili usłyszałam że coś jedzie na skrzypiących kółkach.

- Odsunąć się...-usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny. Uklęknął przede mną i chwycił mnie za nadgarstek sprawdzając mój puls.

- Halo słyszy mnie pani?- spytał.

Chciałam odpwiedzieć, ale nie mogłam. Tak jakbym nie umiała. W dolnej części brzucha zaczął narastać dziwny ból.

- Co się stało? Kto widział wypadek?- spytał rozglądając się po ludziach.

- Ja widziałam!-odezwała się Mandy. Płakała. - Szłam po korytarzu i ona nagle podparła się ściany i przewróciła się..uderzyła się głową o podłogę...od razu straciła przytomność...

- Dobrze, a jest tu ktoś z rodziny?

- Ja...jestem mężem.- szepnął Duff.Ratownik popatrzył na niego i kiwnął na teg drugiego.

- Zabieramy ją do Cedars Sinai, Mark dawaj nosze...-powiedział do swojeg kolegi. Co? Do szpitala?

- Proszę chwycić za nogi i delikatnie do góry...-powiedział podniesionym głosem. Podnieśli mnie chyba w piątkę i od razu, gdy tylko zmieniłam miejsce poczułam jeszcze silniejszy ból. Był tak silny, że bezgłośnie jęknęłam.

- Jezu...-krzyknęła Mandy, widząc , że prawie zgięłam się z bólu.

- Rain...rain...-słyszałam przerażony głos Duffa.

Co się dzieje?Boże, co się dzieje?

- Który miesiąc ciąży?- prawie krzyknął jeden z ratowników i zaczeli biec. Duff biegł koło nich, a ja nie mogłam już się skupić na tym co mwiąć. Co z moim dzieckiem? Boże, jaki ból.

Znowu ciemność. Straciłam przytomność. Otworzyłam oczy, byłam już w karetce. Słyszałam sygnał, ale nadal nic nie widziałam. Czułam tylko, że Duff trzyma moją rękę. To na pewno Duff. Po chwili, gdy znowu otworzyłam oczy widziałam już biały sufit i nachylających się na de mną lekarzy. Krzyczeli coś...nie wiem co. Patrzyłam na mojego blondyna, przez chwilę zastanawiając się nad tym, czy aby nie umieram. Miałabym umrzeć? Serio? Teraz? Tak to wszystko miało się skończyć? Całe moje życie miało się zakończyć w tym szpitalu? Ja nie chcę go zostawiać. Kocham go. Boże, kocham go. Nie zabieraj mnie jeszcze...błagam. Gdy po raz kolejny otworzyłam oczy, czułam przechodzące przez moje ciało wstrząsy. Ratują mnie...pomyślałam i po moim policzku spłynęła łza. To miała być ostatnia w moim życiu?




 Przepraszam za błędy :)








14 komentarzy:

  1. No nie spodziewałam się tego po Slashu...myślałam, że naprawdę mu zależy na Michelle i Heaven a on ją cały czas zdradzał z Perlą...debil jeden. Takiego to wykastrować...a Rain mu bardzo dobrze powiedziała na odchodne, tak trzymać :)
    Nie wierzę, że wszyscy wiedzieli i nic z tym nie zrobili...
    Mam tylko nadzieję, że Rain i dziecku nic nie będzie bo szkoda by było, żeby przez Slasha ich cudowne życie uległo zmianie i nieszczęściu. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w sumie, to to nie stało się przez Slasha D:
      Dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  2. Łooo.... no tego to ja się nie spodziewałam.. Potrafisz zaskakiwać dziewczyno, nie ma co :)
    Slash to dupek... I ta Perla... ja pierdole :/ Jak on mógł mieć romans..z nią? Miał Michelle i dziecko... Nie ogarniam...
    Czyżby Rain miała umrzeć? Ej no nie! Nie rób nam tego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz...no faktycznie wszystko jest takie pojebane...ale już w krótce moze zaczniesz ogarniać <3

      Usuń
  3. Ranyyy wciąż się nie mogę przyzwyczaić do tego genialnego tła <3333
    Jak zwykle robisz coś innego niż mi mówiłaś :P
    Ale ten rozdział jest tak brdzi super ekstra bardzo mi się podoba!
    Jest taki poruszający? Nie wiem czy to odpowiednie słowo ale jak zawsze mnie zaskoczyłaś swoimi rozmaitymi pomysłami kryjącymi się w Twoim ptasim móżdżku :****

    Chociaż jedno się sprawdziło... a mianowicie postać Perli... jestem ciekawa co ona wniesie w życie Slasha... czy on się ogarnie czy nadal bedzie takim skończonym chujem.
    Rai nieźle się wkurwiła... nie dziwie jej się. Michelle zabrało mu dziecko a go to nawet nie rusza.

    No i kurde co jej się stało?
    Masakra aż się normalnie przestraszyłam!!
    Szpital... dziecko. Mam nadzieję że wszystko będzie w porządku i Rain przeżuje bo jak nie to cię chyba uduszę!!
    No i pisz już kolejny rozdział bo nie wytrzymam!

    KCKC :*
    JESTEŚ BOSKA !

    OdpowiedzUsuń
  4. Perla !!!! Mowilam ze Perla !!!! Kurwa ale chuj z tego Slasha ! Jak Rain poroni to obiecuje Ci ze Ty tez !!! To nic ze nie jestes w ciazy !!! Zapierdole Cie jak ona nie urodzi tego dziecka !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja pierdole! Nie no jak ja nienawidzę Perli !!!!! Jak Slash mógł coś takiego zrobić a ja liczyłam na to że Michi wróci i co!? DUPA!!!! Błagam niech Michi wróci niech będzie tak jak dawniej!!!
    Rety przepłakałam cały rozdział dosłownie! Nie wiem jak to będzie z Rain ale jak coś się jej stanie albo dziecku to ja serio nie wytrzymam i psychicznie nie wyrobię! Ogólnie to zajebiscie kochana piszesz i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :***


    P.s
    Sory że tak rzadko komentuje ale mam strasznie dużo nauki i wchodzę tylko na chwilę żeby przeczytać, ale postaram się częściej komentować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko dzięki dzięki dzięki ! *__*
      Pewnie, nie ma sprawy :)):)

      Usuń
  6. Co mi tu wszyscy uśmiercają ;_____;
    No ale ja tam nie wierzę w to, że Rain umrze. Wypadki chodzą po ludziach, ale... nie, nie może się nic stać. Mam też nadzieję, że nie poroni... Mam wrażenie, że bardzo dużo osób ten "zabieg" w opowiadaniu. Stanie się tak, jak planujesz!
    Slash zdradzał Michelle, tym bardziej się nie dziwie, że od niego odeszła. I jeszcze nie żałuje, niech ona do niego nie wraca ;_; tylko szkoda małej Heaven ;_;
    Pozdrawiam i czekam <3
    A no i pamiętam wciąż o Going To... jak coś :D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięęęki za komentarz <3 Taak, ja wiem, że czekasz :D

      Usuń