środa, 16 października 2013

Rozdział 57



Tak więc, dokładnie dzisiaj mija rok od założenia 
bloga. Wiele się w tym czasie działo, w moim życiu jak i w blogu...dziękuję za te prawie 40 tysięcy wyświetleń, Wasze komentarze i wsparcie :) Kocham Was, ludzie <3
Ten rozdział dedykuję Maggy, bo jej szatański plan nie długo zostanie wpleciony w fabułę !
Dodam jeszcze tylko, że to ostatnie takie przyjemne rozdziały. Cieszcie się, póki dają hahaha :D



***

"Patrzyliśmy poprzez żar spalonych mostów, migoczący za nami,
marząc o tym, jak zielono było po drugiej stronie.
Kroki skierowane naprzód, lecz wracały przez sen,
ciągnięte siłą jakiegoś wewnętrznego pływu."


Ten głos.Słyszałam go już wiele razy.Zawsze tak sama działał na moją podświadomość. Zawsze wzbudzał takie same emocje. Takie same odczucia. Głos Davida Gilmour'a, był moim przyjacielem. Zawsze otulał mnie do snu, przykrywał kołdrą aż po same uszy, był przy mnie gdy się budziłam i gdy zasypiałam.Dorastałam z Pink Floydem grającym w starym gramofonie, który choć niszczył dźwięk i tłumił onieśmielający głos Davida...działał na mnie tak samo. Dłoń spoczywała mi na moim brzuchu, opuszkami palców delikatnie go gładząc. Tak mało brakowało, skarbie. Pomyślałam sobie, marszcząc brwi. Moje maleństwo, było zagrożone tylko i wyłącznie z własnej winy.Nasze maleństwo. Wraz z tym spojrzeniem, płyta przewinęła się z High Hopes, na One Metallici.
- To składanka?- szepnęłam, patrząc  boku na jego skupioną twarz. Wyraźnie o czymś myślał. Przegryzał wargę i zaciskał palce na kierownicy.
- Tak, zgrałem ją dla ciebie.- odparł, ale nie popatrzył na mnie. Kiwnęłam głową i wsłuchałam się, tym razem w głos Hetfielda. Nie pamiętam absolutnie nic,nie wiem czy to jawa czy sen, w głębi mnie narasta krzyk, lecz powstrzymuje mnie ta potworna cisza. Nie mogę ubrać w słowa tego, jak bardzo te słowa odzwierciedlają moje myśli.Piosenka zaczęła przechodzić na tą "cięższą stronę". Gitary wydawały z siebie krótkie, ostre dźwięki łącząc się z perkusją Larsa, idealnie wypełniając tą pełną agresji i wilczą nutę. Tak na prawdę dobrze wiem, że to ukryte wołanie o pomoc. Świat już przeminął, zostałem sam.Boże, dopomóż mi.Wstrzymuję oddech pragnąc śmierci
Błagam cię Boże, dopomóż mi.
- Pojedziemy najpierw po psa, a potem od razu do domu, dobrze?- odezwał się po jakimś czasie, gdy muzyka ucichła, a moim uszom dobiegł głos Roberta Planta. O nie, tylko nie teraz. Led Zeppelin to chyba nie najlepsze rozwiązanie, w takim momencie.
- Poczekam w samochodzie.- szepnęłam i po chwili blondyn zatrzymał auto pod domem Effy. Otworzył drzwi i wyszedł, ale za nim je zamknął ruszyłam się nie spokojnie. 
- D-Duff...-zawołałam za nim. Udało się, nachylił się przez okno i popatrzył na mnie pytająco.- Kocham cię.
-Chyba nie muszę odpowiadać, prawda?- uśmiechnął się i odszedł w stronę budynku. To The Rainy Song, z płyty Houses of the Holy. Zawsze gdy tylko wypowiadał słowo "Rainy" miałam wrażenie, że mówił o mnie i to w tej piosence kochałam. Choć Plant opowiadał o deszczu ja i tak wyobrażałam sobie , że moje imię ma coś z tym wspólnego. Właśnie z nim. Z Robertem. Boże, jaka byłam głupia.Szepczę do siebie i patrzę jak drzwi się otwierają i po chwili staje w nich Effy Nie widzę jej dokładnie, bo blondyn i skaczący Hazer mi ją zasłania, więc szybko rezygnuję i opieram głowę o szybę, wsłuchując się w odgłosy cichej gitary, grającej po za głosem Planta. Jestem zmęczona, tak bardzo jak chyba nigdy w życiu. pomimo tego, że przecież przez te dwa dni spałam. A co było tego przyczyną? Do dziś nie wiem i podejrzewam, że lekarze także.Najważniejsze, że żyje twoje dziecko.Powtarzam sobie już setny raz.Duff wraca i kładzie Hazera na tylnym siedzeniu i wraca, siadając na kierownicą i już po chwili jesteśmy w drodze.
- Cześć, piesku.- głaszczę go za uchem, przez fotel , bo nie mam siły się odwrócić. 
Mijają minuty a z głośników dobiega mnie tym razem początek One, U2. Wsłuchujemy się w tekst obydwoje i wiem, że on także o mnie teraz myśli. Jedna miłość,jedno życie, kiedy potrzebujemy tego samego.Noc, miłość, musimy czuć ją oboje,ona minie... Jeśli jej nie pielęgnujesz
- Jeśli jej nie pielęgnujesz.- powtórzyliśmy za Bonem oboje i uśmiechnęliśmy się, odwracając głowy w swoją stronę. 
-Jesteśmy jednym...-mówiłam wraz z wokalistą, wpatrując się w jego oczy.
-Lecz nie tym samym.- dokończył.
-Musimy wspierać się nawzajem...- szepnęłam i wygięłam się, kładąc głowę na jego ramieniu.
-Wspierać nawzajem...wspierać nawzajem...-mówił, wraz z Bonem i zdałam sobie sprawę z tego, że zatrzymuje samochód. Nerwowo podniosłam głowę i spojrzałam na niego.

- Co ty robisz?- spytałam. 
Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i pokręcił głową śmiejąc się.
- Nie bój się.- zaśmiał się.- Chcę ci tylko coś pokazać...
Wyszedł z samochodu, obchodząc go i otwierając także moje. Posłusznie wyszłam na dość chłodne, noce powietrze.Rozejrzałam się i zdałam sobie sprawę z tego, że stoimy na ulicy Walter St. To ta ulica. Prawie natychmiast zauważyłam ten dom.
Patrzyłam na niego jak osłupiała. 
- Nie stój tak, bo zimno...chodź...- chwycił mnie za rękę i pociągnął pod płot. Nic się nie zmieniło, ten sam syf jaki był jest nadal. Ktoś wymienił drzwi i wstawił poręcz do schodów. Powoli otworzył furtkę i popchnął ją do przodu.
- Duff!- pisnęłam, odciągając go.- Ktoś tu teraz mieszka...nie możesz...
- Uwierz mi mogę...-nie patrząc na mnie wciągnął mnie na podwórko. Wiedziałam, że idzie do tego drzewa. Pamiętał.- Spędziłem tu najlepsze lata mojego życia i to pod tym drzewem cię straciłem, na rzecz tego jebanego chuja z lokami...
Parsknęłam śmiechem i rozejrzałam się nerwowo i po chwili stanęliśmy pod dość starą akacją, której nie wiły się długo nad naszymi głowami.
- Wiesz jak często jeździ tu policja...spierdalajmy za nim...- nie zdążyłam nic powiedzieć po szarpnął delikatnie moim ciałem i wskazał na coś palcem, Podążyłam jego wzrokiem i wbiłam spojrzenie w wyryte, zupełnie krzywo i nie czytelnie " R+D" I na dole małe serduszko, przebite strzałą. Odchodziły od niego takie jakby promienie. Zmarszczyłam brwi. 
- To...-wskazał na promienie.- Trochę mi nie wyszło...to miała być krew...że wiesz, że moje serce krwawi po tym jak zaczęłaś z nim...ee...nie wiem, sypiać?
Dotknęłam opuszkami palca literek i poczułam w sercu takie przyjemne ciepło.
-Który to był rok?- szepnęłam.
- Czwarty września, osiemdziesiąty szósty.- odparł jakby szorstko. Jejku, nawet pamięta datę. Zmarszczył zabawnie brwi, jakby sobie coś przypominał.- Poszedłem wtedy do jakiegos dilera..i naćpałem się jak messershmitt...
- Pamiętam...-mruknęłam, powoli zaczynając sobie przypominać.- Szukałam cię, bo Steven mi powiedział, że...coś się chyba tobie stało...znalazłam cię w tej...
- W tej opuszczonej fabryce Marlboro...- dokończył za mnie.
- Slash był na mnie zły...-powiedziałam.- Nie rozumiałam jak mógł tak mówić...przecież byłeś moim bratem, moim przyjacielem...moim wszystkim...
Uśmiechnął się do mnie słabo po czym oparł się o pień.
- Szłam po ulicach...i płakałam, wiesz?- nigdy w życiu nie opowiadałam mu tylu rzeczy.
Patrzył na mnie w skupieniu i co chwile zerkał na moje usta. 
- Wiem.- szepnął.-Potem...jakoś doczepił się Sixx z Motley Crue...i widziałem jak na ciebie patrzył....choć byłem naćpany...to jeszcze bardziej mnie dobiło.
- I jak...potem...-zaczęłam mówić i wiedziałam że on już wie o co mi chodzi.Przybliżałam się do niego powolutku.- Pamiętasz te napięcie między nami? Te iskry...jakby takie...
-Takie przyciąganie...pamiętam to do dzisiaj...- byłam co raz bliżej.
- Położyłam ci ręce...-powtarzałam tę czynność, razem z moimi słowami.- O tutaj...i podniosłam się na palcach...
- I poczułem twój oddech w ustach...-nasze twarze są co raz bliżej.
- Objęłam twoją twarz rękami...-jak powiedziałam tak zrobiłam.- I zapomniałam o Slashu...
- I..wtedy pocałowałem cię...- szepnął i jego usta w tym momencie musnęły moje i przeszedł nas ten sam dreszcz co wtedy. Ta chwila była czymś cudownym i teraz przeżywam dokładnie to samo. Powoli poczułam, że wsuwa mój język do środka.Jego ręce zaciskają się wokół mojego ciała. Przyciągają mnie do siebie. O tak, jestem w domu.Teraz ja angażuję mój język i czuję to znajome uczucie, w dole brzucha. Ten pocałunek jest taki jak wtedy. Te same emocje, myśli...ta sama miłość.Dobra, bądźmy szczerzy...wtedy to nie był pocałunek...my się po prostu pieprzyliśmy językami. Ale teraz...jest nie co bardzie delikatnie i tak...czuję się tak, jakby on za tym tęsknił. W końcu odrywam się, czując na twarzy gorące wypieki. Jego oczy są jakby czarne a zapalony w środku lont nie gaśnie i widzę jak podpala także mnie.Przełykam ślinę i mrugam, próbując się opanować.
- Myślę, że oboje teraz powinniśmy...-zaczął, ale przerwałam mu w połowie zdania.
-Pieprzyć się.- dokończyłam za niego. Uśmiechnął się i ten uśmiech był właśnie taki, jaki kochałam. Pełen pożądania, podniecenia i miłości.
- Na masce samochodu...albo pod prysznicem...albo...-mruczał i pocałował mnie znowu.
- Eee...przepraszam...ale nie za bardzo wiem, co państwo robią w moim domu...
Podskoczyłam i wtuliłam się instynktownie w jego ciało. Odwróciliśmy się i zobaczyłam jakiegoś młodego chłopaka.
- Sory...- powiedział Duff.- Chciałem tylko...
Wytrzeszczył oczy, gdy zobaczył jego twarz w całości.
- Duff McKagan z Guns N' Roses?- powiedział z zachwytem.- Możesz tu nawet zamieszkać...
Zaśmiałam się i włożyłam ręce pod jego kurtkę. Wiem, że był zniecierpliwiony. Widziałam to w jego oczach...bawiło mnie to trochę.
- Mieszkaliśmy tu kiedyś i wiesz...po prostu dużo wspomnień...-tłumaczył się blondyn.
- Mamy po was w takim razie parę rzeczy...jedno zdjęcie...chyba nawet pani na nim jest...kilka kubków z kuchni i w jednym pokoju znaleźliśmy kostki do gitary...nie wiem...to może wejdźcie...
- Daj mi tylko to zdjęcie, a resztę sobie weź...albo wyjeb...-powiedział do niego i ruszył w jego stronę ciągnąc mnie za rekę. 
- Nawet te kostki?- spytał z zachwytem i zaprosił nas do środka. Naprawdę nic się nie zmieniło. 
- Tak, co mi po tych kostkach...-machnął ręką, a chłopak wbiegł na górę i po chwili zaraz z nich zszedł niosąc w ręku zdjęcie. Spojrzeliśmy na nie z Duffem i zobaczyłam na nim siebie.
- Kurwa, szukałem tego zdjęcia wszędzie...-jęknął i szybko je wziął chowając do kieszeni kurtki.- Tak czy inaczej dzięki stary i sory za wtargnięcie...
Wyszliśmy wchodząc do samochodu. Hazer spał sobie spokojnie i nawet na nas nie spojrzał. Znowu zaczęła lecieć muzyka, ale tym razem blondyn szybko ją wyłączył. 
- Skąd masz to zdjęcie? Mam na nim chyba z dwadzieścia lat...-zapytałam, kładąc dłoń na jego kolanie. 
- Już nie pamiętam...ale jest śliczne.- powiedział. Zwróciłam uwagę na to jak szybko jedzie.
- Do czego się tak spieszysz?- spytałam zdziwiona.
- Jak to do czego? Do ciebie...-odparł a ja ze śmiechem opadłam na kanapę i zatopiłam się  wspomnieniach z przeszłości.





20 komentarzy:

  1. Hej, a co z twoim drugim blogiem, od jakiegoś czasu wchodze tam codziennie u sprawdzam czy nic nie dodałaś, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności i napisz ci się stanie !!! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem. No cóż postaram się jak najszybciej dodać to Going To California :)

      Usuń
  2. To już rok jak czytam tą historię z niegasnącym zapałem i cały czas tak dużym zaangażowaniem? Aż trudno w to uwierzyć :D Ale jest pięknie <3 Te ich wspomnienia, rozmowy... Uwielbiam Twój styl pisania bejbe <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziekuje za dedykacje ! No ja mysle ze ten plan WEJDZIE w zycie !!!! Seks seks seks ! Tylko seks wszedzie seks !!! Czemu ich nie ruchnelas ?! Ja mam nadzieje ze nastepny rozdzial rozpocznie sie od Seeeeksuuu !!! A co z ta szmata perla ? Duff jaki kochany, bardzo cierpial.. ;___;

    OdpowiedzUsuń
  4. Aha !! No i 1000000000000 lat !!!!!! <33 ps jak tam randka z Joe ?! *.* -.-'

    OdpowiedzUsuń
  5. Więc kochana żebyś pisała do końca życia i jeszcze dłużej!!!!! Żebyś nadal miała wene i takie zajebiste pomysły i żeby perla zginęła najlepiej brutalnie i w męczarniach! Rozdział zajebisty taki spokojny a ta scena pod drzewem była cudowna!!!!! Więc liczę na śmierć perli i dużo seksu!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, kocham Twoje komentarze! Oj uwierz mi, gdybym mogła to bym podłożyła jebaną koparkę albo walca by po niej przejechał !

      Usuń
    2. A ja kocham ciebie i twojego bloga!!!!!! I jeszcze niech samolot się na nią spierdoli!

      Usuń
    3. Samolot i jebana satelita z kosmosu !

      Usuń
    4. Tylko niech w męczarniach umiera suka !!!!

      Usuń
  6. Twoje wyczucie czasu jest najlepsze! <3 Nowy :)
    http://here-today-gone-to-hell.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz że jesteś zajebista?
    Wiesz że cie kocham?
    Na pewno wiesz tylko pierdolisz ze nie... :p
    Jestes genialna w tym co robisz. kazde rozdzialy sa boskie i oby ich bylo jak najwiecej.
    Ahh te wspomnienia... Ten rozdzial jest zajebisty z reszta tak jak wszystkie inne. na poczatku troche sie dziwilam czemu duff jest taki oziębły w stosunku do rain ale pozniej juz bylo okej. no bo jak maja ochote sie pieprzyc nawet na masce samochodu o wiadomo ze wszystko jest okej :D
    kc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, dziękuję że ci się podoba i za te słowa otuchy :)

      Usuń
  8. Gratuluję wytrwania roku w Blogsferze! Obyś wytrwała tu jeszcze kolejny rok ;)
    Rozdział dość sielankowy, cieszę się, że wszystko się dobrze skończyło. Zapowiadasz zmiany... Nie będzie obrazu szczęśliwej rodzinki? Jestem ciekawa co wymyślisz. Przepraszam, że komentarz taki krótki, następnym razem postaram się o dłuższy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało kochanie...no planuje trochę zamieszac :)

      Usuń
  9. A więc tak... przeczytałam całego bloga i jest po prostu ZA-JE-BI-STY! Nie mogę doczekać się następnego rozdziału, a jeśli chodzi o ten... bardzo ładny, chyba jeden z najbardziej szczerych jeśli chodzi o Duffa. Dobra, teraz zabieram się za Going to California... ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach te dialogi pomiędzy Duffem a Rain <3 Haha "Duff McKagan z Guns N' Roses?Możesz tu nawet zamieszkać.." Zareagowałabym tak samo xD Oni są zajebiści , czekam na kolejny i już się boje jak im w życiu namieszasz ;D Aaa i gratuluje wytrwania w pisaniu ;)

    OdpowiedzUsuń