niedziela, 28 października 2012

Rozdział X

Obudziłam się rano. Tak to z pewnością jest rano, bo na dworze panuje charakterystyczna mgła. Słońce próbowało przebić się przez ciemne chmury, ale coś mu chyba nie wychodziło. W każdym razie jedna myśl cały czas krążyła mi po głowie. Jest już koniec Listopada, co znaczy że za dokładnie miesiąc Święta.
Jak co roku, z resztą cały obowiązek wyprawiania tych durnych rytuałów w stylu choinki, lampki, prezentów spoczywały na mnie i Effy. Chłopcy raczej nie przywiązywali dużej wagi do tego gdzie, jak i w jaki sposób spędzą święta Bożego Narodzenia. Chociaż w zeszłym roku udało mi się namówić Steve'a żeby przebrał się za świętego mikołaja. Nie dosyć że rozdarł wypożyczony strój to jeszcze zamiast rozdać prezenty on wziął wszystkie i zamknął się w pokoju. Slash do dzisiaj nie odzyskał swojej nowej gitary która dostał od Axla. O dziwo nikt się na niego nie wkurwił. Dla nich  Steven wykazał się kurewską odwagą zakładając ten debilny strój. Tak czy inaczej, święta w tym domu były nieźle zryte. Tak, to mogę stwierdzić.
Wstałam niechętnie z łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Podeszłam do szafy by wybrać sobie rzeczy na dzisiaj. Wybrałam jakieś czarne rurki i zwykły szary top z napisem " FUCK YOU!" Taaak, idealnie do mojego dzisiejszego humoru. Poszłam, do łazienki. Umywszy się i ubrawszy (jak to dziwnie brzmi:D) zrobiłam czarne kreski eyelinerem i wysuszyłam włosy. Nagle do łazienki wszedł Slash. Był kompletnie nie przytomny. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się.
- Jak się spało?- powiedział nieprzytomnym głosem.
- Dobrze, a tobie?- zapytałam chowając suszarkę do włosów w szafce za lustrem. Saul zaśmiał się ironicznie i powiedział:
- Zaraz znowu idę spać.
Zaśmiałam się i pogłaskałam go po włosach. Wyszłam z łazienki zostawiając otwarte drzwi. 
- Ej przecież my mamy dzisiaj koncert- powiedział slash kładąc się z powrotem do łóżka.
Wzięłam pusty kubek z szafki nocnej koło łózka i nachyliłam się nad Slashem.
- Wow, kurwa.
Uśmiechnął się pod nosem. Chyba już spał.
Zeszłam na dół , schowałam kubek do zlewu i wyciągnęłam z lodówki mleko. Wypiłam chyba pół butelki po czym zaczęłam wyciągać składniki na naleśniki. Skoro nikt w tym domu nie ma zamiaru, wstać to ja ich kurwa obudzę. Szybko zrobiłam ciasto naleśnikowe i zaczęłam smażyć je na patelni. Oczywiście momentalnie Duff, Izzy i Steven byli na dole. 
- Jezu, Rain co tak kurwa pachnie?- spytał Steven.
Uśmiechnęłam się pod nosem i przewróciłam naleśnika w powietrzu. Usiedli na stołkach koło blatu.
Duff przyglądał mi się z uśmiechem. Udawałam że nie widzę tego jak się na mnie patrzy. Oparłam się o blat, i założyłam ręce na piersiach.
- Nie widać?- spytałam.- Macie dzisiaj koncert, na stadionie o 19. Będą przed wami grać jacyś nowi. 
- Wiem, słyszałem że to podobno jakiś kolega Basa. - odezwał się Izzy.
Spojrzałam w stronę Duffa, nadal mi się przyglądał. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i mrugnęłam do niego.
Odwzajemnił uśmiech i pokazał palcem na patelnie. Cały naleśnik właśnie się spalił. Szybko chwyciłam ręcznik i zaczęłam przyduszać powstający ogień. Izzy i steven wybuchnęli śmiechem. Duff szybko podbiegł wziął mi z ręki ręcznik i zaczął wykonywać moja czynność. Pokazał palcem na szafkę. Szybko wzięłam szklankę , nalałam do niej wodę i wlałam na patelnie. Ugasiliśmy ogień. Duff spojrzał na w połowie spalony ręcznik, czarna patelnie, na Stevena i Izziego , po czym na mnie i wybuchnął śmiechem. Ja także nie mogłam się powstrzymać i śmiałam się tak głośno że chyba słyszeli mnie w wielkim kanionie. 
- Ja pierdole, smacznego kurwa- śmiał się Izzy.
Uspokoiłam dopiero po jakiś 5 minutach. Naleśnik który został jako jedyny dałam Stevenowi. Chociaż ktoś rano był szczęśliwy. Przez cały dzień nic nie robiliśmy. Wszyscy byli znudzeni pogodą. Ani wyjść na ogród, ani chociażby do jakiegoś sklepu. O 18 wyszykowaliśmy się i wsiedliśmy w taksówki. Pojechaliśmy na stadion, gdzie miał odbyć się koncert. Poznaliśmy ten zespół, co grał przed nami. Fajnie, goście jeden z nich miał chyba na imię Myles. Chłopcy grali koncert przez jakieś 2 godziny. Dalej nic nie pamiętam, bo jakiś techniczny dał mi działkę jakiegoś białego gówna. Odleciałam na maksa. Obudziłam się dopiero jutro.
Leżałam na kanapie w salonie, nad moją głową ktoś brzdąkał na gitarze znajome dźwięki. 
- Cześć, ćpunie- szepnął Duff. No tak, kto inny mógłby się mną zająć jak nie on ? Slash i reszta na pewno byli w podobnym stanie co ja.
- Jezu, Duff co się znowu stało ze mną?- spytałam przewracając się na drugi bok, kładąc głowę na jego kolanie. Odłożył gitarę i spojrzał na mnie z góry.
- Naćpałaś się, a co niby miałabyś zrobić?- zaśmiał się.Spojrzałam w dół. Miałam na sobie tylko majtki i koszulkę. 
- Gdzie moje spodnie, kurwa?- spytałam podejrzliwie.
- Slash ściągnął ci je wczoraj, ale zasnął jak rozpinałaś mu koszulę- powiedział patrząc na lezącego na fotelu Saula. Wybuchnęłam śmiechem bo wyglądał komicznie leżąc na fotelu w pół odpiętej koszuli i z gitara w ręce. Właśnie zdałam sobie sprawę z sytuacji w jakiej się własnie znajduję. Leżę koło Duffa a naprzeciwko mnie leży Slash. Szybko podniosłam głowę w jego kolana i usiadłam po turecku. Zastanawiała mnie jedna rzecz. Dlaczego pomimo tego że teraz udajemy ze między nami nic się wtedy nie wydarzyło ja cały czas o tym myślę? Dlaczego w kółku zadaję sobie pytanie co by było gdyby on nie powstrzymałby mnie. Spojrzałam w stronę Duffa. Przyjrzałam się jego twarzy. Była kurewsko zmęczona i taka smutna. Jego oczy były takie inne niż zawsze. Patrzył na mnie innym wzrokiem niż zawsze. Jakby chciały mi coś powiedzieć, tyle że sam Duff nie chciał tego mówić. Przysunęłam się bliżej niego. Położyłam głowę na jego ramieniu i wzdychnęłam.
- Duffie, między nami wszystko w porządku?- spytałam cicho. 
- A nie ?- opowiedział biorąc głęboki oddech. Znowu ten sam dreszcz. 
- Nie wiem, jakoś tak..- zawahałam się i spojrzałam na niego.  
- Chyba jest ok, prawda?- spytał uśmiechając się. Co jest Duffie? Dlaczego jesteś taki smutny?
Podniosłam głowę z jego ramienia. 
- Żałujesz tego co stało się między nami w szpitalu?-spytałam szczerze, kompletnie zapominając że Slash śpi tuż obok. 
- Nie, nie żałuję i nigdy nie będę tego żałować, Rain.- opowiedział.- A ty ?
- Nie- szepnęłam.
W tym momencie Slash gwałtownie chrapnął i obudził się. Spojrzał na mnie i na Duffa siedzących blisko siebie.
- Duff spierdalaj od mojej laski- powiedział ziewając i przeciągając się.
Ten zaśmiał się dziwnie i wstał.                                                                                                                       -Słuchajcie zaprosiłem dzisiaj Basa  jego zespół na noc więc wypierdalać na górę, przychodzą za równe 2 godziny. - powiedział i poszedł w stronę schodów. Kolejna nie przespana noc. Zajebiście.



Totalnie dziwny rozdział. Napisałam go w półgodziny o dwunastej w nocy więc przepraszam za błędy . Może być trochę nie spójności xd Wszystko poprawię jutro :D
A tym czasem zostawiam wam moje wypociny . Enjoy :D

4 komentarze:

  1. Jakie to faaajne <3
    I ONA MA BYĆ Z DUFFEM, JASNE?! ;D nie ma innej możliwości ;D
    Baz z całym zespołem? *_* Mam nadzieję, że będzie ich dużo. ;D Jezu, kocham Skid Row <3
    Piiisz szybko, bo jestem ciekawa co dalej! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę oczywiście że piszę za jakąś godzinę juz będzie nowy ! Ja też sie jaram Skid Row a szczególnie Bachem <3

      Usuń
    2. Juuż? ;D szaleńcze tempo - i to lubię ! ;P
      Mnie najbardziej jara Scotti, dlatego coś już u mnie powstaję z nimi wspólnego ;D
      To czeeekam ;D

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń